DW
Czy protesty przeciwko zakazowi aborcji w Polsce będą sygnałem alarmowym dla PiS? – zastanawia się na łamach „Die Tageszeitung” Thuc Linh Nguyen Vu z Uniwersytetu w Wiedniu.
Lewicowy berliński dziennik Die Tageszeitung” („taz”) publikuje we wtorek (16.02.2021) opinię Thuc Linh Nguyen Vu z Centrum Badań nad Historią Transformacji (RECET) na Uniwersytecie w Wiedniu na temat znaczenia wyroku polskiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy o aborcji. W jej opinii masowe protesty przeciwko wyrokowi uważane są za „największą mobilizację od czasu transformacji systemu w 1989 roku”.
„Zakaz aborcji jest wynikiem trwającej od wielu lat walki ultrakonserwatywnych środowisk o władzę. Dzięki poparciu partii rządzącej (...) mogli oni odnotować wiele sukcesów w ostatnich latach” – ocenia ekspertka. I dodaje, że choć wyrok uderza w pierwszej kolejności w kobiety i ich prawo do równego dostępu do bezpiecznej podstawowej opieki medycznej, „jego znaczenie jest szersze”.
Strategia „dziel i rządź”
„Polityczny projekt Jarosława Kaczyńskiego i liderów Zjednoczonej Prawicy ma daleko idący cel: zniszczenie po części istniejącego, a po części wyimaginowanego liberalnego porządku w Polsce po 1989 roku. W wyobrażeniu Kaczyńskiego za tym porządkiem stoją komunistyczne siły, które także po zakończeniu ich jednopartyjnego panowania w dużej mierze wpływały na zmiany systemowe. Zapewniły sobie trwałe polityczne i społeczne wpływy poprzez sojusz ze zorientowanymi na Zachód siłami liberalnymi. W konsekwencji walka z komunizmem musi zarówno obejmować kontrowersyjne reformy społeczne i prawne, jak i radykalną i skierowaną przeciwko liberalizmowi wojnę kulturową” – pisze badaczka, która naukowo zajmuje się m.in. historią Polski XX wieku.
Jak dodaje, w ideologicznym układzie współrzędnych to Unia Europejska, utożsamiana w większym lub mniejszym stopniu z Niemcami, wydaje się wcieleniem dekadenckiego liberalizmu, który jest kojarzony nie tylko z moralnym relatywizmem i leseferyzmem, ale także z kontynuacją historii ucisku, w której Polska jest wieczną ofiarą niemieckiego neoimperializmu.
Jej zdaniem strategia „dziel i rządź”, której celem jest wywoływanie skandali, to jedno z centralnych narzędzi w arsenale rządu, „aby odwrócić uwagę od bilansu, który wcale nie jest doskonały”. Ta strategia jest wciąż napędzana przez nowe skandale, „od publicznego obrażania opozycji przez Kaczyńskiego, poprzez usunięcie Dariusza Stoli ze stanowiska dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich po nie tylko symboliczne ataki na uchodźców i wspólnotę LGBTQ+” – pisze Thuc Linh Nguyen Vu, dodając, że polaryzacja stała się modus operandi polskiego rządu, a zakaz aborcji i planowany podatek od reklam w mediach tylko celowo ją pogłębiają.
Protesty sygnałem alarmowym dla PiS
„Być może rząd dostrzegł, że chodzi także o jego przetrwanie. Pandemia unaoczniła jego słabość przynajmniej tym, którzy śledzą nie tylko kontrolowane przez rząd media, ale i przyczyniła się do kilku głośnych skandali. Dla partii, która dysponuje prawie nieograniczoną kontrolą aparatu państwowego, zasobami finansowymi i mediami publicznymi, może to być problemem egzystencjalnym” – ocenia ekspertka. Dodaje, że symptomatyczna była nieznaczna przewaga PiS w ostatnich wyborach prezydenckich w 2020 roku.
Jej zdaniem protesty przeciwko zakazowi aborcji mogą być sygnałem alarmowym dla PiS i Kaczyńskiego. „Dla polskiego społeczeństwa stawka jest wysoka. Nawet zwolennicy PiS zaczynają powoli dostrzegać, że igranie z ogniem ma poważne konsekwencje. Nie byłby to pierwszy przypadek, gdy dogmatyczna władza nie doceniła złości i politycznej woli przetrwania społeczeństwa” – ocenia badaczka.
REDAKCJA POLECA