Szukaj w serwisie

×
19 grudnia 2018

Węgrzy wychodzą na ulicę, aby protestować. Czy to przedsmak końca Orbana?

Tysiące Węgrów wychodzą na ulicę, aby protestować przeciwko tak zwanej „ustawie niewolniczej”. Reakcja rządowego aparatu jest bardzo irytująca – ocenia Keno Verseck.

Protesty na Węgrzech

O premierze Węgier Viktorze Orbanie mówi się, że ma doskonałe wyczucie tematów, połączone z niezwykłym instynktem władzy. Spoglądając na minione lata, rzeczywiście można znaleźć na to dowody. Najdobitniejszy to instrumentalizacja kryzysu uchodźczego. Sposób, w jaki Orban obszedł się na Węgrzech z tą sprawą, przysporzyła mu rekordowego poparcia i uczyniła ośrodkiem wpływu w polityce europejskiej, którego nie można lekceważyć.

Ale reakcja rządu w Budapeszcie na trwające w kraju protesty, budzi wątpliwości w polityczny instynkt Orbana. Tysiące ludzi protestują każdego dnia przeciwko tak zwanej „ustawie niewolniczej” mocno podwyższającej liczbę dopuszczalnych nadgodzin, jak i przeciwko innym niedemokratycznym przepisom i praktykom na Węgrzech.

Sam premier nie odniósł się jak dotąd do protestów. Jego współpracownicy, zwolennicy i podległe mu media wściekle atakują jednak wszystkich, którzy wychodzą na ulicę czy w jakikolwiek sposób wspierają protestujących. Jak słychać, to dzieło „prowokatorów”, „agentów Sorosa”, „zagranicznych przestępców”, „miłośników migrantów”, „agresywnej mniejszości” czy „wrogów chrześcijaństwa i świąt”. To określenia, które zapewne mają błogosławieństwo Orbana, bez którego zgody nic poważniejszego nie może się w kraju obyć.

Atak na krytyków

Sposób, w jaki reżim Orbana etykietuje swoich krytyków, tylko wzmógł protesty. Można powiedzieć, że węgierskie władze przechodzą same siebie w absurdalności stawianych zarzutów. Ale na tym polega w zasadzie logika orbanowskiego systemu. I z tego wynika to, co naprawdę niepokoi.

W retoryce węgierskiego premiera coraz mniejsze znaczenie odgrywa demokratyczna konkurencja, której celem nadrzędnym powinno być odpowiedzialne i służące dobru ogółu rządzenie. Zamiast tego w centrum uwagi coraz częściej stoją domniemana walka na śmierć i życie, wojna i pokój, dobro i zło, światło i mrok. Jednocześnie forma zaczęła zastępować treść. Orban krok po kroku demontował mechanizmy kontrolne władzy albo mocno je ograniczał. Filozof Gáspár Miklós Tamás, jako jeden z pierwszych, już dawno przepowiedział, że Orban nie będzie chciał dobrowolnie oddać władzy. Także wielu Węgrów nie wierzy już, że premiera będzie można zmienić na drodzę wyborów, tylko jedynie siłą.

Radykalne głosy także wśród demonstrantów

Pojawiają się już tego pierwsze oznaki. W węgierskim parlamencie doszło w ubiegłym tygodniu do gorszących scen, jakich w 2018 roku nie widział jak dotąd parlament żadnego innego kraju Unii Europejskiej. Gwizdy, okupacja mównicy, wejście sił porządkowych i usunięcie protestujących posłów. Także wśród demonstrantów mnożą się radykalne głosy.

Praktycznie nie ma co liczyć na to, że Viktor Orban zatrzyma się w swoim ekstremalnie konfrontacyjnym stylu rządzenia. To smutne, że kraj, który 30 lat temu był jednym z prekursorów demokratycznych przemian w Europie wschodniej, spogląda w tak ponurą przyszłość.

REDAKCJA POLECA



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję