Ksiądz Stanisław Walczak był osobą niezwykłą, znacznie odbiegającą od stereotypu polskiego duchownego. Wiele lat spędził za granicą, niemal 17 w afrykańskiej Zambii, później do emerytury w Niemczech w parafii wśród ubóstwa, uchodźców, emigrantów i problemów społecznych. Był społecznikiem, wspomagał biednych, odrzuconych, nie zamykał drzwi przed uchodźcami.
Wielu z nas ks. Stanisława Walczaka znało albo przynajmniej o nim słyszało. Warto jednak zaznaczyć, że Kościół kochał, ale ten powszechny, nie polski. Był zagorzałym zwolennikiem rozdzielenia polityki od religii i państwa od Kościoła, o czym nie przebierając w słowach głośno się wypowiadał, głównie w swoich tekstach, publikowanych na swoim facebookowym profilu. Pisał na nim o polityce, tolerancji, pogoni za pieniądzem i o kościele.
20 kwietnia, ksiądz Stanisław został poddany poważnej operacji wątroby w Siemianowicach Śląskich, następnie przebywał na rekonwalescencji w Archidiecezjalnym Domu Hospicyjnym w Katowicach. Zmarł w dniu 6 czerwca 2020.
Na naszej stronie ukazało się wiele publikacji księdza Walczaka. Przypomnijmy je sobie, klikając w poniższy baner.
Ks. Lemański wspomina: "To był naprawdę ciepły, zatroskany i doświadczony przez życie ksiądz"
To było dobrych parę lat temu. Z grona setek, a może nawet z ponad tysiąca znajomych księży, nagle pozostała garstka. A przecież tylu ich spotykałem w seminarium, na pielgrzymkach i na kapłańskich rekolekcjach. Z nimi pełniłem posługę w Polsce, Białorusi, Rosji. Pracowali w sąsiednich parafiach, spotkałem się z nimi, rozmawiałem, o innych czytałem, podziwiałem, starałem się naśladować. Potem przyszedł czas niełatwy. Odkrywałem na nowo swoje miejsce w Kościele i swoją drogę do różnych miejsc i do nieznanych dotąd ludzi. Jedwabne, Sobienie-Jeziory, Anielin, Karczew, Otwock, Treblinka. Im więcej było tych odkryć, tym bardziej pośród księży byłem „nieswój”. A potem Jasienica i arcybiskup Hoser.
Z dawno znajomych księży nagle pozostało kilku. I do ich grona dołączył w trudny czas ksiądz Stanisław. To on sam mnie odnalazł. Nigdy się osobiście nie spotkaliśmy, ale gdy zadzwonił - uścisnął mnie serdecznie, szczerze, po kapłańsku, po ludzku.
Nasz internetowy kontakt wcale nie był zimny i bezosobowy. To był naprawdę ciepły, zatroskany i doświadczony przez życie ksiądz. A pisaliśmy do siebie jak ksiądz do księdza. I był w tych kontaktach rozumiejący i gotowy udzielić wsparcia.
Potrafił się wkurzyć i dzielił się swoim sprzeciwem wobec zła i niesprawiedliwości. Ale umiał również słuchać i dawał się przekonać. Ksiądz Stanisław rozumiał bardzo wiele bez słów. Mówi się o takim - bratnia dusza.
Czytałem jego wpisy z zapartym tchem. Widział zepsucie ludzi Kościoła, spotykał postaci, o których Kościół woli dziś milczeć i których wyczyny chciałby zapomnieć. Pisałem do niego - że to jest mój Kościół. A ksiądz Stanisław odpowiadał, że cieszy się i Bogu dziękuję, iż nie dałem się z tego Kościoła wypchnąć.
Czytaliśmy swoje teksty i komentarze. Wypatrywałem jego recenzji i uwag. Był ostry, bardzo ostry w swoich ocenach i polskiego Kościoła i naszej obecnej politycznej degrengolady. Ale był niezwykle serdecznym człowiekiem i dobrym księdzem.
Bardzo mi go będzie brakować.
ks. Wojciech Michał Lemański
thefad.pl