Aleksandra Induchowa
Przenośne systemy obrony powietrznej to ważna część ukraińskiej defensywy. Żołnierze jednego z mobilnych oddziałów zdradzają Deutsche Welle, jak chronią stolicę przed rakietami i dronami.
Niebo nad jeziorem położonym nieopodal Kijowa jest bezchmurne. Przy brzegu siedzą rybacy. Kilka rodzin siedzi na leżakach i korzysta ze słonecznej pogody. Beztroskę przerywa przyjazd czarno-zielonego Hummera, na którego górze zamontowano system przeciwlotniczy Stinger. Odpoczywający nad wodą w pośpiechu pakują swoje rzeczy i spoglądają na telefony, aby sprawdzić, czy pojawił się nowy alarm rakietowy.
Dwóch żołnierzy wysiada z samochodu i uspokaja ludzi. Tym razem to tylko ćwiczenia mobilnej jednostki obrony przeciwlotniczej. Dowódca o imieniu Ołeksandr podkreśla, że w przypadku ataku lotniczego wszyscy będą musieli natychmiast opuścić ten teren.
– Przebywanie na otwartej przestrzeni w pobliżu zbiornika wodnego zagraża życiu. Czasami przelatują tędy rosyjskie rakiety i irańskie drony Shahed, które zestrzeliwujemy – mówi DW 36-letni mężczyzna. Jego partner, 39-letni Ivan, przechadza się w pełnym uzbrojeniu i uważnie obserwuje każdy ruch w okolicy.
Dobry wzrok i kreatywność
Brzeg jeziora to jedno z wielu miejsc, z których ukraińska obrona przeciwlotnicza stara się trafić wrogie cele. Przenośny system obrony powietrznej, jakim dysponują Ołeksandr i Iwan to Dual Mount Stinger. Jest w stanie zestrzelić rakiety, samoloty i helikoptery z odległości pięciu kilometrów i nawysokości do trzech kilometrów. Żołnierze rozpoczynają ćwiczenia. Szybko sięgają do pojazdu po skrzynie z rakietami, otwierają je i wkładają pociski do wyrzutnika.
The work of a fighter of the Armed Forces of Ukraine with FIM-92 Stinger dual mount system, which was previously handed over by Lithuania. pic.twitter.com/zSZtt3DCVe
— NOELREPORTS 🇪🇺 🇺🇦 (@NOELreports) November 22, 2022
Oleksandr wskakuje na dach pojazdu i zaczyna analizować przestrzeń powietrzną. Obraca się na specjalnym siedzeniu.
– Mogę wystrzelić dwie rakiety w ciągu pięciu sekund – wyjaśnia. – Nasz radar wskazuje mi cel w powietrzu, zanim jeszcze go zobaczę. Przesyła współrzędne i informuje mnie, gdzie mam celować, w górę, czy w dół. Po namierzeniu celu pojawia się sygnał „ognia”.
Ukraiński wojskowy twierdzy, że z wyjątkiem rosyjskiego pocisku hipersonicznego typu Kindżał, są w stanie zestrzelić „właściwie wszystko”, choć odmawia udzielenia bardziej szczegółowych informacji.
– Potrzebny jest dobry wzrok i kreatywność. System może za cel obrać chmurę znajdującą się nad dronem. I wtedy muszę szybko coś wymyślić, aby faktycznie namierzyć samego drona – tłumaczy.
W ostatnich tygodniach do większości rosyjskich ataków rakietowych na Kijów i teren obwodu dochodziło w godzinach nocnych. Ołeksandr i Iwan przyznają, że były to dla nich noce pełne nerwów. Gdy robi się ciemno, znacznie trudniej jest wykryć cele. Dodatkowo pojawia się ich zbyt wiele. Iwan uważa, że w ten sposób Rosjanie chcą osłabić ukraińskie zapasy obrony przeciwlotniczej, ale i morale. To się jednak nie uda – przekonuje. – Ponieważ mamy wystarczająco dużo pocisków i nauczyliśmy się nie spać w nocy – mówi Iwan.
Oleksandr dodaje, że nie każdy żołnierz, może wytrzymać takie obciążenie. – Jestem już przyzwyczajony do czuwania przez osiem godzin w nocy. Mogę też położyć się o 15:00 i spać do 18:00, bo wiem, że w nocy wszystko może zacząć się od nowa.
Nie zawsze się udaje
Ołeksandr z trudem szuka słów, gdy pada pytanie o sytuacje, w których nie udaje mu się trafić celu. Z psychologicznego punktu widzenia jest to bardzo trudne, gdy widzi, że dron lub pocisk rakietowy uderzył w budynek mieszkalny, przedszkole, szkołę lub szpital.
– Zdaję sobie wtedy sprawę, że nie udało mi się uratować czyjegoś życia. A jestem odpowiedzialny za wiele ludzkich istnień – podkreśla. Stąd potrzeba ciągłych ćwiczeń. A za każdy zestrzelony wrogi cel na karoserii Hummera pojawia się kolejny żółty „tryzub”, czyli ukraińskie godło. Aktualnie jest ich już dwanaście.
Do tej pory dowództwo ukraińskiej obrony powietrznej nie udzielało mediom żadnych informacji na temat pracy takich mobilnych oddziałów. Jednak po ponad roku wojny, Ołeksandr może opowiedzieć o swoich doświadczeniach. W pierwszych miesiącach wojny, na terenie obwodu kijowskiego zestrzelił dwa samoloty Su-25 i dwa śmigłowce K-52. Żołnierz podkreśla, że helikoptery są szczególnie trudne do trafienia, ponieważ za pomocą lasera potrafią mylić sygnał pocisku.
– Mówiono nam, że nie da się ich zestrzelić. Natomiast wszystko jest możliwe, jeśli tylko spróbujesz. Ciągle zmieniałem pozycję, trafiłem pod ostrzał artyleryjski, ale w końcu się udało – wspomina. Ołęksandr zestrzelił również osiem dronów w obwodzie kijowskim i nad Charkowem.
Obrona dzięki wsparciu sojuszników
Według szacunków Dowództwa Sił Zbrojnych Ukrainy, krajowa obrona powietrzna obecnie z powodzeniem odpiera zmasowane ataki rakietowe na obwód kijowski. Sukces zależy od mobilnych, trudnych do zlokalizowania przenośnych systemów obrony powietrznej, które można szybko ustawić i następnie zdemontować. Ołeksandr i Iwan z ulgą przyjęli fakt, że Ukraina otrzymała od swoich partnerów skuteczne systemy obrony przeciwrakietowej, niemieckie IRIS-T i amerykańskie Patrioty.
Oleksandr nauczył się korzystać z Dual Mount Stinger jeszcze przed wojną.
– Litwa przekazała nam ten przenośny system obrony powietrznej, a my przeszliśmy szybki kurs obsługi. - Oleksandr jeszcze przed wybuchem wojny jako zawodowy żołnierz bronił przestrzeni powietrznej kraju. – Poszedłem na wojnę, aby chronić Ukrainę oraz moją żonę i dziecko, których nie widziałem od ośmiu miesięcy – wyznaje. Jego partner Iwan przeszedł szkolenie dopiero podczas wojny. To, że trafił do obrony powietrznej, ma związek z zawodem ratownika, który wykonywał przed wojną. – Bronię mojego kraju i mojej rodziny – mówi.
Oleksandr i Iwan nie chcą zdradzić, ile takich mobilnych jednostek obrony powietrznej chroni obwód kijowski. Zapewniają, że wszyscy zauważyliby, gdyby było ich zbyt mało. Obiecują, że opowiedzą wszystko po wojnie, ile operacji zakończyło się sukcesem, ale także, jakie ponieśli straty.
REDAKCJA POLECA