Wadim Tyszkiewicz
Mam dość kłamliwej propagandy i wykorzystywania tragedii do politycznej gry, do prowadzenia kampanii prezydenta Dudy, który w obliczu zagrożenia bezwstydnie się lansuje. Ja wiem jak działa kartonowe państwo
Nie mam koronawirusa, miałem zrobiony test, ale… już nie mogę dłużej milczeć. Mam dość kłamliwej propagandy i wykorzystywania tragedii do politycznej gry, do prowadzenia kampanii prezydenta Dudy, który w obliczu zagrożenia bezwstydnie się lansuje. Ja wiem jak działa „kartonowe państwo”.
Poniżej opowiem o tym jak przebiegł mój test na koronawirusa.
Wcześniej opisałem jak w woj. lubuskim nasze państwo zlekceważyło zagrożenie i pozostawiło samym sobie 10 osób powracających z Włoch z bliskich okolic czerwonej strefy z Lombardii, zanim całe Włochy stały się czerwoną strefą.
Na długo zapamiętam lekceważącą postawę Głównego Inspektora Sanitarnego, który wobec naszych apeli w Senacie, radził, żeby nie panikować, a dla domagających się działań i prawdy, zalecał żebyśmy „wkładali sobie lód w majtki”. Teraz wiem też co się dzieje na styku epidemii z polityką.
Wczoraj sam się przekonałem o tym, jak działa państwo.
Ostatnie kilkanaście dni miałem bardzo intensywne. Mnóstwo spotkań i tysiące przejechanych i przelecianych kilometrów. W czwartek i piątek byłem we Wrocławiu na Walnym Związku Miast Polskich. W poniedziałek na konferencji samorządowej w Lublinie. We wtorek konferencja samorządowa w Senacie w Warszawie. W środę miałem w planie wizytę w Sczecinie, do której się przygotowywałem od tygodni.
Bardzo zależało mi na obecności tego dnia w Szczecinie. Ok. godz. 12 pojechałem na lotnisko. Jednak trochę źle się poczułem. W obliczu zagrożenia koronawirusem na lotnisku postanowiłem zbadać temperaturę. Szukałem takiego punktu pomiaru, o którym trąbiono w telewizji. Nie znalazłem. Do odlotu niespełna pół godziny. Udałem się więc do ambulatorium na lotnisku. Było zamknięte na cztery spusty. W środku nikogo. Skorzystałem z telefonu przed drzwiami. Poinformowano mnie, że za chwilę ktoś przyjdzie. Minęło ok. 10 minut. Nikt się nie pojawił. Zadzwoniłem ponownie. Znów obietnica, że ktoś się pojawi. Kolejne 10 minut. Nikogo. Poszedłem więc szukać kogoś z personelu medycznego na lotnisku. Nie znalazłem. Zbliżał się odlot samolotu.
Przeszedłem odprawę, wchodziłem już na płycie lotniska do autobusu wiozącego do samolotu i przy nasilających się objawach… uznałem, że w obliczu epidemii nie będę ryzykował zdrowiem i życiem swoim i innych, cofnąłem się.
Wróciłem do hotelu. Udałem się do lekarza. Lekarz mnie zbadał, stwierdził podwyższoną temperaturę i objawy przeziębienia, zapisał mi lekarstwo oraz nakazał obserwację. Objawy wydawały się takie, jak przy typowym przeziębieniu: ból głowy, gorączka, ból gardła, katar, ból stawów, potworne pocenie się…Objawy się nasiliły. Wyglądało na zwykłe przeziębienie. Noc jednak miałem ciężką z objawami choroby. Rano zgłosiłem telefonicznie swój stan Marszałkowi Grodzkiemu. Nakazał mi, abym natychmiast się udał do Szpitala Zakaźnego na ul. Wolskiej w celu przeprowadzenia testu na obecność koronawirusa.
W szpitalu byłem o godzinie 8. Zostałem przebadany przez lekarza, zakwalifikowano mnie do testu i pobrano mi wymazy z gardła i nosa. Nakazano mi powrót do pokoju, nie kontaktowanie się z kimkolwiek i oczekiwanie na kontakt kogoś z Sanepidu. Jednak wrócić musiałem sam. Wynik miał być gotowy po 4-6 godzinach. Tak też zrobiłem. Wróciłem do hotelu, zamknąłem się w pokoju i czekałem.
Zastanawiałem się jak wrócić do hotelu? Ok. 8 km. Nikt mi nie zaproponował transportu. Taksówką- też potencjalne zagrożenie dla kierowcy i przyszłych pasażerów. Do szpitala pojechałem więc tramwajem w maseczce, chowając się w kącie i utrzymując jak największą odległość od ludzi, minimum 2 metry. Zachowałem się, stosując wszelkie mi dostępne w tym momencie środki ostrożności.
Po powrocie do pokoju nikt jednak ze mną, ani ze szpitala, ani z Sanepidu, się nie skontaktował. Nikt nie zadzwonił. Mijały godziny.
Senat wstrzymywał obrady. Minęły 4 godziny- nic, 6 godzin- nic. Postanowiłem ja zadzwonić. Numer wciąż zajęty. Kilkanaście prób. W końcu się udało. Wyniku brak.
Informowałem, że od wyniku testu zależy, czy Senat rozpocznie obrady. Kolejny telefon za godzinę. Wyniku brak. Operator poinformował mnie, że mimo tego, że tego dnia byłem jednym z pierwszych przebadanych, to nie „załapałem się” do pierwszej badanej grupy próbek i wynik będzie ok. godz. 18. Dostałem obietnicę, że ktoś oddzwoni. Nikt nie oddzwonił. Nikt mnie nie poinformował. Zostałem pozostawiony sam sobie.
Koło godz. 19 znów zawisłem na telefonie. Po bardzo wielu próbach w końcu się dodzwoniłem. Po blisko 11 godzinach (miało być maksymalnie 6) jest wynik. Negatywny. Uffff.
11 godzin przesiedziałem w pokoju bez jedzenia i picia. Nie wychodziłem, nie chciałem stwarzać zagrożenia, nie znając wyniku testu.
W tym czasie w Senacie marszałek Karczewski i senatorowie PiS wykorzystali moją nieobecność i nieobecność kilku senatorów Opozycji Demokratycznej (senator Pociej wrócił z Paryża, został w domowej kwarantannie) i zerwali kworum, blokując debatę nad projektem ustawy „antykoronawirusowej”. Marszałek Karczewski domagał się zerwania obrad Senatu. Sytuacja została cynicznie wykorzystana przez polityków PiS.
I kiedy oglądam dzisiaj w TV ostentacyjne objeżdżanie przez prezydenta
Dudę miast i miasteczek, witanie się się z każdym i konferencje za
konferencją, to zastanawiam się nad tym, jak można tak bezczelnie
wykorzystywać tą trudną sytuację do umacniania władzy jedynie słusznej
partii i lansowanie się prezydenta?
Wstyd.
Polacy czekają na konkretne działania, na dostepne testy, maseczki, na wyposażone szpitale, a nie na kłamstwa i lans polityków, wykorzystujących dramatyczną sytuację.
Mimo tego, że mój wynik testu był negatywny, wróciłem do domu, ograniczyłem kontakty do minimum i wykonuję zalecienia służb medycznych, jak większość Polaków.
Nie mam pretensji do lekarzy i personelu medycznego za te 11 godzin niepewności, którzy uwijali się w szpitalu jak w ukropie, a nerwowość udzielała się nam wszystkim. Dziękuję im za pomoc.
Mam pretensje do polityków i władz, które okłamują Polaków i na konferencjach prasowych stwarzają pozory profesjonalizmu.
Polacy są zdani głównie na samych siebie i mam nadzieję, że postępując odpowiedzialnie, wyjdziemy razem z tej tak trudnej sytuacji. Można zamknąc lotniska i dworce, można zamknąc galerie handlowe i restauracje, ale nic nie zastąpi profesjonalnej i dobrze wyposażonej służby zdrowia i odpowiedzialności świadomych zagrożenia Polaków.
P.S. Napisałem ten tekst, nie po to, żeby się nad sobą użalać. Nie potrzebuję tego. Zrobiłem to, żeby pokazać jak działa państwo. Jest dużo lepiej niż jeszcze 2-3 tygodnie temu, ale i tak nie tak jak powinno.
Co więc nie zadziałało w moim przypadku:
1) Na lotnisku brak służb medycznych, brak możliwości zbadania temperatury, a to najprostszy test w wypadku koronawirusa, który pozwala na podjęcie kolejnych działań wobec potencjalnie zakażonego,
2) W szpitalach zakaźnych natłok pacjentów i trudne warunki pracy personelu medycznego. Ci ludzie są przemęczeni. Potrzebują wsparcia i sprzętu.
3) Testy powinny być bardziej dostępne. Łatwiej wtedy wykryć ognisko zakażeń.
4) Wyniki testów powinny być dostępne szybko. Miało być 4-6 godzin przy nowych testach 4-6 godzin, a nie 11.
5) Objęty badaniem pacjent powinien być odizolowany do czasu otrzymania wyniku testu. Nie może być tak, że jest wypuszczany na ulicę i niech robi co chce i idzie gdzie chce.
6) Jeśli już taka osoba opuszcza szpital, powinna być odtransportowana karetką do miejsca izolacji.
7) Sanepid powinien z taką osobą się skontaktować i ją monitorować, a nie pozostawić samą sobie.
Wadim Tyszkiewicz
PS. „Żebyś zdechł”, „wypier…laj z Polski”, „takich starych jak ty powinno się utylizować”, „do pieca z nim”, "i do piachu" (przed chwilą)… to tylko mały przykład słów, jakie zostały skierowane do mnie po ukazaniu się tekstu o moich doświadczeniach z ostatnich dni. W sytuacjach kryzysowych obnaża się nasza polska natura. Co więc ja zrobiłem takiego złego, że wylała się na mnie fala hejtu i nienawiści? Moją intencją było pokazanie luk w systemie i apel o prawdę. Tylko tyle, i aż tyle.