Stanisław Tym w swoim ostatnim "Rejsie" do Nieba przedstawi się świętemu z kluczami: "Znamy się mało… więc może ja bym powiedział parę słów o sobie - najpierw. Urodziłem się… urodziłem w Małkini, w 1937 roku, w lipcu. Znaczy, w połowie lipca… właściwie w drugiej połowie lipca… dokładnie 17 lipca. A umarłem w grudniu, w pierwszej połowie… właściwie dzisiaj, 6 grudnia”.
Był najsłynniejszym, misiowym Prezesem prezesów. I nie przypadek, że to dzisiaj zostawia pusty fotel w gabinecie. W dniu, gdy znienawidzony przez niego prezes Kaczor - traci immunitet za bicie ludzi po twarzy i niszczenie wieńca (jakby nie dawał nam w pysk 8 lat, niszcząc nie kwiatki a Polskę). Dzisiejszy dzień i epokę trzeba więc podkreślić wężykiem - to też ze skeczu Tyma granego przez Kobuszewskiego - Wężykiem Jasiu, wężykiem…
Z Panem Stanisławem spotkałam się parę razy na imprezach. Wracając razem, prosiliśmy taksówkarza o jazdę w kółko, od punktu A do punktu B, żebyśmy mogli się nagadać. Jak dzieciaki odprowadzające się po szkole i niemogące naraz powiedzieć sobie wszystkiego, najśmieszniejszego.
Przy nim wracało się do dziecięcej beztroski, bo Tym był wiecznym dzieckiem. Mówił co myśli w sposób najbardziej urokliwy i zabawny. Nie szydząc, tylko bezradnie pokazując prawdę.
Byłeś najwspanialszym prezesem, łu bud dubu, to mówimy my, dzisiaj wszyscy jesteśmy Jarząbkami.
Żyj 100 lat, nieskończoność w lepszym, uśmiechniętym świecie, gdzie przygarniesz bezdomne dusze psów.
Manuela Gretkowska