Andrzej Saramonowicz
Nie można wykluczyć, że prezes PiS-u chce, by pod kontrolą jego partii Śpiewak odciągnął młodych lewicowców od gnijącego SLD i zbudował mu `czerwony PAX
`.
Moim zdaniem, kiedy Rafał Trzaskowski zostanie prezydentem Polski, PiS zrobi komisarzem Warszawy Jana Śpiewaka. I po to jest właśnie ten akt łaski uczyniony przez Andrzeja Dudę. By na Śpiewaku nie ciążył wyrok sądowy, uniemożliwiający przyjęcie tej funkcji.
Odnoszę wrażenie, że Jarosław Kaczyński bardzo dobrze rozpoznał charakterologiczne cechy Śpiewaka i wie, że z zemsty za niewystarczające ukochanie ze strony polskiej elity, ów zrobi wszystko. A Kaczyński to wie, bo sam przecież jest od lat poruszany przez identyczne paliwo. Swój rozpoznał swego.
Przypuszczam, że Śpiewak - wymachując sztandarem z napisem „afera reprywatyzacyjna” - dostanie zadanie znalezienia w warszawskim Ratuszu wszystkiego, co przyczyni się do impeachmentu Trzaskowskiego. Rzecz jasna żadnych dowodów na powiązania Trzaskowskiego z mafią reprywatyzacyjną nie znajdzie, ale „nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go”. Nieustannie. To w zamierzeniu zwiąże Trzaskowskiego i zepchnie do defensywy.
Przypuszczam też, że Kaczyński potrzebuje Śpiewaka jeszcze do czegoś więcej. Tak jak Iwan Sierow potrzebował Bolesława Piaseckiego w 1945. Nie można wykluczyć, że prezes PiS-u chce, by pod kontrolą jego partii Śpiewak odciągnął młodych lewicowców od gnijącego SLD i zbudował mu „czerwony PAX”. Kaczyński ma świadomość, że wielu młodych polskich lewicowców chce żyć pełną piersią, realizować się, robić kariery, zarabiać kasę, a na to się przy obecnych liderach lewicy nie zanosi. Pozwoli im więc „krzewić sprawiedliwość społeczną” w walce z „hydrą neoliberalizmu”, da kontrolowaną autonomię, dumę z trwania przy lewicowych emblematach, sypnie państwowym groszem na ich instytuty, fundacje i biznesy, tylko potrzebuje zaufanego i koncesjonowanego przywódcy owej kontrolowanej przez prawicę lewicy.
I moim zdaniem Jan Śpiewak doskonale rozumie, o co toczy się gra i ją akceptuje. I jakkolwiek mocno by się zapluwał o swojej niezależności działacza społecznego, to jego polityczna ścieżka na najbliższe miesiące i lata już jest narysowana.
A co go w moim mniemaniu istotnie różni od Bolesława Piaseckiego? To że przedwojenny falangista swoim przejściem na stronę komunistów w 1945 roku ratował się przed fizyczną eliminacją, a Jan Śpiewak, flirtując z Andrzejem Dudą o ułaskawienie, zaoszczędził kilkanaście tysięcy złotych zasądzonych przez sąd w procesie o zniesławienie.
Andrzej Saramonowicz