Radek Wiśniewski
A teraz na chwilę znowu wróciły kontrole graniczne. I w Jędrzychowicach znowu jest kolejka na 60 kilometrów. Tę historię, autentyczną, dedykuję wszystkim, którym znudziła się ta teoretyczna wspólnota UE i Strefa Schengen. Macie teraz drobny przedsmak rozpadu tej teoretycznej wspólnoty i nie wie nikt jak to jest, że wspólnota niby teoretyczna a ból dupy realny
Pamiętam raz w życiu jechałem TIR-em do Mainz i z powrotem. Z obrazami. Tak, zajmowaliśmy się wtedy skomplikowanym planem, który łączył obecność województwa na wystawie światowej EXPO w Hanowerze z Dniami Kultury Polskiej w Mainz.
Nie wszystko poszło jak miało pójść, niektóre rzeczy wyszły, inne nie, ale nie w tym rzecz.
To, co zapamiętałem to jazdę z chłopakiem pewnej firmy przewozowej w ciasnej szoferce, przekłamywanie tachometru, bo gdyby nie to, to byśmy jechali tydzień, rozmowy z kolesiem, spanie w "trumience" nad kabiną, w czasie gdy on oszukiwał tachometr i jechał, jechał, jechał. I rozmowy chłopaków na CB, namiastka ich życia towarzyskiego, przekazywanie sobie informacji gdzie korki, gdzie dobry zjazd. Cały ten wszechświat, o którym się nie myśli.
Ja o tym chłopaku myślę często. Może dlatego, że mój ojciec wiele lat tak przepracował, a może dlatego, że wiedziałem wtedy, że patrze przez otwarte okno na inny świat, którego nigdy już raczej nie dotknę. I mam szansę zrozumieć.
Załadowaliśmy obrazy na burty przyczepy i skrzyni w Mainz i po jednej nocy w hotelu ruszyliśmy z powrotem.
Na wiele godzin przed granicą badał na podstawie nasłuchu CB gdzie jest najmniejsza kolejka. Spieszyło mu się. Bo mówił, że jest czwartek, jak w piątek nas urząd celny z tymi obrazami nie załatwi to będzie stał na cle do poniedziałku rano, żony i dzieci nawet nie zobaczy tylko obróci samochód i pojedzie w nową trasę. Nic nie mówiłem, słuchałem, bo co miałem do powiedzenia. Moja robota kończyła się w Opolu na urzędzie celnym i jechałem do domu, gdzie nikt na mnie nie czekał.
Zjechaliśmy o ile pamiętam na Jędrzychowice właśnie, gdzie kolejka miała być krótsza. Przed kolejką chłopak podwinął plandekę z tyłu, tak jakby pokazywał, że ma pustą pakę i przyczepę.
- Będziemy powoli jechali wzdłuż kolejki - mówił - ja tak będę pokazywał, że mam pustą pakę... jak zaczną kurwić na CB to zjadę w jakąś lukę, zawsze któryś zasypia i nie podjeżdża na czas, będziemy o kilka kilometrów do przodu.
Jechaliśmy powoli. Na CB krzyżowały się głosy z Polski amatorów z pogranicza.
- Ruchamy wasze żony frajerzy! Fajne cycki mają wasze żony frajerzy! - słychać było na wszystkich falach głosy raczej młodych mężczyzn.
- Czekajcie ciule jak przejedziemy granice czy będziecie tacy do przodu! - ryczał ktoś starszy wśród trzasków i zakłóceń.
Była druga w nocy, kiedy trafiliśmy w lukę około trzystu metrów, do granicy było bardzo blisko. Chłopak miał rację. Ktoś zasnął i nie podjechał, kiedy kolejka się przesunęła. Zjechaliśmy w tę lukę i stanęliśmy.
Mój przewodnik powiedział, że idzie dogadać się celnikami, żeby puścili nas bez sprawdzania, bo i tak musimy na celny zjechać w Opolu. Zostałem sam w stygnącej szoferce i nagle CB zaharczało:
- Kurwa chłopaki, skurwysyn na opolski blachach zajechał mnie jak przysnąłem i wjebał się przede mnie! Kurwa, co za chuj! Kurwa ja go zajebię!
- Szprechen na opolskich, z podwinięta plandeką?
- Ten sam!
- Czekaj kolego, idziemy tutaj z ekipą, bierzemy łyżki zaraz z nim kurwa pogadamy
- Tutaj Halemba, dołączamy z kolegą obok do wpierdolu...
Zrobiło mi się słabo, bo zobaczyłem w lusterkach bocznych ruch na drodze. Szli. Naprawdę szli a w rękach mieli łyżki do opon i te klucze tulejowe, takie spawane w krzyż.
Zarzuciłem marynarkę z identyfikatorem urzędu, nie żebym wierzył, że zatrzymają się, zauważą, ale myślę, nie będę się chował w szoferce. Wysiadłem i wtedy kierowca pojawił się obok mnie jak duch i szepnął tylko:
- Kurwa wsiadaj do środka i odpal silnik, załatwię to...
Grzecznie wskoczyłem do środka i w panice zacząłem się zastanawiać czym się różni odpalenie TIR-a od odpalenia seicento. Na szczęście udało się bez katastrofy.
W tym czasie chłopak stał sam naprzeciwko dziesięciu wkurwionych czekaniem kierowców i coś tłumaczył pokazując na podwiniętą plandekę. Pomyślałem że jak zaraz któryś zajrzy tam i zobaczy te cholerne obrazy podwieszone na ścianach to dopiero obaj zbierzemy wpierdol. Ale udało mu się. Po kilku bardzo długich minutach wsiadł, otarł pot z czoła, zmienił mnie za kierownicą, uśmiechnął się i z tym uśmiechem rzucił niczym błogosławieństwo na koniec mszy:
- Spierdalamy
Dotarliśmy do Opola koło 12, bez snu, jedzenia i picia. Na Celnym nikt do nas nie podszedł przez dwie godziny. Patrzyłem na chłopaka i widziałem jak więdnie w oczach, bo całe to poświęcenie miało okazać się po nic. Była druga. Celnicy pracowali do 15:30. A potem dopiero od poniedziałku. A on, jako kierowca musiał zostać z samochodem i towarem na składzie, nie wolno mu było podjechać do żony i dzieci do Nysy, bo towar nie przeszedł cła.
I wtedy przypomniało mi się, z zajęć z psychologii społecznej, że nie treść komunikatu wywiera wpływ na rozmówcę, ale jego forma i struktura.
Pomyślałem, że jestem coś winien mojemu koledze z szoferki, który ocalił mnie od wpierdolu łyżkami i kluczami do kół. Pomyślałem "Na potęgę Cialdiniego i Aronsona - Zimbardo przybywaj!". Zebrałem się w sobie, wrzuciłem marynarkę, poprawiłem identyfikator i powiedziałem do kierowcy
- Idziemy, kurwa.
Weszliśmy do baraku celników, w środku już piąteczkowa sielanka. Nabrałem powietrza w płuca i spróbowałem najnaturalniej i najdonośniej jak tylko umiałem odezwałem się:
- Gdzie jest naczelnik placówki? Czy jest tutaj przełożony?!
Podniósł się jeden, nałożył czapkę i spojrzał na mnie groźnie:
- A co się dzieje?
- Proszę Pana! Ja tutaj jestem pełnomocnikiem Marszałka Województwa i od dwóch godzin czekamy na odprawę strategicznie ważnego ładunku dla bezpieczeństwa i porządku publicznego. Ten człowiek - wskazałem na kierowcę - ma bardzo istotne zadania do wykonania, natomiast stoimy i czekamy od dwóch godzin. Ja żądam w imieniu władz, które reprezentuję natychmiastowej reakcji. W przeciwnym razie będę zmuszony napisać raport, w którym będę musiał wymienić z imienia i nazwiska oraz stopnia służbowego wszystkich państwa, którzy odmawiacie wykonywania poleceń służbowych!
To był stek bzdur, ale mówiłem bez zająknięcia i naczelnik podszedł szybko do mnie poprawiając pasek u spodni mamrocząc coś jak:
- Dobra, dobra nie trzeba było, spokojnie, ciszej proszę pana...
Na korytarzu naczelnik zerknął w papiery, wyszedł na parking, rzucił okiem w skrzynię, podpisał papiery i machnął ręką, żeby jechać. O trzeciej skończyliśmy wyładunek w galerii BWA skąd artyści mieli sobie odebrać obrazy, o wpół do czwartej byłem już na dworcu a chłopak uścisnął mi grabę i klepnął w ramię.
Mógł jechać do Nysy na weekend z żoną i dziećmi.
To było dwadzieścia lat temu. Potem weszliśmy do UE, a potem do strefy Schengen.
A teraz na chwilę znowu wróciły kontrole graniczne. I w Jędrzychowicach znowu jest kolejka na 60 kilometrów.
Tę historię, autentyczną, dedykuję wszystkim, którym znudziła się ta teoretyczna wspólnota UE i Strefa Schengen.
Macie teraz drobny przedsmak rozpadu tej teoretycznej wspólnoty i nie wie nikt jak to jest, że wspólnota niby teoretyczna
a ból dupy realny.
Radek Wiśniewski