Szukaj w serwisie

×
26 czerwca 2023

„Ujrzeliśmy, jak krucha jest Rosja”. Czy bunt Prigożyna zmieni Rosję

Rozmawiał: Aureliusz M. Pędziwol, Deutsche Welle

Świat musi wreszcie skończyć z myśleniem, że Putin zawsze będzie u władzy – uważa czeski politolog Pavel Havlíczek. W rozmowie z DW zastrzega jednak, że jego następca wcale nie musi być demokratą.

DW: Czy to, co wydarzyło się w piątek i sobotę w Rosji, było zaskoczeniem? Przecież szef Grupy Wagnera już od dłuższego czasu krytykował kierownictwo rosyjskiej armii, ale na Kremlu zdawało się to nie robić wrażenia. Putin ani nie kazał go zamknąć, ani nie zarządził żadnych istotniejszych zmian w armii.

Pavel Havlíczek: – Muszę przyznać, że byłem bardzo zaskoczony tym, co się stało. Konflikt między wagnerowcami a ministerstwem obrony i sztabem generalnym trwał już rzeczywiście kilka miesięcy. Myślę, że nikt nie zakładał takiego obrotu spraw, przynajmniej wśród obserwatorów spoza Rosji. Sądzę też, że i w Rosji rozmach, z jakim ten tzw. marsz sprawiedliwości ruszył na Moskwę, był ogromnym zaskoczeniem. Wiedza, którą miały tajne służby, a którą dzielą się teraz media, nie była powszechnie dostępna.

Zarówno przebieg tych wydarzeń, jak i osiągnięty na końcu kompromis wystraszyły Rosjan i z całą pewnością podkopały pozycję Władimira Putina jako najwyższego arbitra, które takie sprawy powinien mieć pod kontrolą.

Mniej więcej połowa gubernatorów postawiła się za Putinem, ale pozostali zareagowali dość neutralnie. Grupa Wagnera podobno nie miała większych problemów z zajęciem Rostowa i Woroneża. O czym to wszystko świadczy?

– O słabości rosyjskiego państwa. Ujrzeliśmy, jak bardzo krucha jest Rosja i jak szybki może być bieg zdarzeń, gdy ludzie w tym kraju zwietrzą okazję do działania. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy są za wojną, ugrupowań skrajnie prawicowych. Ale być może stwarza to też okazję dla tych, którzy chcieliby demokracji.

Dlaczego Prigożyn się zbuntował? Z powodu jak twierdził, rzekomego ataku rosyjskiej armii na jego najemników? A może to był tylko pretekst, a on działał w porozumieniu z jakimiś skrytymi sojusznikami w Moskwie? Czy też wierzył, że wybuchnie rewolucja, jak to w swoim wystąpieniu zasugerował Putin, przyrównując jego bunt do wydarzeń z roku 1917?

– Uważam, że te ataki, o których mówił Prigożyn, były jedynie pretekstem. W rzeczywistości chodziło o to, jak najemnicy mają funkcjonować. O próby przejęcia nad nimi kontroli przez ministerstwo obrony. Z oddziałami Kadyrowa to się udało, z wagnerowcami – nie do końca.

Moim zdaniem to właśnie był ten punkt zapalny. Szło o władzę, a to musiało doprowadzić do eskalacji konfliktu, który trwał już dłużej. Ci, którzy mieli dobry wgląd w to, co się dzieje w Rosji, rzeczywiście mogli oczekiwać, że coś podobnego się wydarzy. Choć pewnie się nie spodziewali, że z takim rozmachem.

Kiedy w sobotę wieczorem wagnerowcy byli już zaledwie 200 km od Moskwy, Prigożyn zadecydował o odwrocie. To efekt mediacji Łukaszenki. Teraz on się przenosi na Białoruś, a wagnerowcy wracają do okopów. Czy Prigożyn osiągnął cokolwiek?

– I znów powiem, że to było bardzo zaskakujące. Kompromis zawarty 200 km od Moskwy był moim zdaniem korzystny dla Prigożyna. Przecież między jego najemnikami a rosyjską stolicą, centrum władzy, nie było żadnej realnej siły, która by mogła ich powstrzymać. Szczegółów porozumienia jednak nie znamy. Otwarte pozostają takie pytania, jak choćby to, czy u władzy zostanie skrajnie niepopularny minister obrony Szojgu, któremu cała ta sytuacja dodatkowo zaszkodziła. Nie wiemy też, czy ten kompromis w ogóle będzie realizowany, skoro Prigożyn wyjedzie na Białoruś, czyli zostanie odsunięty do kąta.

Przypuszczam, że stopniowo może dojść do jakichś przesunięć w rosyjskich władzach. W szczególności wśród odpowiedzialnych za wojnę, która z rosyjskiego punktu widzenia nie jest dobrze prowadzona. Rosjanie ponoszą bowiem straty, wojskowe dowództwo jest skrajnie niepopularne. Ale – jak powiedziałem – nie wiemy, czy kompromis zostanie wprowadzony w życie.

Jaką rolę odgrywa w tym Łukaszenka?

– To użyteczny idiota i wielki oportunista. Jego cele to prezentowanie samego siebie oraz wytworzenie jakiegoś przedpola wobec rosyjskiego centrum władzy. Znalezienie tego kompromisu powiodło mu się właśnie dlatego, że z jednej strony jest dostatecznie blisko tego centrum i Putin mu ufa. Nie wyjechał też do Moskwy i tym samym zapewnił sobie neutralną pozycję w tych rozmowach.

Łukaszenka znów zachował instynkt, który umożliwił mu wynegocjować dobrą pozycję. Ale nie dla Rosji, a dla siebie samego. Bo skoro Jewgienij Prigożyn przeprowadza się na Białoruś, to na jej terytorium będą teraz już nie tylko rosyjskie wojska, ale i wagnerowcy, z którymi on może znaleźć wspólny język. Pamiętajmy przy tym, że dzieje się to w sytuacji, kiedy na białoruskie terytorium ściągana jest broń atomowa. To jest bardzo ważna sprawa.

Co to znaczy dla Ukrainy? Zwiększa szanse jej ofensywy?

– Tak myślę. To dobra okazja do działania. Z drugiej strony Jewgienij Prigożyn i Władimir Putin zgodzili się powstrzymać od dalszej eskalacji, choćby i mieli na to ochotę. Jak to usłyszeliśmy w wystąpieniu Putina, mają wspólny cel: pokonać Ukrainę. Prigożyn nie jest bowiem żadnym demokratą. Jego główną motywacją jest jak najefektywniejsze prowadzenie wojny, żeby można było wygrać z Ukrainą. Tak więc ten kompromis nie jest czymś dobrym dla Ukrainy. Z drugiej strony chaos, który zapanował, może przynajmniej na krótką metę być dla Ukrainy korzystny. Pozwolić jej lepiej przygotować się do nowej sytuacji, a może nawet i na nowe rozłożenie sił w wojennym aparacie Kremla.

A co te wydarzenia znaczą dla Europy i świata?

– Myślę, że świat, Zachód, Europa powinni wreszcie wyjść poza ramy nakreślone przez Putina. Widać, że sytuacja władz Rosji jest bardzo kapryśna, skoro jakaś grupa ludzi potrafi w tym kraju tak szybko i tak bardzo namieszać.

Jeśli miałbym wyciągać jakiś wniosek z tych wydarzeń, to przede wszystkim taki, że nie powinniśmy się orientować jedynie na Putina i myśleć, że zawsze będzie u władzy. Musimy być przygotowani na to, że sytuacja bardzo szybko może się obrócić przeciw niemu i jego reżimowi. Oczywiście nie znaczy to, że już niebawem Putina może zastąpić demokrata. To może też być taki człowiek jak Jewgienij Prigożyn.

Z drugiej strony trzeba śledzić okazje, które się nadarzają. Nie zachowywać się tak, jak dzisiejsze państwo czeskie – a chyba i do pewnego stopnia Polska – które zdaje się uważać, że Putin jeszcze długo pozostanie u władzy. Sytuacja naprawdę może się zmienić bardzo szybko. Musimy być przygotowani do równie szybkiego reagowania na nią i do udzielenia ewentualnego wsparcia człowiekowi, który by mógł przyjść po Putinie.

Mam wrażenie, że jest to odpowiedź na moje ostatnie pytanie. Chciałem bowiem zapytać, czy bunt Prigożyna zmieni Rosję. Jeśli dobrze rozumiem, może zmienić.

– Tak, może zmienić. Ale na pewno zmieni się międzynarodowe postrzeganie Rosji. I dopiero to może wyzwolić, czy też przyspieszyć zmiany, które w końcu przyjdą. Wszystko, co się działo w sobotę, było bardzo ciężko przyjęte przez rosyjskie elity. Wielu rosyjskich oligarchów, przedstawicieli reżimu, odleciało z Moskwy, podobnie jak to zrobił Putin. Widać więc wyraźnie, że – wbrew temu, o czym Putin starał się przekonywać – sytuacja wcale nie była pod kontrolą. To jest jednoznaczne. Ta słabość reżimu Putina i w ogóle całej Rosji może przyczynić się na dłuższą metę do jakichś zasadniczych zmian.

Politolog Pavel Havlíczek, (rocznik 1992)

jest analitykiem czeskiego Stowarzyszenia Spraw Międzynarodowych AMO. Specjalizuje się w problematyce Europy Wschodniej, Rosji, Ukrainy i pozostałych państw Partnerstwa Wschodniego

REDAKCJA POLECA

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję