Pan Prokurator Krajowy złożył na mnie kolejne zawiadomienie o popełnionym przewinieniu dyscyplinarnym. Chodzi mu o to, że w odpowiedzi na jego poprzednie zawiadomienie, gdzie zarzucał mi "przekroczenie granic wolności słowa" poprzez krytykę sposobu prowadzenia śledztwa smoleńskiego oraz okazywane powątpiewanie w ustalenia Podkomisji Smoleńskiej pana Berszyńskiego, zamieściłem list z samokrytyką (poniżej go przypominam).
Pan Prokurator Święczkowski uznał, że cały ten list przekracza również swobodę wypowiedzi (szczególnie potępił ostatnie zdanie). Domaga się więc ścigania mnie dycyplinarnie. (Już wiemy dlaczego PiS chce dobrać się do SN, który jest ostatnią instancją w postępowaniach dyscyplinarnych).
Informuję o tym fakcie, gdyż oznacza on że przechodzimy do następnego etapu budowania państwa totalitarnego, gdzie władza za szyderstwo, kpinę i żart z siebie, zaczyna organizować nagonki.
To ciekawe, że pan Święczkowski nie miał czasu aby odpowiednio nadzorować śledztwo, w którym przez rok nie stawiano policjantom zarzutu za tortury na chłopaku, a ma czas pisać pisma w sprawie moich listów na fb.
Ja ze swojej strony jako komentarz do kolejnego zawiadomienia powtórzę:
Wolałbym rowy kopać na Syberii niż być adwokatem według waszego wzoru - żałośni kłamcy.
A oto cały list za który Prokuratura Krajowa mnie ściga.
List do I Zastępcy Prokuratora Generalnego z samokrytyką.
Szanowny Panie Ministrze!
Gdy dowiedziałem się, że napisał Pan na mnie zawiadomienie dyscyplinarne w pierwszej chwili zrobiło mi się przykro.
Na mnie? Ja przecież tylu dobrych rad udzielam pańskim kolegom. Tyle listów już napisałem w ich obronie (szczególnie bronię min. Macierewicza - to mój ulubieniec!), a Pan pisze na mnie zawiadomienie?
Ale później gdy przeczytałem uważniej, o co Panu chodzi, to zrozumiałem swój błąd. Dlatego postanowiłem niniejszym listem ogłosić publiczną samokrytykę i przyznać się do wielkiej niegodziwości, że oczerniłem Ministra Obrony Narodowej jakoby przez 6 lat głosił kłamstwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Niniejszym ogłaszam, że będę już teraz wierzył we wszystkie jego tezy, a więc iż:
- w Smoleńsku był zamach
- zamach dokonał się poprzez: wybuch trzech ładunków trotylu i/lub poprzez rozpuszczenie sztucznej mgły i/lub poprzez zakłócenia pracy urządzeń pokładowych działaniem fal elektromagnetycznych i/lub poprzez rozpuszczenie helu osłabiającego właściwości nośne powietrza
- katastrofę przeżyło kilka osób, które następnie dobito.
Wierzę również, że brzoza nie mogła uszkodzić samolotu, gdyż jak wiadomo samoloty bez problemu latają pomiędzy drzewami. Fakt ten dowiodła Podkomisja smoleńska przeprowadzając eksperyment z brzozą rozpędzoną na samochodzie, która zderzyła się z lecącym Tu-154 i nikomu nic się nie stało. A nawet jeżeli takiego eksperymentu nie było, to tylko dlatego, że nie można było znaleźć prawdziwych pilotów-patriotów gotowych na niewielkie ryzyko.
Generała Błasika nie było w kokpicie, a nawet jeżeli był to jego słowa "Zmieścisz się śmiało!" należy interpretować jako zaproszenie dla kolejnego gościa wchodzącego do zatłoczonego kokpitu. Słowa dyr. Kazany, że "Prezydent jeszcze nie podjął decyzji" odnoszą się do nagród dla pilotów, a nie do kwestii lądowania.
Zamachu dokonali nieznani sprawcy, ale powiązani z pewnością z Tuskiem, który zrobił to bo nienawidzi polskości. A pomagał mu Putin, który zrobił to dlatego, że się bał profesora Lecha Kaczyńskiego.
Dowody na te wszystkie tezy są tak tajne, że tylko najtajniejsze służby MON mają je zgromadzone. Ale wierzę że są.
Teraz już jako nowy, wierny władzy adwokat liczę na odpuszczenie win.
PS. Wolałbym rowy kopać na Syberii niż być adwokatem według waszego wzoru - żałośni kłamcy.