Dzisiejszy świat, polityka czy relacje międzyludzkie to bardziej kierunek biorę niż daję. Kto pierwszy, ten lepszy, fajniejszy. Ten kto się potknął wypada z gry. Lubimy posiadać, lubimy luksus, ale nie każdego na niego stać więc mamy jego zamienniki, które czasem wyglądają jak gówno w kiblu. Ale się nam podobają. Bo innych nie mamy i mieć nie będziemy. Tkwimy w tym po uszy, bo lubimy, bo nie mamy wyjścia. Jedni bardziej zdają sobie z tego sprawę inni mniej, a najwięcej z nas woła więcej tego, więcej.
To nie zaczęło się wczoraj ani rok temu. Ten proces trwa od kilkunastu lat i chyba szybko się nie skończy. Ktoś powie taki jest świat, zawsze tak było z tym, że kiedyś nie było Internetu, gadżetów, ikonek, aplikacji. Nie, nie zawsze tak było. Owszem ludzie zawsze byli wobec siebie zawistni, oszukiwali, kłamali i gardzili jeden drugim, ale to nie było ich profesją przynajmniej nie 24 godziny na dobę. To było gdzieś schowane. I nagle za naciśnięciem guzika ktoś to aktywował, a że grunt już był prawie gotowy to wyszło i rozprzestrzeniło się jak dżuma albo cholera. Przesunięte akcenty odblokowały szambo.
Jest taki rysunek autorstwa Pana Benka: na pierwszym planie dwoje staruszków - powstańców, w tle hajlująca młodzież i podpis „Jak ktoś hajlował w 44 …… tośmy strzelali” . Świat stoi na głowie. Gardzimy bo nie rozumiemy, albo boimy się, że jak my nie wzgardzimy pierwsi to inni będą szybsi i wzgardzą nami. Taki wyścig. Ta zabawa się zaczęła i toczy się przez ostanie kilkanaście lat. Zaczyna się niewinnie a kończy się zawsze źle.
Lata 80 – wszystko było daleko
Materialne rzeczy były daleko, te niematerialne blisko. Jak chciało się zobaczyć inny kolorowy świat szło się do Pewexu, albo oglądało się zagraniczne katalogi. Człowiek wiedział, że gdzieś jest inne życie, lepsze od tego tutaj. Tak się nam wtedy wydawało. Tu było boisko, piaskownica, huśtawki, trzepak czy gra w nożyka. Gadanie o bzdurach; pierwsze miłości, kto się z kim całował, kto ma już okres i skąd biorą się dzieci. Marzenie o prawdziwych jeansach, które widziało się na zdjęciach w Przyjaciółce czy Kobiecie i Życiu z takimi fajnymi zszyciami po bokach. Chińskie gumki do mazania to było coś, bo wtedy chińszczyzna była pożądana. Gumki oprócz fajnego koloru nawet jakoś tam pachniały, że człowiek czasem sobie myślał – ugryzę może będzie smakowało lepiej niż wyrób czekolado podobny. Wczasy z rodzicami w kraju, bo jakoś na zagranicę się nie załapaliśmy, na samochód zresztą też nie. Muzyka była zawsze w tle i pomagała znieść szarość bytu, który był coraz bardziej nieznośny.
Nadrabianie braków
Wszystko przyspieszyło. Politycznie, ekonomicznie i społecznie. Po wyborach 89 roku weszliśmy do pociągu Wolność, na który czekaliśmy tyle lat. Tory były kiepskie, ale z czasem miało być lepiej. Rządy to się formowały, to upadały a my jeszcze na to patrzyliśmy, bo wierzyliśmy, że coś z tego da się zbudować. Kraj się zmieniał. Dla niektórych zmiany były szansą dla innych przekleństwem. Przyszło do nas to, czego tak pragnęliśmy, ale żeby nadrobić ten stracony czas musieliśmy wykonać ogromny wysiłek. To nie był skok przez kałużę raczej skok na szczudłach przez Niagarę. Kto przetrwał ten żył, a kto nie wegetował. Nadrabialiśmy szybko to, co inne kraje tworzyły przez lata, ale czy ucząc się na ich błędach? Nowy garnitur nie zmieni mentalności. Mówienie, że teraz u nas jest tak jak tam, było oczywiście na wyrost, ale dawało nam poczucie godności i dowartościowywało nas. W końcu byliśmy zachodem, co prawda w dosyć przaśnym anturażu.
Witamy nowy wiek
Hollywoodzcy reżyserzy, którzy w latach 80 kręcili filmy o zagładzie i robotach zastępujących ludzi, byli niechybnie prorokami. Z czasem widać, jak pewne rzeczy ingerują w nasze życie i kompletnie je przejmując spychają człowieka do rangi albo walczącego rycerza z mocami zła, albo niewolnika poddającego się systemowi. Nowe możliwości jakie dał nam rozwój technologiczny, swoboda przemieszczania się, stabilność ekonomiczna i finansowa spowodowały wyłączenie albo zaniknięcie innych bodźców, które powinny być naszym kręgosłupem i stanowić o naszej sile. Nagle, w nas takich na pierwszy rzut oka ułożonych ludziach, do głosu zaczęły dochodzić lęki skrywane przez wiele lat, rozbudzone jednym słowem czy obietnicą. Podatność na hasła nie wychodzące perspektywą dalej niż wybory (nie mówiąc już o całej kadencji) rzucane na ograniczony mentalnie tłum ludzi, który wszystko kupi, usypiają i dają złudne poczucie stabilności. Gdy dołączymy do tego wyślizgujący się powoli jad i zaciskane pięści to trudno to zatrzymać, (chociaż można by było). Główni aktorzy tego nie chcą, bo to jak w filmie zachęca do oglądania i zwiększa publiczność.
Zabić kurę sąsiada
Nasze rozumienie solidarności z ludźmi i współczucie wobec krzywdy przeszło drogę od względnej przychylności do nieokiełznanej nienawiści. Dzisiaj życzyć komuś śmierci, zwłaszcza w przestrzeni internetowej, jest oczywiście czymś nagannym, natomiast długoletnie niezauważania tego zjawiska, a nawet jego aprobata spowodowała, że częściej budzi to entuzjazm niż zgorszenie. Ludzie bezrefleksyjnie piszą, mówią, oskarżają, bo zdają sobie sprawę, że nie poniosą kary. Zwalnianie z obowiązku bycia przyzwoitym, nie wyciąganie wniosków z historii własnej i świata, nie mówiąc już o rozwiazywaniu problemów, jest pozornym ruchem mającym zabezpieczyć tu i teraz, a nie przyszłość. Wszyscy aktorzy tego spektaklu przeświadczeni o swojej nieomylności mogą nam zagwarantować już nie tylko pojedynki na noże, ale długofalowe zatracanie się w nienawiści prowadzące do zezwierzęcenia, chyba że nastąpi opamiętanie lub jakiś rodzaj zmartwychwstania, który dla wszystkich będzie bolesny i niekoniecznie zakończy się powodzeniem. W wywiadzie dla Wysokich Obcasów (nr 26 z 15.07.2017 r) Margaret Atwood powiedziała „końca świata nie będzie czeka nas koniec człowieka”. To jak ten świat będzie wyglądał i kto go zamieszka?
Tekst pochodzi z blogu: Nie Aż Taka Święta