Ks. Stanisław Walczak
Pokolenie duchownych z czasów Lecha Wałęsy stanęłoby po stronie ludzi i przepędziłoby narodowców na cztery strony świata. Niestety, w międzyczasie wyrosło pokolenie duchownych, którzy - idąc za fałszywą nauką o narodzie - pragnie władzy, przywilejów i ewentualnego poratowania materialnego
„Do Boga to ja nic nie mam, ale ta obsługa naziemna...” - zdanie to jest streszczeniem naszego problemu.
Z trwogą znowu wysłuchałem informacji o brutalnym traktowaniu sędziów i prokuratorów w Polsce. Trwoga ta ma swe źródło w absolutnej bezradności człowieka wobec mocy, które zdecydowały, że kraj wraca do epoki dyktatury i - używając języka ulicy - do czasów zamordyzmu. Obarczam, nie od dzisiaj, odpowiedzialnością za ten stan rzeczy „obsługę naziemną” Kościoła katolickiego w Polsce.
Wszyscy wiecie, że jestem katolickim duchownym od 29 czerwca 1973 roku. Wiecie też, że Kościół zechciał, bym go umacniał pośród różnych ludów i kultur.
Jestem w wieku p. J. Kaczyńskiego oraz arcybiskupa M. Jędraszewskiego (także metropolita poznański jest naszym rówieśnikiem). Dlatego ze względu na wiek, doświadczenie oraz dary Ducha Świętego, rozumu i mądrości, nie mam powodu, by czuć się kimś mniej wartościowym, niż wspomniane osoby. W pełni świadomości zatem powtarzam: niemoc społeczeństwa wobec brutalnego ustroju spowodowana jest przez tradycyjną, sprzeczną z Ewangelią, pozycją kleru w Polsce. Jest to mordercza dla wiary i dla życia społecznego sytuacja. Ta pozycja wykorzystywana jest przez obydwie strony: przez państwo i Kościół, by z ludzi uczynić posłusznych, cichych, pokornych, służących partii i klerowi.
Piszę te twarde słowa, aby obudzić przede wszystkim ludzi wierzących. Musimy zdać sobie sprawę z faktu, że poprzednie pokolenie biskupów, księży, robotników, inteligencji zrzuciło jarzmo niewoli.
Dzisiaj, ludzie o mentalności przestępców w Kościele i w państwie robią wszystko, by wywalczona wolność, praworządność oraz demokracja zamienione zostały w nowe zniewolenie. Mają do dyspozycji ogromną machinę państwową, nienaruszalny autorytet duchownych, narodowe tradycje ucisku i wyzysku, nowoczesne mechanizmy kontroli zachowań społecznych. Przy nich Adolf Hitler i Józef Stalin są samoukami!
Pokolenie duchownych z czasów Lecha Wałęsy stanęłoby po stronie ludzi i przepędziłoby narodowców na cztery strony świata. Niestety, w międzyczasie wyrosło pokolenie duchownych, którzy - idąc za fałszywą nauką o narodzie - pragnie władzy, przywilejów i ewentualnego poratowania materialnego. Syci, zadowoleni, bezpieczni, zadufani w sobie wspierają tych, którzy im niczego nie poskąpią.
W tej sytuacji bezradności trzeba zacząć od uświadamiania ludzi, od pokazywania całego fałszu i zakłamania.
Nie dalej jak dzisiaj pisze mi stroskana dusza: „Moja wnuczka, na rodzinnym obiedzie, ta niespełna 16-latka krótko opowiedziała, jakie mają lekcje religii: że niemądry ksiądz, który twierdzi, że homoseksualizm się leczy i że w ogóle po Bierzmowaniu przestanie chodzić na religię i do kościoła. Po religii wszyscy wychodzą wściekli.”
Ten krótki tekst stanowi kwintesencję porażki zdemoralizowanego, zepsutego narodowego Kościoła.
Czytałem dzisiaj artykuł o zboczeńcu w sutannie, który dopuścił się świętokradztwa: wyżywał się na płciowości dzieci w konfesjonale. Co chwila dochodzą nas podobne meldunki. A cały nowy system siedzi sobie, może popija koniak i narzeka na ludzi, na media, na papieża, na wszystko. Sybaryci niewdzięczni.
Czas Apokalipsy zbliża się, czcigodni i wielebni. Popatrzcie w swoim lenistwie na granicę grecko-turecką... Tam zaczyna się wasz koniec kłamcy, obłudnicy, uczeni w Piśmie i faryzeusze.
Ks. Stanisław Walczak