Szukaj w serwisie

×
2 grudnia 2018

Rafał Sulikowski: O sztuce rezygnacji i dlaczego to takie istotne?

Rafał Sulikowski

Brak rezygnacji oznacza, że osoba stawia na ilość, tymczasem liczy się jakość. Lepiej mieć jedną, pierwszą i ostatnią spełnioną miłość niż sto motyli dziennie w brzuchu, które biją się o męską duszę, rozdzierając ją na strzępy

 

Chcemy mieć wszystko. Pragniemy zaznać wszystkiego i dziwimy się, że nic ostatecznie nie mamy.

Psychiatrzy w stosunku do pacjentów z pewnymi zaburzeniami mówią o „braku reakcji dominującej”, czyli przekładając to na prostszy język, mówią, że „pacjent nie potrafi na nic się zdecydować ani dokonać odpowiedniego wyboru” (np. podczas testów na zdolności werbalne), ponieważ znajduje się w sytuacji nadwyboru, kiedy na wejściu jest za dużo możliwości w stosunku do możliwości ich realizacji i aktualizacji na wyjściu.

Jeśli jestem mężczyzną i spotykam w życiu kobietę, którą zapragnę i ona mnie, jesteśmy w sytuacji idealnej, czyli optymalnego wyboru jednej kobiety spośród powiedzmy kilku.

Gdybym urodził się na bezludnej wyspie, gdzie żyłaby równolegle ze mną tylko jedna kobieta, byłbym w sytuacji braku wyboru - mój ewentualny wybór mógłby polegać tylko na tym, czy zechcę żyć z jedyną kobietą na wyspie, czy żyć samotnie do końca życia.

Natomiast wspomniany nadwybór zachodzi wtedy, gdy spotykam na swojej drodze życia dziesiątki, setki, a może tysiące kobiet, co dzięki technologiom komunikacji masowej nie jest już niemożliwe. W takiej sytuacji muszę rozważyć tak wiele danych, że prawdopodobnie nie zdecyduję się w ogóle na żadną kobietę, bo jest ich nadpodaż, każda jest atrakcyjna, każda ma w sobie to coś, choć u każdej jest to coś inne i każda potencjalnie, albo prawie każda mogłaby zostać moją żoną.

Opisane sytuacje są dziś na tyle powszechne, że mówi się już, że “ludzie chcą wszystko mieć”, “wszystkiego spróbować”, “jeść chleb z niejednego pieca” i ogólnie z niczego nie zrezygnować.

Mówi się nam, “nie rezygnuj”, “nie odmawiaj sobie tej przyjemności”, “a co w tym złego?”, “spróbuj każdej drogi, a potem dopiero zdecyduj”. Taki stan rzeczy nazywano dawniej “pożądliwością życia” i nieumiarkowaniem, brakiem harmonii, a dziś psychologowie twierdzą, że myślimy w dobie BIG DATA w kategoriach cyfrowych, gdzie “0” oznacza nic, a “1” wszystko i nie ma opcji pomiędzy. Albo wszystko, albo nic. Takie myślenie często nie wynika za faktu czyjejś złej woli, ale raczej z tych tysięcy bodźców, atakujących nas w każdej sekundzie życia. Czasem ilość tych bodźców zakłóca funkcjonowanie i powoduje nawet śmierć, np. w wypadkach komunikacyjnych, bo w sytuacji nadmiaru bodźców o wypadek nietrudno.

Nie jest to więc tylko kwestia, że powiększa się nasz chaos wewnętrzny, ale chodzi o bezpieczeństwo, bo kiedy kierowca widzi przy autostradzie półnagą lalunię na telebimie, a na liczniku ma 250 km/h, to raczej idiotą jest ten, co ustawił tam ów plakat, nie zdając sobie sprawy z możliwych konsekwencji.

Jaki z tego prosty wniosek? Brednią jest twierdzenie, że “trzeba spróbować wszystkiego” i “z niczego nie rezygnować”. Rezygnacja jest niegodna zwłaszcza mocnego “macho”, który nie zrezygnuje z żadnej okazji podbicia i wyrwania kolejnej laski, kojarzy się z niemodną i staroświecką “ascezą”, “postem”, kiedy wyrzekamy się jedzenia dla jakiejś idei.

Ogólnie rezygnowanie nie jest męskie, jest więc passe dziś w 2018. Tymczasem badania pokazują, że nie ma związku między poczuciem szczęścia a ilością życiowych aktywności.

Wydawałoby się, że ktoś, kto w życiu miał dziesięć partnerek i ze trzy żony powinien na “wyjściu” być spełniony i szczęśliwy, tymczasem właśnie tak nie jest i niekiedy samotnie żyjący w klasztorze mnisi, którzy nawet nie widzieli nagiej kobiety osobiście, mogą być bardziej spełnieni i szczęśliwsi na wyjściu, a są dane z historii, że tak jest rzeczywiście.

Brak rezygnacji oznacza, że osoba stawia na ilość, tymczasem liczy się jakość. Lepiej mieć jedną, pierwszą i ostatnią spełnioną miłość niż sto motyli dziennie w brzuchu, które biją się o męską duszę, rozdzierając ją na strzępy. Nie jest to bynajmniej tylko kolejna katolicka brednia, ale dane zebrane przez psychologów, seksuologów, psychiatrów i antropologów z różnych kultur, regionów świata i różnych epok.

Zasada, wybierz jedną rzecz i się jej trzymaj, a nie łap wszystkich srok za ogon, jest jak to pokazują pewne badania i doświadczenie życiowe, pewnym prawem uniwersalnym, związanym prawdopodobnie jakoś z ewolucją, ale jak, tego póki co nie wiemy.

Jeśli nie nauczymy się zawczasu rezygnować z wielości rzeczy, osób, związków, pasji i pomysłów, będzie nam bardzo ciężko, jeśli nadejdzie jakiś kryzys, kiedy zabraknie smartfonów, gadżetów, spadnie demografia, będzie mniej jedzenia i ogólnie do sklepów zawita pustka.

Co wtedy? Wtedy będziemy musieli się błyskawicznie przestawić z dostępu do tysięcy możliwości do sytuacji, kiedy nie będziemy znowu mieć żadnego wyboru. Tylko, czy damy radę się tak od razu przestawić?

 

Rafał Sulikowski

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Exit mobile version

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję