Dariusz Stokwiszewski
Panie Ryszardzie Henryku Czarnecki (znany w Londynie pod bardziej subtelnym zawołaniem — Richard Henry Czarnecki), mając wiedzę o pańskiej wielkości, zacząłem zastanawiać się: dlaczego ludzie nie doceniają pana tak, jak pan na to zasługuje?
Zacznijmy zatem od początku, kiedy to słynny już na cały świat, politycznie różnorodny „wędrownik” po wielu partiach i niezwykle elastyczny w poglądach, obywatel świata — narodzony „na Wyspach” - europoseł Czarnecki kilku imion łaskaw był rzec (sic!):
Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety wpisuje się ona w pewną tradycję. Miejmy nadzieję, że wyborcy to zapamiętają i przy okazji wyborów wystawią jej rachunek.
Wybitny tenże — Obywatel Świata — dodał nieco później jeszcze, że Pani von Thun und Hohenstein wystąpiła, jako donosicielka na własny kraj. Oburzony tym „skandalicznym” postępowaniem pani Róży stwierdził także stanowczo, jak na gentlemana przystało:
Nie będę się kajał, ponieważ uważam, że politycy totalnej opozycji, którzy wciągając instytucje międzynarodowe i media do ataku na Polskę i załatwiając w ten sposób swoje partykularne, partyjne interesy, robią rzecz fatalną.
Otóż panie Ryszardzie Henryku Czarnecki (znany w Londynie pod bardziej subtelnym zawołaniem — Richard Henry Czarnecki), mając wrodzoną ciekawość zdobywania wiedzy (zmusza mnie do tego także status badacza) chciałem o tak sławnym, jak pan, człowieku, dowiedzieć się czegoś więcej. Jakiś wewnętrzny imperatyw nakazywał mi analizę tak wybitnej osobowości w cieniu, której żyje 38 milionów Polaków, a wśród nich i ja – biedny żuczek.
Mając w ten sposób określony cel, „rzuciłem okiem” na (wysmarowany według mnie pańską ręką) pana życiorys i oczom nie wierzę! Z lektury tej wynika, że jest pan niemal doskonały. Myślę, że gdyby miał pan jeszcze realną praktykę w NASA (Amerykańskiej Agencji Kosmicznej) i postawił swoją „szlachetną” stopę np. na Księżycu lub Marsie, to można byłoby już mówić o pełnej doskonałości. No, ale panie pośle; myślę, że jeszcze wszystko przed panem, bo jeśli prezes się zgodzi, a Amerykanie poproszą … to, kto wie?!
Mając teraz dość głęboką wiedzę o pańskiej wielkości, zacząłem także zastanawiać się: dlaczego ludzie nie doceniają pana tak, jak pan na to zasługuje? Myślałem długo i wciąż nie mogłem dojść do konkluzji - do czego przyznaję się ze wstydem - co jest powodem takiego stanu rzeczy. Co ze mnie za politolog myślałem, który pomimo tego, że trochę w życiu się „nabadał” różnych dziwnych rzeczy i napisał co nieco, to jednak nie umie sformułować sądu o kimś takim jak pan?!
Myślałem kolejne dnie i noce i znowu nic; sam nie dawałem temu wiary (może mnie okłamywali, mówiąc, że jestem zdolny). Myślałem sobie, że to może jakiś chochlik (nie daj Boże diabeł) zaciemnił do tego stopnia mój umysł, że stałem się po prostu otępiały. I nagle; nie uwierzy pan – olśnienie, iluminacja, objawienie - jednym słowem, odkryłem to, co z takim trudem „badałem". Oto wynik moich badań sformułowany w formie silnej TEZY:
PAN WYPRZEDZIŁ WŁASNE CZASY, NASZĄ WSPÓŁCZESNOŚĆ I TYLKO TO, POWODUJE, ŻE MY „PROSTACY” TEGO NIE MOŻEMY ZROZUMIEĆ. JESTEM „ZA” – NIECH WSZYSCY PANA PRZEPROSZĄ – JA, JAKO PIERWSZY CZYNIĘ POKUTĘ CZY TEŻ (NA PAŃSKIM NAJWYŻSZYM EUROPEJSKIM POZIOMIE) EKSPIACJĘ! MEA MAXIMA CULPA!
Dariusz Stokwiszewski