Bartosz Węglarczyk
Pora na lata 80. w mojej kolekcji DVD. Aż się boję.
Przypominam - wybieram trzech finalistów z każdego roku wśród filmów w mojej prywatnej kolekcji i wskazuję zwycięzcę. Wy piszecie, dlaczego się nie zgadzacie (albo dlaczego się zgadzacie). Bądźcie delikatni, bo to koszmarnie trudne wybory :)
A więc rok 1980. Oczywiście „Blues Brothers”, „Długi Wielki Piątek” i „Imperium kontratakuje”. Tak, wiem, dostanę od Was łomot, bo to był rok jeszcze co najmniej kilku wielkich filmów. Wybieram DŁUGI WIELKI PIĄTEK, bo to najlepszy brytyjski film gangsterski, bo wspaniała Hellen Mirren oraz genialny Pierce Brosnan, który zasłużenie stał się po tym filmie wielką gwiazdą w UK, choć jest na ekranie przez czterdzieści pięć sekund i nie mówi ani słowa.
1981: „Indiana Jones”, bondowskie „Tylko dla twoich oczu” oraz „Miś”. Chociaż Bareja jest bardzo bliski mojemu sercu, między innymi dlatego, że mieszkał w Warszawie 500 metrów ode mnie, ale jednak INDIANA JONES to jedna z moich ukochanych ucieczek od rzeczywistości :)
1982: „Blade Runner”, „Vabank” oraz bardzo zimny horror „The Thing”. To rok jeszcze kilku wspaniałych dzieł, bardzo, bardzo trudna sprawa. Nie mam pojęcia co wybrać. Wybieram jednak pościg za robotami, bo to metafizyczna opowieść o ludzkiej duszy zamknięta w thrillerze sci-fi, więc nijak się tego nie da przebić :)
1983: mój ukochany kryminał o norkach w ZSRR z piękną Joanną Pacułą „Park Gorkiego”, „Być albo nie być” Mela Brooksa, czyli powalająca komedia która nie wiem czy miałaby szansę ukazać się dziś w Polsce oraz „Wielki Szu”, czyli opowieść o tym, jak czytać ludzi oraz o Warszawie i Polsce mojej młodości. I wybieram WIELKIEGO SZU, bo po prostu mam wielką słabość do tego filmu i widoku mojego miasta lat 80.
W 1984 r. poznaliśmy „Gliniarza z Beverly Hills”, byliśmy świadkami buntu Mela Gibsona na „Bounty”, ale przede wszystkim jednak zwiedziliśmy świat bez mężczyzn w SEKSMISJI.
Z filmów z 1985 r. pokochałem „Klub winowajców”, dzieciaki szukające skarbu w „Goonies” oraz Bonda w „Zabójczym widoku”. Wybieram KLUB WINOWAJCÓW, bo to nieśmiertelna opowieść o tym, że nastolatki muszą się buntować, by wyrosnąć na dobrych ludzi.
Rok później, w 1986 r., nie będzie już tak wesoło, bo to rok, gdy „Obcy” wrócili po raz drugi, płakaliśmy śmiejąc się w „Alternatywy 4” (formalnie, bo choć serial wyprodukowany został rzeczywiście w 1986 r., to w TV ukazał się dopiero dwa lata później, bo cenzura zatrzymała) i trzymaliśmy kciuki za to, by „Nieśmiertelny” stał się śmiertelny. Wybieram OBCEGO 2, bo to moja ulubiona część tego niezwykłego cyklu.
W 1987 r. pokochałem Robina Williamsa w „Good Morning, Vietnam”, „Dom gry” Davida Mameta oraz„Zabójczą broń”. No i co tu wybrać, co cholery? Idę w szaleństwo Gibsona w ZABÓJCZEJ BRONI.
W 1988 r. powstały i piękna baśń „Willow”, najlepszego polskiego czarnego kryminału „Zabij mnie, glino” oraz już nie takiej czarnej opowieści o innym gliniarzu w jakże pięknie przetłumaczonej z tytułu „Szklanej pułapce”. Wiadomo, że Bruce Willis w SZKLANEJ PUŁAPCE pokona każdego i zawsze :)
W 1989 r. w amerykańskiej TV rozpoczęli swój żywot„Seinfeld”, czyli opowieść o każdym z nas oraz „Simpsonowie”, czyli też opowieść o każdym z nas. A w kinach pokazał się „Kiedy Harry spotkał Sally”, czyli opowieść o tym, jakim każdy z nas chciałby być. Wybieram KIEDY HARRY SPOTKAŁ SALLY, bo kocham ten film miłością bezgraniczną.
Ufff, a teraz czekam na Waszą krytykę. Na wszelki wypadek przygotowuję drogę ewakuacyjną (na zdjęciu).
Bartosz Węglarczyk