Barbara Wesel
Ma fatalną prasę, wielu wpływowych wrogów i dość luźny stosunek do faktów. Jednak i tak prawdopodobnie zostanie nowym premierem Wielkiej Brytanii.
To była teatralna sytuacja, taka, jakie Boris Johnson lubi najbardziej. W swoim ostatnim wystąpieniu przed poniedziałkowym głosowaniem w Partii Konserwatywnej, które zapewne otworzy mu drzwi do objęcia stanowiska premiera Wielkiej Brytanii, Johnson wymachiwał ze sceny zapakowanym w folię wędzonym śledziem. Ryba pochodziła z wędzarni na Wyspie Man.
- Przez lata te śledzie można było bez problemu wysyłać pocztą, teraz przez brukselskich biurokratów ich ceny znacznie wzrosły, bo biurokraci każą przesyłać je w wypełnionych lodem plastikowych pudłach - mówił do zgromadzonych we wschodnim Londynie. Jak przekonywał, to drogie i nieekologiczne, ale Wielka Brytania po brexicie uwolni się od takich brukselskich nonsensów.
“The hustings revealed a candidate for whom fact-checking — perhaps the truth — is not a high priority [...] the Isle of Man is not in the EU [...] the EU does not make rules on the packaging of smoked fish.“ #fishrotsfromthehead #BorisJohnson pic.twitter.com/F8FF5QO38y
— Peter 🏳️🌈🇪🇺🌻 (@PeterNHerold) July 20, 2019
Problem w tym, że niewiele z tego, co powiedział, jest prawdą. Po pierwsze, położona między Irlandią a Wielką Brytanią Wyspa Man nie należy do Unii Europejskiej i jeśli poddaje się unijnym regulacjom to tylko dobrowolnie. Po drugie, Bruksela nie jest odpowiedzialna za normy higieniczne podczas krajowego transportu żywności. Rzecznik Komisji Europejskiej szybko to sprostował. Okazuje się, że wyśmiewane skrzynie z lodem to wymysł owszem biurokratów, tyle że brytyjskich.
Fantasta Boris Johnson
Z powodu tej i wielu innych podobnych historii główny komentator gazety „Financial Times” Martin Wolf nazywa Johnsona „seryjnym fantastą”, który nie nadaje się na premiera Wielkiej Brytanii. Bo Johnson minął się z prawdą nie tylko w sprawie śledzi.
W miniony poniedziałek polityk został zapytany o, to kiedy ostatni raz płakał. Odpowiedział, że było to po tym, jak ukradziono mu sprzed budynku parlamentu w Londynie ulubiony rower, który nazywał „Bikey”. - Miałem ten rower przez cały czas, gdy byłem burmistrzem, wszędzie w Londynie go przypinałem i nigdy nic się nie działo. Ale gdy burmistrzem został Sadiq Khan (z Partii Pracy) od razu mi go ukradziono – mówił.
Johnson chętnie opowiada anegdoty, aby dopiec politycznym oponentom. Tym razem był to jednak strzał w stopę. W artykule opublikowanym w 2014 roku, gdy Johnson był burmistrzem Londynu, polityk sam pisał, że właśnie musiał zezłomować swój ulubiony rower „Bikey”, bo uszkodził go wjeżdżając w wielką dziurę w jezdni.
Podczas majowych wyborów lokalnych Johnson pisał z kolei na Twitterze, że on już zagłosował na konserwatystów, a jego rodacy powinni pójść jego śladem. Tak się jednak składa, że w Londynie, gdzie mieszka, głosowanie wcale się nie odbywało. Tweet szybko zniknął z sieci.
To tylko kilka przykładów na to, że Boris Johnson ma, delikatnie mówiąc, dość luźny stosunek do faktów.
- Boris to wielki charakter, czasami bardzo trudny. Często nie można na nim polegać – mówiła w radiu Deutschlandfunk Anne McElvoy z tygodnika „The Economist”.
- Byłem szefem Borisa Johnsona, on kompletnie nie nadaje się na premiera – napisał jego były przełożony z gazety „Daily Telegraph" Max Hastings.
Kurs na Downing Street
I chociaż jeszcze nigdy w najnowszej historii Wielkiej Brytanii żaden kandydat na premiera nie miał tak złej prasy i nigdy nie było tak wielu dowodów na kłamstwa, to raczej nic nie jest w stanie zatrzymać Johnsona przed objęciem funkcji premiera.
Decyzja w tej sprawie należy do 160 tys. członków Partii Konserwatywnej. Reprezentują oni 0,3 procent brytyjskich wyborców i jako grupa nie są reprezentatywni. Większość stanowią bowiem starsi, bogaci, biali mężczyźni. Ponad 40 procent z nich ma ponad 66 lat.
Kiedy w 2007 roku Gordon Brown obejmował bez nowych wyborów funkcję premiera po Tonym Blairze, Boris Johnson skarżył się, że to niedemokratyczne. Dwanaście lat później najwyraźniej nie będzie miał problemu z taką sytuacją.
Byli wpływowi politycy Partii Konserwatywnej jak Michael Heseltine czy były premier John Major stawali na głowie, aby zatrzymać zwycięski pochód Johnsona. Ale tego rozpędzonego pociągu już nie uda się zatrzymać. Boris Johnson może w zasadzie już pakować kartony do przeprowadzki.
Brexit czy No-Deal-Brexit? Oto jest pytanie
Major zrobi wszystko, aby zapobiec twardemu brexitowi, czyli wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej bez żadnej umowy. Ale dziennikarka „Economist” Anne McElvoy zastrzega, że „Boris bywa bardzo sprytny i elastyczny. Dużo bardziej elastyczny niż wskazywałyby jego hasła. Zapewne spróbuje negocjować jeszcze raz. Z pewnością nie będzie od razu parł do twardego brexitu” - oceniła.
REDAKCJA POLECA