Dariusz Stokwiszewski
Do wyjazdu na tzw. ciepłe posadki do Brukseli jest cała masa chętnych członków PiS - jednocześnie tak bardzo niechętnych UE, ale kochających blichtr i mamonę
Z tego, co nieoficjalnie wiadomo (podaję za GW) do wyjazdu na tzw. „ciepłe posadki” do Brukseli jest cała masa chętnych członków PiS (jednocześnie tak bardzo niechętnych UE, ale kochających blichtr i mamonę). Tym razem jednak Imperator PiS, który samodzielnie doprowadził je (suis auspiicis?!) do zwycięstwa w poprzednich wyborach (robiąc z nas głupków), jest już bardziej ostrożny. Jak informują obeznani z sytuacją PiS, prezio raczył już zaakceptować listy z nazwiskami, ale tylko swoich totumfackich.
I w tym przypadku nikt chyba zdziwiony być nie powinien, że skądinąd krótką ławkę PiS, dociążają również i znakomite persony. Myślę, że pewniakami do startu w tym „wyścigu” (Konradów Wallenrodów) będą dotychczasowi euro posłowie, czyli: Anna Fotyga (mina rasowej pokerzystki lub też kamienna twarz Bustera Keatona), Ryszard Czarnecki (który najlepiej, mimo wszystko, prezentował się w biało – czerwonym krawacie Samoobrony), Ryszard Legutko, Karol Karski i Tomasz Poręba — tj. twarda rezerwa i uzupełnienie „elity intelektualnej” zjednoczonej prawicy.
Ważą się także podobno losy – rozrywanego przez wszystkich – wielbiciela niejakiej Kasi Wielkiej II, ale tu bez wątpienia „ucierpiałaby polska racja stanu”! Zapytacie dlaczego? Dlatego, że przynajmniej ja nie wyobrażam sobie funkcjonowania Gabinetu Premiera bez słynnego już przecież — specjalisty od meandrów polityki wewnętrznej RP, a zwłaszcza kuluarów Sejmu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i prawie całonocnych posiedzeń komisji sprawiedliwości. Jednakże, jeśli taka decyzja (większością kwalifikowaną głosów samego wodza – czyli jednoosobowo) zapadnie, to napiszę do niego „przebłagalny list otwarty” z prośbą o to, aby pozostawił (arcymistrza charakteryzacji teatralnej), w Polsce.
Dygresja: Polacy bardzo mało czytają, a z badań przeprowadzonych kilka lat temu jasno wynika, że większość z nas to funkcjonalni analfabeci. Dodam dla wyjaśnienia tej właśnie grupie osób, że określenie, którego użyłem, nie jest w żaden sposób obraźliwe. Oznacza ni mniej, ni więcej jak to, że ktoś czyta lub słucha przekazu i tak naprawdę nic, bądź niewiele zeń rozumie – to w Polsce już „choroba” cywilizacyjna.
Biorąc powyższe pod uwagę, rozumiemy już, dlaczego Jarosław Kaczyński zawsze wysyła do Parlamentu Europejskiego osoby (według niego) bardziej rozgarnięte. No ale, nie tylko o to przecież, w tym wszystkim chodzi. Z tego, co wiem, pan prezes lubi dobre kino, „czerpiąc z niego całymi garściami”. Warszawskie wróble ćwierkają podobno, że jednym z ulubionych filmów pana prezesa są „Sami swoi”.
Moja teoria spiskowa: Wydaje mi się, że prezes i PiS postawili na dwie kluczowe kwestie ukazane na klatkach wspomnianego filmu i stosować je chcą w swym życiu politycznym.
Pierwsza zasada oparta jest na wypowiedzi matki (lub teściowej) Kazimierza Pawlaka, która przed wyjazdem na rozprawę wręczył mu granaty, mówiąc:
Sąd sądem, a sprawiedliwość i tak musi być po naszej (pisowskiej) stronie!
Druga zasada odnosi się już do manipulacji uczuciami. Kazimierz Pawlak zapytuje Witię, zagapionego w Jadźkę – córkę Władka Kargula o to, czemu ten wpatruje się w tę kobietę, którą przecież zgodnie z rodzinną tradycją powinien był nienawidzić (tak, jak PiS nie znosi UE). Witia ojcu odpowiada tymi oto mądrymi słowy:
Tatko, jak się tak napatrzę (z bliska) na to „kargulowe plemię” (w realu dla PiS to UE), to jeszcze bardziej je nienawidzę!
Dariusz Stokwiszewski