Dariusz Stokwiszewski
Uważam, że prezes od dawna żyje w swoim wyimaginowanym świecie, gdzie nie docierają sygnały z tego rzeczywistego. Wszelkie informacje zaś dochodzą do niego jedynie po dokładnym ich przefiltrowaniu i wykładni dokonanej przez najbliższe otoczenie.
Nikt z nas nie ma chyba najmniejszych wątpliwości co do tego, na kim w Polsce spoczywa pełna odpowiedzialność za całe zło, które w ciągu ostatnich czterech lat wydarzyło się w naszym kraju. Powiem więcej, te ostatnie lata to jedynie początek epilogu (bo zapewne wiele jeszcze zła przed nami), któremu początek dała fałszywa i nachalna propaganda o rzekomym zamachu na samolot lecący do Smoleńska w 2010 r., w której zginęło 96 osób – równych sobie w obliczu śmierci! Dodałem to, bo PiS pamięta tylko o jednym z nich, na bazie którego chce budować jakąś pisowską Rzeczpospolitą!
Propaganda ta tworzona, według mnie, na partyjne zapotrzebowanie Jarosława Kaczyńskiego i jego nihilistycznej, wodzowskiej partii, leży u podstaw kreacji nowej epoki – ery nienawiści, za co odpowiada bezpośrednio, ale też i pośrednio sam prezes owego szkodliwego tworu – PiS. Nie byłoby to możliwe bez bezmyślnej i nagannej pomocy, stojących u jego boku, gotowych na każde skinienie wodza sług! Jeśli Ci ludzie myślą, że wykonywanie rozkazów ich w jakiś sposób usprawiedliwia, to znaczy, że nie tylko są źli, ale przy tym pozbawieni rozumu i wyobraźni! Tak tłumaczyli się kiedyś w Norymberdze ci, którzy siali nienawiść w latach 30. i 40 XX wieku.
Pisałem wielokrotnie o przejawach tego pisowskiego zła, ale tu nie tylko o tę kategorię chodzi. Najważniejszy jest fakt permanentnego osłabiania RP, co doprowadziło ją na skraj wykluczenia z grona państw nowoczesnych; w sensie poziomu intelektualnego sporej części narodu, ale też przede wszystkim zagroziło w sposób bezpośredni bezpieczeństwu całego państwa.
Polska stała się krajem, z którego na świecie wielu się (i słusznie) śmieje. Nieporadność władzy (nie chcę eskalować tego, co i tak jest powszechnie wiadome, a dotyczy innych, możliwych przyczyn, nie tylko „nieporadności”) jest rzeczą tak oczywistą, jak wschody i zachody Słońca! Nie mamy ani spójnej polityki zagranicznej, ani jakiejkolwiek innej, skorelowanej z polityką natowskich i europejskich sojuszników Polski. To jest złamanie ciągłości władzy po 1989 r., co skutkować może wielką narodową tragedią. Osłabienie i wręcz deprecjacja pozycji Polski w świecie jest tego efektem i faktem. Osłabione fatalnymi rządami PiS państwo nie ma dziś tych walorów, jakie miało za poprzednich rządów. Stało się outsiderem Zachodu państwem, którego nazwę wymawia się w jego stolicach z zażenowaniem, ale także żalem z powodu niespełnienia oczekiwań, które europejska demokracja mu stawiała.
Mało tego: dziś Polska jest całkowicie osamotniona i gdyby zdarzyła się nam zbrojna agresja, to według mnie na żadną realną pomóc liczyć nie możemy! Jesteśmy skazani na łaskę „cara” zza wschodniej granicy, któremu nikt nie przeszkodzi w momencie, gdyby się zdecydował na kroki radykalne i zaatakował nasz kraj! A to, powiedzmy sobie szczerze, jest w przyszłości i to niezbyt odległej, prawdopodobne.
Dodam, jestem pewien tego, co mówię i kładę na szalę całą swoją reputację naukową, choć wolałbym się mylić i ją stracić! To zresztą nihil novi sub Sole, bo prawdę tę znają chyba wszyscy specjaliści z zakresu bezpieczeństwa, tylko nie każdy chce ryzykować „głową” za coś, czego nie można z całą pewnością zagwarantować.
Tak więc w każdej sferze życia społeczno – politycznego Polski wrze; łamane jest prawo, czego skutkiem jest upolitycznienie (czy też może „upisowienie”) wszystkiego, co się „im” tylko dało. Wojsko, Policja, Trybunały, Sądy, Prokuratura, media, szkolnictwo i nawet sztuka, podlegają już cenzurze i politycznemu nadzorowi „pana z Żoliborza”! Tak, jednego pana, który za nic nie odpowiada, bo poza byciem posłem, oficjalnie w życiu politycznym jest „nikim”, co nie miało zabrzmieć jak jakakolwiek obelga. To tylko metaforyczne stwierdzenie stanu faktycznego.
Przechodzę do rozwiązania „problemu badawczego”, który w formie pytania zawarty jest w tytule tego tekstu. Ile władzy ma (i czy w ogóle ją jeszcze ma) Jarosław Kaczyński, a skoro jej nie ma, to kto trzyma w ręku jej ster? Odpowiedź na tak postawione pytanie nie jest wcale, wbrew pozorom, łatwe. Teoretycznie bowiem Polską rządzi Jarosław Kaczyński tyle, że z drugiej strony brzmi to tak, jakbym rzekł, że najlepszym polskim maszynistą prowadzącym pociąg Pendolino, jest ślepy i głuchy kolejarz, który kiedyś dobrze sobie radził z prowadzeniem lokomotywy na węgiel! Tak to mniej więcej można byłoby odczytać! Jest to swego rodzaju metaforyczne określenie sytuacji w Polsce, którą tak naprawdę do końca już raczej nikt nie kontroluje. Zapyta ktoś skąd takie właśnie porównanie?
Mogę odpowiedzieć pytaniem na pytanie: czy pan Kaczyński przy całej swojej inteligencji, którą tak bardzo się chwali, jest w stanie ogarnąć to, co się dzieje w kraju? Nie! Według mnie w żaden sposób! Otóż uważam, że prezes od dawna żyje w swoim wyimaginowanym świecie, gdzie nie docierają sygnały z tego rzeczywistego. Wszelkie informacje zaś dochodzą do niego jedynie po dokładnym ich przefiltrowaniu i wykładni dokonanej przez najbliższe otoczenie. To ni mniej, ni więcej znaczy, że to nie są prawdziwe, oddające grozę sytuacji w państwie, informacje! I znowu ktoś mógłby zapytać, dlaczego tak uważam. Ano dlatego, że państwem polskim, wykorzystując wiek i chorobę (bo każdy jakąś ma, tym bardziej mając tyle lat co prezes) Kaczyńskiego w kraju rządzą potencjalni następcy, osadzeni na najważniejszych stanowiskach w resortach siłowych, ale także oligarchia ze sfery finansjery, okupująca spółki skarbu państwa. Jak wiadomo, prezes nawet umie korzystać z komórki, ale wtedy kiedy jakiś podręczny mu ją włączy i poda, a później wyłączy i schowa do swojej kieszeni.
Powie ktoś; nie wierzę, bo gdyby tak było, to łatwiej byłoby prezesa wysłać na odpoczynek oraz przejąć władzę. Nie, to nie byłoby najlepsze wyjście z wielu powodów. Jednym z nich jest mimo wszystko strach rządzących „bohaterów” o ich możliwe rozliczenie po upadku PiS i jego rządu. Przypominam sobie sytuację (oczywiście nie ma tu pełnej symetrii, ale jako przykład jest dobra), gdy dziwili się wszyscy, dlaczego po śmierci Breżniewa (nie wiadomo czy w ostatnim okresie życia ten człowiek był w ogóle przytomny i wiedział co robi) w ZSRR wybierano na następców takie „zombie”, jak Andropow czy Czernienko. Wyjaśnienie jest tutaj proste: każdą winę można zrzucić na takiego starca, który i tak na nic nie ma już wpływu. Tymczasem ci, którzy nabroili, są, a przynajmniej tak myślą, że są – usprawiedliwieni! Nie tym razem panowie! Naród na to już nigdy nie pozwoli, bo Polska poniosła zbyt wielkie straty; być może nawet nieodwracalne!
Tak więc „drodzy sternicy” polskiej nawy, będziecie musieli zderzyć się z odpowiedzialnością za to, co zrobiliście własnemu narodowi i Ojczyźnie! Tego zła jest bardzo, bardzo dużo!
Dariusz Stokwiszewski