Ks. Stanisław Walczak
Dzisiaj dziękowałem Bogu za tę kobietę. Kobietę, którą w dzieciństwie kapłan odtrącił od Boga... I potem nie znalazł się inny, który by jej ranę zabliźnił.
Przeżywałem pogrzeb tej, którą powszechnie zwie się Korą. W czasach, w których tworzyła, podnosiła ludzi na duchu, obdarzała pięknem sztuki, nie znałem jej. Byłem daleko, pośród innych kultur, gdzie na co dzień dawałem świadectwo wartościom, które nie przemijają. Moje kontakty z Europą, z Polską były sporadyczne.
A jednak dzisiaj dziękowałem Bogu za tę kobietę. Kobietę, którą w dzieciństwie kapłan odtrącił od Boga... I potem nie znalazł się inny, który by jej ranę zabliźnił.
Przeżyłem około tysiąca pogrzebów, w których przewodniczyłem modlitwie, smutkowi i próbowałem serca ludzkie napełniać nadzieją. Nigdy nie popadłem w rutynę. Nie przyzwyczaiłem się. Każdy pogrzeb przeżywałem jakby był pierwszym pogrzebem w moim życiu. Każde umieranie człowieka przy którym byłem stawało się moim własnym... Nigdy nie przyzwyczaiłem się do śmierci. Wierzyłem, że, mimo pozorów, to nie jest koniec. I tak wierzę do dzisiaj.
Na pogrzebie Pani Kory nie raziła mnie nieobecność kapłana. Ksiądz jakoś nawet nie pasowałby do tego wydarzenia. Kościół zaś był obecny w swoich wiernych, szczególnie tych, którzy wyrażali wiarę w spotkanie zmarłej z jej matką, za którą tęskniła. Ludzie przyszli tłumnie, a wielu wierzyło, że śmierć nie może być końcem... A na koniec wspomniana w świeckiej pieśni „Czarna Madonna”, jakoś bardziej tu pasowała niż tradycyjne „Salve Regina”.
Powaga w obliczu wartości, które zmarła głosiła była przyjmująca. W pewnym momencie chciałem ulec pokusie, że wartości te, wraz ze zmarła zostają pogrzebane. Wszak miłość ulega dzisiaj nienawiści, akceptacja inności rasizmowi, wolność dyktaturze …. Nie, nie zostały pogrzebane. Chociaż tak bardzo są mordowane...
Piękne życie, wspaniały spadek duchowy i przekonanie, że życie nasze nie kończy się ale się przemienia.
Ks. Stanisław Walczak