Ks. Stanisław Walczak
Pomnik prałata H. Jankowskiego, pamięć po nim są publicznym zgorszeniem i obrażają z jednej strony religijne uczucia katolików, z drugiej są jest kpiną wobec elementarnego poczucia moralności.
Prudentia est auriga virtutum - „roztropność jest woźnicą cnót” - mówi mądra łacińska sentencja. Tow właśnie roztropność powinna dawno sprawić, że władze kościelne w Gdańsku, bez hałasu i rozgłosu podjęłyby decyzję o usunięciu źródła publicznego zgorszenia.
Niestety, kierowany niezdrowymi tradycjami starego watykańskiego urzędnika, arcybiskup Gdańska zapomniał, że te czasy minęły już dawno i bezpowrotnie, przede wszystkim w Kurii Rzymskiej. Tutaj ani koneksje ani plecy ani też mafijne zachowania niczego nie rozwiążą.
„Umywam moje ręce na znak niewinności” (Ps 26,6), można wyczuć w zachowaniu władz kościelnych – wzorem starożydowskich przepisów rytualnych, przejętych przez Piłata: „Nasze ręce tej krwi nie wylały, a oczy nasze jej nie widziały” (Kpł 21,6).
Ta „przelana krew”, to krew nieletniej Ewy, która targnęła się, za sprawa ks. prałata, na życie. Chociażby już ten fakt woła o mądre, roztropne działanie urzędników (tak, zwykłych urzędasów) kościelnych. Ta zmarła nigdy już nie dotrze do arcybiskupa ze swą skargą!
Ta „przelana krew” to cierpienie chłopców i dziewcząt wykorzystywanych przez katolickiego księdza, który pozostaje zawsze w ścisłej zależności od swojego biskupa. Jeśli zaś biskup przestępcy i urzędasy takiego biskupa zamiast działać roztropnie, polegają na sprycie i przebiegłości, to biada nam wszystkim. Kuria może oczywiście za kulisami naciskać na władze państwowe, choćby na Prokuratora Generalnego, by ze sprawcy uczynić ofiarę a z ofiar sprawców. W tym wszyscy jesteście dobrzy! Wszak moralność to ostanie rzecz, która tutaj liczy się.
Ks. Staniasław Walczak