Jowita Kiwnik Pargana
Unijni politycy chcą, żeby UE jako całość ratyfikowała Konwencję Stambulską o zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Pomogłoby to powstrzymać kraje takie, jak Polska, które chcą się z antyprzemocowych zapisów wycofać.
W środę (15.02.2023) na sesji plenarnej w Strasburgu, Europarlament zdecydowaną większością głosów (469 „za”) opowiedział się za ratyfikowaniem Konwencji Stambulskiej przez Unię Europejską jako całość. Mimo że UE jako organizacja podpisała antyprzemocowe prawo już sześć lat temu, to – jak wypominają dzisiaj unijni politycy – trafiło ono do „zamrażarki”. Wszystko dlatego, że ratyfikacji odmawia kilka państw członkowskich w Radzie.
– Nie wiadomo, które państwa ją blokują – przyznał w rozmowie z DW europoseł Łukasz Kohut z Nowej Lewicy, jeden ze sprawozdawców tematu w PE. Teraz jednak zdaniem eurodeputowanych, jest duża szansa, żeby konwencję odmrozić.
Parasol chroniący kobiety
Szwecja uznała ratyfikację zapisów przez UE za jeden z priorytetów swojej prezydencji w Radzie. – Temat ma wrócić na agendę w marcu. Już chodzą pogłoski, że jeśli upadnie, ponownie będzie rozpatrywany w czerwcu. Weta ma nie być – zdradził DW jeden z unijnych dyplomatów. Poparcie zadeklarowała również Komisja Europejska.
– 12 lat po przyjęciu Konwencji nadal jest ona złotym standardem w walce przeciwko przemocy – powiedziała komisarz UE ds. równości Helena Dalli.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że w opinii wydanej w październiku 2021 r. Europejski Trybunał Sprawiedliwości UE potwierdził, że Rada może przyjąć konwencję bez uprzedniej zgody wszystkich państw członkowskich. Eurodeputowani podkreślają, że przyjęcie konwencji przez całą UE pomoże ukrócić zapędy tych państw, które chciałyby się z niej wycofać. – W myśl zasady o nadrzędności prawa unijnego, będzie działała ona parasolowo wobec przepisów krajowych – wyjaśnia Łukasz Kohut.
Polska chce się wycofać
Statystyki pokazują, że w samej tylko UE jedna na trzy kobiety doświadczyła przemocy fizycznej, psychicznej lub seksualnej, a co druga przynajmniej raz w życiu molestowania seksualnego. Uchwalona w 2011 roku w Stambule konwencja jest pierwszym międzynarodowym standardem zwalczającym przemoc wobec kobiet i dyskryminację ze względu na płeć.
Dokument uznaje, że przemoc wobec kobiet ma charakter strukturalny i jest jednym z mechanizmów społecznych służących do spychania kobiet na pozycję podległą wobec mężczyzn. Nakłada ona na państwa obowiązek zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, eliminacji wszystkich form dyskryminacji kobiet, wspierania ofiar i ścigania sprawców. Zobowiązuje kraje do zmiany definicji gwałtu jako każdego stosunku bez zgody osoby pokrzywdzonej. Konwencję jak dotąd podpisało 45 państw Rady Europy, w tym Ukraina; nie podpisały dwa: Rosja i Azerbejdżan.
Ratyfikowały ją jednak tylko 33, w tym większość państw członkowskich. Brakuje sześciu: Bułgarii, Czech, Węgier, Łotwy, Litwy i Słowacji. W 2021 roku z konwencji paradoksalnie wycofała się Turcja, która jako pierwsza ją podpisała i ratyfikowała, zapewne na fali ówczesnej chęci wejścia do UE, które polityka prezydenta Erogadana skutecznie stłumiła.
Polska podpisała konwencję w 2012 roku, a ratyfikowała trzy lata później. Tymczasem w 2020 roku premier Morawiecki skierował konwencję do Trybunału Konstytucyjnego w celu zbadania jej zgodności z Konstytucją RP. – Pojawia się wiele głosów, że godzi ona w nasz porządek prawny, ma ideologiczne podłoże – mówił wtedy Morawiecki.
– Jest realne niebezpieczeństwa, że Polska wycofa się z konwencji. Dlatego potrzebujemy jej przyjęcia przez całą UE, by dać mieszkankom Polski gwarancję, że póki będziemy w Unii, póty populiści nie wysadzą tego antyprzemocowego prawa w powietrze – przyznaje w rozmowie z DW Łukasz Kohut.
– Konwencja to wybór kierunku cywilizacyjnego. PiS musi sobie odpowiedzieć, gdzie nam jest bliżej. Do walczącej Ukrainy, w której prezydent Zełenski, w czasie wojny podpisał Konwencję, czy do zamordystycznej Turcji, która z niej wyszła – dodaje.
Jedna z najważniejszych decyzji PE
Początkowo przyjęta w UE z entuzjazmem, konwencja zaczęła szybko wzbudzać kontrowersje wśród konserwatywnej prawicy, która zarzuciła jej wspieranie „lewicowej ideologii gender”.
– Czy możemy pozwolić, żeby konwencja o charakterze ideologicznym podważała przepisy państw członkowskich i naruszała ich konstytucje? – pytała podczas debaty poprzedzającej głosowanie hiszpańska europosłanka Margarita de la Pisa Carrion z grupy EKR, do której należy m.in. PiS. – Ta konwencja oparta jest na pokrętnych i antynaturalnych tendencjach, podkreśla nierówności i dyskryminuje płcie – dodała.
– Nie ma zgody na przemoc wobec kobiet, nic jej nie uzasadnia. Jeśli jednak chodzi o konwencję, europejska lewica wpadła we własne pułapki ideologiczne. Spójrzmy na statystyki: czy w państwach rządzonych przez lewicę poprawiło się bezpieczeństwo kobiet? Tymczasem Polska już w 2020 roku wprowadziła rewolucyjne narzędzia do walki z przemocą i najbardziej nowoczesne przepisy ochrony kobiet. Przemocowcy są w ciągu godziny usuwani z domów, przygotowujemy pakiet ochronny dla kobiet. Tak działa konserwatywny rząd! – mówiła europosłanka PiS, Beata Kempa.
– Te narzędzia, o których Pani poseł Kempa wspomina, zostały wprowadzone właśnie dzięki Konwencji Stambulskiej – skwitował Łukasz Kohut.
– To wstyd, że tak wiele środowisk przymyka oczy na przemoc wobec kobiet. To wstyd, że tak wiele krajów członkowskich nie potrafi sobie z nią poradzić – oceniła europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska. Zgodziła się z nią Włoszka polityk Laura Ferrara. – 50 kobiet tygodniowo, 2500 kobiet rocznie traci życie w wyniku przemocy domowej, a my tutaj zastanawiamy się, czy warto ratyfikować najważniejszy dokument w UE? Powinniśmy się raczej zastanawiać jak egzekwować przepisy konwencji – mówiła.
Jednak szwedzka europosłanka Arba Kokalari (EPP), druga sprawozdawczyni w tej sprawie, nie ma wątpliwości. – To jedna z najpoważniejszych decyzji Parlamentu Europejskiego – powiedziała po głosowaniu.
REDAKCJA POLECA