TheFad.pl – Polska i Świat. Opinie i komentarze

„Kobieta powinna mieć jakąś skazę, jakaś niedoskonałość, wtedy zaczyna być interesującą”

Marcin Zegadło - poeta, publicysta

Marcin Zegadło - poeta, publicysta

Czym jest powszechnie panujące przyzwolenie na bekę z grubasa. Na darcie łacha z tłuściocha. Czy naprawdę chodzi o to, żebyśmy byli tacy sami? Mieli identyczne, proste i białe zęby, identyczne usta, policzki robione ręką tego samego chirurga i identyczne pośladki z implantami? Czy nie możemy się różnić i widzieć w naszych defektach i niedoskonałościach czegoś, co jest w nas interesujące?

 

Tak się złożyło, że pomiędzy jedną książką, a drugą przeglądam kanały telewizyjne, a tam trafiam na pogadankę o sylwetce i jakie to ważne, żeby o nią zadbać. Co jeść, żeby być szczupłym i być „fit”.

Przemawia do mnie z ekranu młoda kobieta, która jeszcze sto lat temu wzbudziłaby niepokój współczesnych co do swojego (jej) stanu zdrowia. Mogłaby zostać uznana za zasuszoną i chorą. Byłaby po prostu „za chuda”. Taki był kanon. Dzisiaj jest powszechnie uznawana za ideał.

Jest taka scena u Tołstoja. Już nie pamiętam, w której z jego powieści: otóż siostra głównego bohatera martwi się, że kiedy po długim okresie niewidzenia, jej brat ujrzy ją podczas swojej wizyty w ich majątku, będzie zaniepokojony, ponieważ jest za chuda. „Za chuda” (sic!). Czy naszej pani z telewizji, czy dziewczętom seryjnie produkującym foty swoich sylwetek na Instagramie może mieścić się w głowie, że można być „za chudym”?

Mam córkę i mocno martwi mnie panująca opresja związana z wagą i „szczupłą sylwetką”. Gigantyczna presja, którą już jako dziewczynki, nasiąkają współczesne kobiety – teoretycznie wyemancypowane, walczące z seksizmem i przemocą seksualną wobec nich. To ważne, że toczy się ta walka. Uważam, że toczy się w słusznej sprawie.

Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, że jednocześnie te same kobiety, w przeważającej większości podejmują dramatyczne próby wbicia się we współczesny kanon „smukłej sylwetki”, co obecnie oznacza, że dorosła, dojrzała kobieta, zmuszona jest wciskać się w te anorektyczne rozmiarówki z wystaw w sieciówkach.

Anoreksja to poważna choroba. Wiem to, między innymi, dlatego że obserwowałem z bliska walkę kogoś dla mnie ważnego, właśnie z anoreksją. Otyłość też stanowi problem we współczesnym świecie i też wiem o niej cokolwiek, ponieważ mierzyłem się z tym problemem osobiście. Ale czy nie jest trochę tak, że przez dominujący powszechnie nacisk na „bycie szczupłym (szczupłą)”, przez tę powszechnie forsowaną koncepcję „płaskiego brzucha”, „jędrnych ud” i „zrobionych pośladków” nie dzieje się krzywda tym, którzy zmuszeni są funkcjonować w takiej rzeczywistości ze swoimi, dalekimi temu kanonowi, ciałami – czyli dla ogólnie pojętej, ale jednak większości?

Powszechnie staramy się walczyć z rasizmem, staramy się we współczesnych społeczeństwach nie obrażać nikogo z powodu koloru skóry, wyznania, orientacji seksualnej. Przynajmniej cywilizowane demokrację kierują się podobnymi wartościami. Tymczasem wciąż istnieje społeczne przyzwolenie na obrażanie ludzi z powodu ich wagi. Czym bowiem są zdania wypowiadane przez te wszystkie kobiety w rozmiarze XS typu:

„Jeżeli zaniedbałaś się, a twoja waga…” i tak dalej.

„Co z tobą jest nie tak? Brakuje ci silnej woli. Bez tego nie zrzucisz nawet kilograma”.

Czym jest powszechnie panujące od dziesięcioleci przyzwolenie na bekę z „grubasa”. Na darcie łacha z „tłuściocha”. To jest moja podstawówka, podstawówka tych, którzy kończyli ją po mnie, to jest wciąż podstawówka mojego syna.

Moja trzyletnia córka przychodzi do mnie na skargę, mówiąc, że Jasio powiedział, że jest gruba. Co oznacza, że nawet czteroletni Jasio widzi w nadwadze coś naznaczającego, coś, co według Jasia, ale być może a może przede wszystkim, również dla jego rodziców i wielu innych osób, stanowi defekt, niewybaczalną przywarę, która może stanowić przedmiot drwin i służyć zawstydzaniu, upokarzaniu, lekceważeniu.

Czy naprawdę chodzi o to, żebyśmy byli tacy sami? Mieli identyczne, proste i białe zęby jak z matrycy, identyczne usta, identyczne policzki robione ręką tego samego chirurga i identyczne pośladki z implantami poleconymi przez godne zaufania celebrytki?

Czy nie możemy się różnić i widzieć w naszych defektach i niedoskonałościach w gruncie rzeczy czegoś, co jest w nas interesujące?

Problem dotyczy głównie kobiet. Mężczyźni częściej raczą wierzyć, że ich ciała bliskie są wymiarom rzeźb antycznych bogów. W każdym mężczyźnie drzemie przeczucie, że nosi w sobie Adonisa, Apolla.

Nie próbuję powiedzieć, że dbanie o siebie to jest coś złego. Próbuję zwrócić uwagę na fakt, że istnieje przyzwolenie na obrażanie innych z powodu ich wagi.

Nieżyjący od dawna artysta malarz Franciszek Starowieyski powiedział kiedyś, że kobieta powinna mieć jakąś skazę, jakaś niedoskonałość, wtedy zaczyna być dla jego interesującą.

Zarówno wtedy, jak i teraz w zupełności zgadzam się ze Starowieyskim. A to nie był pierwszy z brzegu, taki sobie, facet i wiedział, o czym mówi. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Marcin Zegadło

 

 

Exit mobile version