Szukaj w serwisie

×
23 stycznia 2016

Kitesurfing – dokąd zimą?

Co roku kurs kitesurfingowy kończy w Polsce około 10 tysięcy osób. Wśród nich coraz więcej jest zapracowanych ludzi po trzydziestce, którym kitesurfing z jednej strony zapewnia tak potrzebną adrenalinę, a z drugiej jest świetnym kompresem na korporacyjną rutynę. Sport wciąga do tego stopnia, że jego miłośnicy po całym świecie szukają wiatru i ciepłych oceanów

 



Kitesurfing uprawia zarząd sopockiej spółki Blue Media, krakowski biznesmen Grzegorz Hajdarowicz, Jacek Koszel z IT Card czy Dariusz Topolewski, prezes Oponeo.pl. Ten sport nie tylko wciąga, ale – jak mówią ci, którzy już pływają – wręcz uzależnia.

 

 

Staje się stylem życia, który trudno porzucić nawet na zimowe miesiące. Dlatego coraz więcej kitesurferów amatorów w ramach zimowego urlopu wyrusza nie na ośnieżone stoki, ale nad ciepłe oceany.

I tak na piaszczystych plażach Kuby, Brazylii, Afryki czy Wysp Zielonego Przylądka całymi dniami jak w hipisowskiej komunie przesiadują ludzie biznesu z całego świata. Czasem zapominają o pracy, ale zdarza się, że w tak swobodnej atmosferze nawiązują nowe, interesujące z zawodowego punktu widzenia relacje.

Co powoduje, że egzotyczne wyjazdy kitesurfingo­we są tak atrakcyjne? Na pewno chęć ciągłego zdobywania nowych umiejętności, ale przede wszystkim wiatr. Na Półwyspie Helskim, ulubionym miejscu rodzimych kitesurferów, miłośnicy pływania z latawcem trwają w oczekiwaniu na silniejszy powiew wiatru. To przewodni temat rozmów. Od sprawdzenia siły wiatru zaczyna się i kończy dzień. Często pełen rozczarowań. Zdarza się, że nawet początkujący kitesurferzy nie są w stanie dokończyć tygodniowego kursu. Przyczyną jest właśnie wiatr, a raczej jego brak.

– Przygodę z kitesurfingiem, jak większość osób, rozpocząłem na Helu, ale tam w ogóle nie wiało. Dopiero jak pojechałem do egipskiej El Gouny, w końcu nauczyłem się pływać – mówi Grzegorz Bohosiewicz, dyrektor techniczny spółki LGBS Software.

Do Egiptu najlepiej wybrać się późną jesienią. W październiku i listopadzie warunki wiatrowe są tam nieco gorsze niż w egzotycznych kurortach, ale w zupełności wystarczające. Czas zaś dotarcia do bazy kró­tszy niż w przypadku Azji czy Ameryki Południowej.

– Mój ulubiony spot to RedSeaZone. Jest to polska baza z niepowtarzalnym klimatem – mówi Bohosiewicz, który ostatni raz w RedSeaZone był w drugiej połowie listopada.

– To bardzo wygodna baza wyposażona w klimatyzowany chillout room z internetem, dzięki któremu mogę przypilnować swojego biznesu – dodaje. Zimową po­rą, zwłaszcza w listopadzie i grudniu, Tomasz Janiak, dziewięciokrotny mistrz Polski w kitesurfingu, zawodnik sklasyfikowany na 5. miejscu w światowym rankingu organizacji IKA (International Kiteboarding Association), poleca Brazylię.

– To doskonałe miejsce z powodu panującej atmosfery, bo przyjeżdża tam wtedy wielu Polaków, i warunków – mówi Janiak.

Kitesurferzy żartują, że w brazylijskich spotach nie trzeba sprawdzać pogody. I nikt tu nie rozmawia o wietrze, który jest tak oczywisty jak wschód i zachód słońca.

– Brazylia jest bezkonkurencyjna. Daje idealną możliwość wyboru: po jednej stronie znajduje się laguna z płaską wodą, po drugiej fale – mówi Jacek Koszel, dyrektor departamentu sprzedaży i rozwoju biznesu IT Card.

 

Kitesurfing Brazil



Kierunek: Ameryka Południowa


W miejscowości Guajiru znajduje się „polski” hotel, w którym panuje świetna atmosfera. Tomasz Janiak poleca Guajiru zarówno tym osobom, które po raz pierwszy wybierają się na wyjazd kitesurfingowy, jak i doświadczonym surferom. Osoby początkujące mogą szkolić się na lagunie położonej w ujściu rzeki Taiba, a zaawansowani kitesurferzy mają możliwość pływania bezpośrednio przed hotelem. Wiatr wiejący od lipca do końca stycznia z siłą 4−6 stopni Beauforta zapewnia jedne z najlepszych na świecie warunków do kitesurfingu.

– Od grudnia do końca maja bardzo do­bre warunki do pływania gwarantuje wybrzeże Wenezueli – mówi Janiak.

W El Yaque, jednym z najbardziej znanych spotów w tej części globu, północno-wschodni wiatr wieje z siłą 5–7 stopni Beauforta. Marzeniem Grzegorza Bohosiewicza jest natomiast wenezuelska wyspa Coche.

Dobrym wyborem dla poszukujących egzotycznych wrażeń kitesurferów jest też niewielka filipińska wyspa Boracay, coraz chętniej odwiedzana przez Polaków. W sezonie bywa tam jednak tłoczno.

– Jednym z moich ulubionych miejsc są Wyspy Zielonego Przylądka, zwłaszcza Sal, gdzie fale osiągają wysokość nawet 7 met­rów. Raczej nie polecam tego miej­sca początkującym – mówi Janiak.

Najlepsze warunki na Sal zaczynają się w grudniu, gdy wiatr wieje ze stałą siłą 3–5 stopni Beauforta. Jedynym spotem, w którym warunki pozwalają na pływanie osobom bez większego doświadczenia, jest Santa Ma­ria. Natomiast pozostałe spoty sprawią przyjemność wy­łącznie zaawansowanym (Kitebeach) oraz bardzo doświadczonym (Punta Preta). Z zakwaterowaniem na Sal nie ma większego problemu. Nocować można w jednym z wielu dostępnych tutaj apartamentów lub w hotelu. Przejazd z lokalnego, jedynego zresztą lotniska w okolicy zajmuje około 15 minut taksówką. Na Sal najlepiej wybrać się z własnym sprzętem. Działa tutaj niewiele kitesurfingowych szkółek. Maks Żakowski, mistrz Polski w kiteresingu, zimą poleca przede wszystkim Wietnam.

– To wciąż jeszcze nie do końca odkryty, a przez to fascynujący kierunek wypraw. Zwłaszcza dla tych, którzy mają już pewne umiejętności – mówi Żakowski.

 

Kitesurfing Wietnam



Na fali Mui Ne

Co więcej, Wietnam jest tańszy niż np. Brazylia czy Wenezuela, gwarantuje wyśmienitą pogodę, fenomenalną kuchnię i klimat, który trudno znaleźć gdzie indziej. Najlepszą bazą w Wietnamie jest Mui Ne. Z lotniska w Sajgonie dojazd tam zajmuje około 5 godzin.

To turystyczne miasteczko oddalone o ok. 5 godzin jazdy busem od Sajgonu. Mui Ne z uwagi na doskonałe warunki do uprawiania sportów wodnych nazywane jest „wietnamskimi Hawajami”. To jeden z nielicznych spotów na świecie, do których nie trzeba dojeżdżać. Wystarczy wyjść z jednego z hoteli lub domków prosto na plażę. W Mui Ne znajduje się kilka szkółek, w których bez problemu można wypożyczyć sprzęt oraz spróbować swoich sił pod okiem jednego z „zimujących” tam pols­kich instruktorów. Krótka, nie­przyjemna fala może zniechęcić początkujących ki­tesurferów, ten kierunek powinny więc wybierać osoby bardziej doświadczone.

Najlepsze miejsce do pływania na fali znajduje się kilka kilometrów na północny wschód od Mui Ne. W Malibu przez cztery dni w tygodniu można liczyć na fale dochodzące do 3 metrów wysokości. Są one znacznie dłuższe i przyjemniejsze do pływania niż te w Mui Ne. Nazwa spotu „Malibu” pochodzi od małego resortu znajdującego się tuż przy plaży, ale w okolicy bez problemu można też wynająć dwuosobowy domek za zaledwie 10 dolarów za dobę. Wybierając się do Malibu, trzeba pamiętać o tym, że nie ma tam żadnej łodzi ratowniczej ani szkółki. Każdy jest więc zdany na siebie.

Kolejnym doskonałym wietnamskim spotem jest wyspa Phu Quy. Można się na nią dostać promem, statki nie kursują jednak podczas sztormów, w związku z tym lepiej wybierać się tam, mając w zapasie kilka dni wolnego. Na Phu Quy jest spot z płaską wodą, idealny dla początkujących, a także miejsce, gdzie można poszaleć na falach. Pewną niedogodnością jest brak rozrywki na wyspie. Nie ma tam też szkółek ani wypożyczalni.

– Atutem Wietnamu jest nie tylko pogoda i wiatr, ale również przepyszne jedzenie w lokalnych barach – dodaje Tomasz Janiak.

 

Kitesurfing Zanzibar



Kite na afrykańskim brzegu

Jednym z najlepszych egzotycznych miejsc dla początkujących kitesurferów jest Zanzibar.

– Przemawia za tym chociażby płytka woda, która ciągnie się aż do rafy koralowej oddalonej o kilka kilometrów od brzegu. I tak po wszystkich nieudanych próbach czy wywrotkach wystarczy jedynie stanąć na nogi, podejść po deskę i ruszać dalej – mówi Irena Kruszewska, zapalona kitesurferka i prawniczka z firmy Noerr, która na Zanzibarze pływała w połowie listopada. Generalnie jest tu bardzo bezpiecznie. Nie można jednak zapominać o przypływach i odpływach.

– Podczas mojej przygody z Zanzibarem w ciągu kilku godzin stan wody potrafił się zmienić diametralnie. W południe fale obijały się o łydki, a po kilku godzinach, stojąc w tym samym miejscu, byłabym już z głową pod wodą – mówi Kruszewska.

Najlepszą bazą kite’ową jest działająca od roku 2006 Paje Beach. Sezon nad Oceanem Indyjskim trwa od połowy czerwca do października i od połowy grudnia do marca. Latem i jesienią wieje wiatr Kusi z południowego wschodu, a zimą oraz wiosną latawce unosi północno-wschodni Kaskasi. Dla najbardziej zaawansowanych kitesurferów najlepsza będzie pierwsza połowa sezonu i ponownie czas od grudnia do połowy stycznia. Poza sezonem wiatr się osłabia, ale nie oznacza to, że nie można pływać.

– Równy wiatr, kilometry lazurowej wody, słońce i biały piasek są warte pokonania tylu tysięcy kilometrów. Z pierwszym halsem zakochałam się w tym miejscu – mówi Kruszewska.

Listopadowy nie był może idealnym wyborem ze względu na pozamykane bazy, jednak nawet wtedy zdarzały się dni, kiedy bez problemu można było założyć trapez, napompować latawiec i ruszyć na wodę. Po takim wysiłku zostaje tylko podziwianie natury, dziewiczych plaż i poznawanie kultury. A to wszystko w towarzystwie uśmiechniętych ludzi i przepysznego jedzenia.

 

Autor: Karolina Burda



 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję