Andrzej Żukowski
Planowany film, którego bohaterem tytułowym ma być Jarosław Kaczyński, to kolejny krok w jego mozolnej wspinaczce na wymarzoną najwyższą półkę polskiej historii
Ostatnie wieści o planowanym filmie TVP "Człowiek Zbuntowany", którego bohaterem tytułowym ma być Jarosław Kaczyński, to kolejny krok w jego mozolnej wspinaczce na wymarzoną najwyższą półkę polskiej historii. Nieco złośliwie można by tu zanucić "Na Wawel, na Wawel, Krakowiaku żwawy! Podumaj, potęsknij nad pomnikiem sławy…"
Tyle, że Kaczyński nie jest Krakowiakiem, a termin "żwawy" jest ostatnim jaki przychodzi na myśl w kontekście jego osoby, jego sława zaś jest dość problematyczna.Jego głośno wyszeptywany tytuł "Naczelnika Państwa", wzorowany oczywiście na Piłsudskim, jego laury "Człowieka Wolności", jego okazjonalne wystąpienia medialne w stylu głowy państwa, jego tradycja upaństwowionych już Miesięcznic z całym zadęciem, kiedy trębacz wojskowy gra smętnie "Jak to Na Wojence Ładnie", goryle się prężą, policja masowo czuwa, snajperzy celują, generalicja posłusznie melduje i salutuje, a partyjne szychy pchają się przed obiektyw - cały ten splendor tronowy, ma na celu wypromowanie Kaczyńskiego na niekwestionowanego Męża Stanu.
Ma przy tym Kaczyński największą konkurencję w postaci własnego brata-bliźniaka, którego mit bardzo konsekwentnie tworzy od chwili jego tragicznej śmierci, używając jego pamięci jako własnej trampoliny politycznej.
Dla rozsądnego obserwatora polskiej polityki nie ulega wątpliwości, że i jeden i drugi Kaczyński to podróbki bohaterów, taka polityczna margaryna, która udaje masło, i dzięki olbrzymiemu wysiłkowi pisowskiej propagandy jak na razie udaje się podtrzymać ten prymat margaryny, przynajmniej w oczach mniej krytycznych odbiorców, a ci stanowią ostoję pisowskiego sukcesu wyborczego.
Nie wiem czy film i jego, nawet jak na propagandę, mało wiarygodny zamysł i tytuł to pomysł samego Kaczyńskiego czy jego kamaryli, rzecz w tym, że nawet kłamstwo, by było wiarygodne, musi zawierać w sobie ziarno prawdy. Stąd nienawiść Kaczyńskiego do Wałęsy, którego nawet batalion Kaczyńskich nie jest w stanie przelicytować w oczach historii.
Kaczyński i jego akolici nie znają historii, nie rozumieją, że aby stanąć obok Kościuszki i Kilińskiego – i Wałęsy - trzeba coś więcej niż porządek alfabetyczny, że bohaterowie epok często spadają z cokołów wraz z końcem swojej epoki, a niektóre "epoki’"to nawet nie jest oka mgnienie w życiu narodu. Nie rozumieją też, że narody nie nobilitują swoich najlepszych obywateli na ich własne żądanie, ale z nakazu Historii, a ta jest wybredna, wymagająca i w końcu zawsze bezkompromisowa. Historia jest bezpartyjna – ta Historia, która przychodzi później, nieśpiesznie, i na własnych warunkach. Ta Historia, która jest Damą, a nie dziwką, wzruszy ramionami, uśmiechnie się drwiąco i powie: „to nawet nie kult jednostki, a co najwyżej jednostka kultu.”
Andrzej Żukowski