Jan Hartman
Przypuszczam, że Robert Biedroń, z miesiąca na miesiąc coraz wyżej wzlatujący na Ikarowych skrzydłach w przestworza samouwielbienia, powtórzy historię swego mentora Janusza Palikota.
Z niesmakiem obejrzałem galę na cześć zbawcy narodu Roberta
Biedronia, który był łaskaw obwieścić światu, że został właśnie bogiem
Wiosny. Bóstwa wiosenne objawiają się (zmartwychwstają) zwykle w marcu
lub kwietniu, ale niech mu będzie. Wszyscy wszak bardzo już czekamy na
wiosnę.
Wokół bóstwa zobaczyłem mnóstwo znajomych twarzy z mojej byłej partii
Twój Ruch. Palikociarnia najwyraźniej wiedzie prym w orszaku boga
Wiosny, choć niemało tam przecież imigrantów z SLD, Zielonych, a nawet
Razem. I dobrze. Wyciąganie ludzi z innych organizacji jest wszak
przywilejem bogów, a lojalność działaczy staromodną fanaberią. Święte
prawo działacza iść tam, gdzie widać poselskie mandaty. Nie ma o co się
gniewać.
No dobrze. Bez żartów. Konwencja (nomen omen) była więcej niż udana. Była dokładnie taka, jaka miała być. Amerykańska tandeta polityczna, fajerwerki narcyzmu i rozanielenie fanatyków tyleż brzydzą, co przerażają swoją konwencjonalnością. Stary wynalazek neoprotestantów, podchwycony przez cwanych speców od marketingu politycznego i przeszczepiony na grunt polityki amerykańskiej, upowszechnił się w świecie jak skrzydełka kurczaków i brunatny napój odrdzewiający. Trochę się od tego robi niedobrze, zwłaszcza gdy kiedyś samemu się w czymś takim brało aktywny udział, jak niżej podpisany.
Sam namawiałem Roberta Biedronia do założenia partii i wykorzystania swojej fenomenalnej popularności. Radziłem mu, żeby zrobił to przed wyborami samorządowymi, a nie europejskimi, aby projekt nie wyglądał (i nie był) skokiem na lukratywne stanowiska. Niestety, zrobił to teraz i dokładnie tak to wygląda – dziwna mobilizacja na szczególnie przyjemne, miododajne wybory. Słabo. A jeszcze słabiej, że sam Biedroń zapowiada, iż w razie uzyskania mandatu europosła zrzeknie się go. Czy manipulacja, jaką jest start ze złą wiarą, to znaczy bez zamiaru wypełniania funkcji, o którą się jako kandydat ubiega, przestaje być manipulacją i kpiną z wyborców i z samego urzędu, gdy się tę manipulację z góry ujawni? Bynajmniej. Staje się ona wręcz jeszcze bardziej przewrotna. Zwłaszcza zaś w kontekście niedawnego porzucenia przez Roberta Biedronia swego mandatu w radzie miasta Słupska. Narcyzm otwiera drzwi ekstrawagancji, a ta wchodzi do komnat z bezczelną miną. Niewątpliwy urok osobisty Biedronia przykrywa to hucpiarstwo, lecz na jak długa? Sądzę, że na kilka miesięcy – tak jak to było w przypadku Janusza Palikota.
Co do tego, że Robert Biedroń podąża drogą Janusza Palikota, nie ma żadnych wątpliwości. Działa bardzo podobnie i adresuje swój przekaz do tych samych ludzi, zwanych do niedawna „sierotami po Palikocie”. Palikot z pewnością inspiruje dziś Biedronia, choć nie wiem, czy Robert jest jego alter ego. Wprawdzie Janusz Palikot twierdzi, że nie płaci na ten projekt, ale kto wie, czy ci, co płacą, nie są bardzo blisko naszego browarnika. Dobrze by było, gdyby w ramach ogólnej transparencji i uczciwości w polityce Robert Biedroń powiedział wyraźnie, skąd ma pieniądze i czy miejsce na jego listach będzie powiązane z pieniędzmi. Swoją drogą zachodzę w głowę, na co idą dotacje państwowe dla Twojego Ruchu?
Podobnie jak Palikot Biedroń stawia na własną charyzmę i uskutecznia projekt populistyczno-wodzowski. Podobnie też jak Palikot występuje z progresywnym programem, którego woli nie identyfikować z lewicowością, aby nie zniechęcić ludzi uczulonych na słowo „lewica”. W końcu podobnie jak Palikot Biedroń idzie drogą wskazaną przez spindoktorów, zresztą bardzo konwencjonalną: chwytliwe hasła (na ogół zresztą bardzo słuszne), plebiscytowe „układanie programu”, wielkie efektowne konwencje, mało kojarząca się z polityką nazwa, jawny populizm.
Wiele grzechów popełnił Robert Biedroń w ostatnim czasie i wiele kolejnych zapowiada. Sprawa jest poważna, bo jeśli paskudny symetryzm Biedronia, moralnie zrównujący reżim Kaczyńskiego z opozycją, oraz separatyzm i niekoalicyjność jego ugrupowania utrzymają się do wyborów, to w rezultacie Wiosna może okazać się najsilniejszą bronią PiS, dzięki której utrzyma się on u władzy po wyborach. Tak jak w 2015 r. otrzymał tę władzę z rąk kompletnie nieodpowiedzialnych polityków lewicy, na czele z Millerem i Palikotem.
To realne zagrożenie, bo populistyczni politycy, tacy jak Palikot czy Biedroń (piszący program „z tego, co mówią ludzie”), kierują się kalkulacjami i sondażami. Obawiam się, że Robertowi Biedroniowi (Robertowi Palikotowi, chciało mi się napisać…) najbardziej zależy na tym, żeby mieć w Sejmie 40-osobowy klub, którym będzie rządził twardą ręką, niż na obaleniu reżimu. Ale jak będzie można zostać wicepremierem, to kto wie, może łaskawie dołączy do wielkiej koalicji.
Przypuszczam, że Robert Biedroń, z miesiąca na miesiąc coraz wyżej wzlatujący na Ikarowych skrzydłach w przestworza samouwielbienia, powtórzy historię swego mentora Janusza Palikota. Zrobi te 8-10 proc., częściowo kosztem PO, SLD i PiS, a częściowo łowiąc w nieaktywnym dotychczas elektoracie, a potem zacznie się rozpadać. Rozpadać z powodu niejednolitości światopoglądowej własnych kadr i elektoratu, z powodu własnego narcyzmu, który szybko prowadzi do autorytaryzmu, autodestrukcji i paranoi, a także z powodu braku poważnych ludzi, którzy chcieliby tworzyć z nim poważną partię. Na warszawskiej konwencji taka osoba była tylko jedna – Maciej Gdula. To bardzo słabo. Trzeba by takich dziesięciu. Wątpię, żeby się znaleźli, bo na powtórkę z Palikota mało kto ma ochotę.
Janusz Palikot omal nie wyciął SLD z Sejmu. W 2011 r. lewica dostała tylko 8 proc. (Ruch Palikota 10 proc.). Dziś sytuacja SLD, macierzystej partii Roberta Biedronia, jest znacznie gorsza – wystarczy, żeby Wiosna odebrała SLD 1-2 proc., by zepchnąć ją pod próg wyborczy. Jeśli Biedroń zabije SLD, to nie po to, by stworzyć nową, lepszą lewicę. Będzie to zabójstwo popełnione przez małpę z brzytwą – przypadkowe i bez sensu. No ale co go to obchodzi, prawda?
A swoją drogą, cóż za głupia nazwa: Wiosna. Jak to będzie się mówić? „Głosuję na Wiosnę”? No nie. Wszyscy wiedzą, że będzie się mówić: „Głosuję na Biedronia”. Dziękuję, politycznych bożków mam już po dziurki w nosie.
Jan Hartman