Szukaj w serwisie

×
8 stycznia 2018

Dariusz Stokwiszewski: Zapętlona historia trzech Rzeczypospolitych, z których obecna staje się coraz bardziej osamotniona

Dariusz Stokwiszewski

Dariusz Stokwiszewski

Według PiS Polska z kolan się podniesie, wtedy, kiedy dokona się rewolucja społeczno – kulturalna, kiedy przestaniemy się bratać ze zgniłym Zachodem i pójdziemy swą własną drogą. Gdyby zapytać z kim, to na dziś odpowiedź pewnie brzmiałaby: z Węgrami i Orbanem

 

Polska to dziwny, m.in. dla obcokrajowca; typowego Europejczyka i/lub Amerykanina, kraj, który jest także mało lub w ogóle niezrozumiały.

Stawiam tu tezę, iż szczęśliwym może być tylko naród, którym rządzą prawdziwi patrioci i mężowie stanu, kierujący się przy tym interesem narodowym, a jeśli podejmują ważne dla państwa decyzje, to czynią to w oparciu konsultacje nie tylko z fachowcami, ale też z narodem. Powie ktoś, że to truizm – rzecz oczywista. No tak, tylko nie w Polsce!

W swojej ponad tysiącletniej historii mieliśmy może około 300 lat, tak rozumianego szczęścia, bo reszta z tego czasu została zmarnowana. Co ciekawe; wśród tych, którzy pozytywnie zapisali się w historii Ojczyzny byli głównie obcokrajowcy — naturalizowani Polacy.

Kim oni byli i co dla Polski zrobili?

Przede wszystkim byli to Jagiellonowie, za których nasz kraj budował potęgą państwa polskiego od czasów tzw. Unii w Krewie (1385 r.), aż do śmierci ostatniego z ich rodu, Zygmunta Augusta, który zmarł bezdzietnie w 1572 roku, pozostawiając jednak Polskę wzmocnioną (zawartą w 1569 r., w Lublinie) unią realną z Litwą. Na jej mocy, każdy z następnych władców Rzeczypospolitej stawał się też Wielkim Księciem Litewskim. Efektem zawarcia Unii Lubelskiej było wcielenie do Polski Podlasia, Podola i Wołynia.

Następny, krótkotrwały król Polski – Henryk Walezy (1573-74) uciekł z kraju wkrótce po koronacji i podpisaniu tzw. Artykułów henrykowskich, wprowadzających szkodliwe dla Polski rozwiązania ustrojowe. Uciekł na wieść o tym, że miał szansę objąć tron francuski, gdzie mógłby naprawdę rządzić, a nie tylko władać pod dyktando szlachty.

Wartym poświęcenia większej uwagi był kolejny cudzoziemiec na tronie Polski. Został nim książę Siedmiogrodu, Stefan Batory, który pomimo odpowiedniego przygotowania, musiał ciągle zmagać się, z dobrze znanymi do dziś, wadami polskiego możnowładztwa ograniczającego wraz ze szlachtą władzę, i możliwości króla, w zakresie prowadzenia przezeń korzystnej dla Polski polityki wewnętrznej i międzynarodowej.

Wśród kolejnych władców Polski również mieliśmy obcokrajowców: dwóch z nich było Niemcami: August II Mocny i August III Sas, a ostatni to już Polak – Stanisław August Poniatowski — uległy rosyjskiej carycy Katarzynie II Wielkiej, który na chwilę wzniósł się ponad nasze małości w obronie niezależności i sanacji Rzeczypospolitej po to, aby wkrótce przejść do obozu targowiczan – zdrajców Polski, działających na rzecz Rosji.

Następnie to 123 lata zaborów, I wojna światowa, a także odzyskanie (jedynie na 20 lat) niepodległości (tu pojawił się pierwszy polski mąż stanu, marszałek Józef Piłsudski – w tym roku obchodzić będziemy 100 lecie odzyskania niepodległości).

Później - II wojna światowa — i znowu niewola, tym razem radziecka, której emanacją były 40-letnie rządy, uległych Moskwie komunistów.

*

Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku, Polska stała się prekursorem odnowy w Europie, której efektem było pokojowe przejęcie władzy od komunistów, przez dotychczasową opozycję antykomunistyczną. Oficjalnie stało się to w czerwcu 1998 r., po wygranych przez nią wyborach parlamentarnych.

Czy jednak istotnie sama opozycja wygrała walkę z tą potężną machiną państwa totalitarnego, wspieranego przez Związek Sowiecki i inne państwa bloku wschodniego?

Nie i to z wielu powodów; najważniejszym z nich była wola ustąpienia rządzącego przy tym, niewydolnego już reżimu komunistycznego, myślącego jednakże dość racjonalnie, widzącego, chylący się ku upadkowi gmach na „glinianych nogach”, jakim był ZSRR oraz głoszona przezeń — utopijna idea komunizmu.

Po „polskim” 1989 roku nastąpiły również duże zmiany (defragmentacji i fragmentacji) w Europie. I tak w tym samym roku runął mur berliński, a już rok później zjednoczyły się dwa państwa niemieckie. W 1991 r., na mocy porozumień białowieskich (Federacja Rosyjska, Ukraina i Białoruś), rozwiązaniu uległ Związek Radziecki, a dwa lata później (1993 r.), rozpadła się również Czechosłowacja.

Od 1992 roku na Bałkanach trwała, straszna wojna domowa, zakończona pokojem w Dayton (USA), w 1995 roku. Nie wiem, czy nie była ona gorsza od II wojny światowej pod względem skali okrucieństwa wszystkich, biorących w niej udział, stron. Pracując, przez kilkanaście miesięcy, w BiH (trzy lata po zakończeniu działań), mogłem zobaczyć, co naprawdę znaczy wojna dla zwykłych ludzi.

Moje wcześniejsze doświadczenia z pracy w Libanie Południowym wydać by się mogły przy tym, co widziałem w Bośni, jakąś piękną przygodą, gdyby nie to, że w Libanie też codziennie ginęli ludzie.

Skupmy się na tym, co stało się przyczyną, tego najkrwawszego po II wojnie konfliktu wewnętrznego w Europie. Najprościej rzecz ujmując, była nią według mnie wzajemna nienawiść, zamieszkujących ten przepiękny kraj, ludzi.

Dawna Jugosławia była swego czasu postrzegana w Europie Środkowo – Wschodniej, jako oaza wolności i dobrobytu.

Zamieszkiwali ją Chorwaci, Serbowie i Bośniacy, żyjąc, przynajmniej do czasu śmierci ich wspólnego bohatera z II wojny światowej — Josefa Broz Tito (było to w 1980 roku) we względnej symbiozie.

Zapyta ktoś, dlaczego podjąłem akurat temat byłej Jugosławii. Odpowiem tak: zrobiłem to, gdyż dzisiejsza Polska znajduje się w sytuacji bardzo podobnej do tej w Jugosławii, z początku lat 90. XX wieku. Naród jest bardzo podzielony i raczej nieodwracalnie już zantagonizowany, w czym przewodnią rolę odegrał przywódca rządzącej dziś partii wraz z tymi, którzy ze strachu przed nim czy wyrachowania podtrzymują tzw. spiskowe teorie, odnoszące się nie tylko do przebiegu, wyjaśnionych już przyczyn katastrofy (z kwietnia 2010 r.) samolotu z 96 pasażerami na pokładzie, ale także do tego, że (jak z tej narracji wynika) cały niemal świat jest przeciw nam (sic!).

Przez 26-27 lat Polska, przy różnych zawirowaniach (co jest oczywiste w tak odmiennej sytuacji, tuż po tym, jak dwubiegunowy świat zniknąć miał na zawsze) zdążyła zdobyć na tyle dużo, iż jeszcze kilka lat wcześniej wydawać się to mogło jedynie marzeniem.

W 1999 roku staliśmy się pełnoprawnym członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. W 5 lat później członkiem Unii Europejskiej, która zaraz po zakończeniu II wojny (nawet na Zachodzie), wydawała się (przez jakiś jeszcze czas) ułudą z przyczyn, o których, ze względu na ograniczoność tego tekstu, nie będę pisać szczegółowo.

Z początku nie wszyscy byli entuzjastycznie nastawieni do projektu europejskiego, w którym większość z nas chciała wziąć udział. Były środowiska i partie, które wprost artykułowały swoją ku temu niechęć (obecnie ich euro deputowani biorą chętnie bardzo wysokie diety za „pracę” w instytucjach UE). Jednak mimo niezrozumiałego bełkotu dziwnych tych ludzi (tak ich nazywam, posługując się tym eufemizmem, aby nikogo nie dotknąć) naród, w swojej większości, osiągnął ten nadrzędny cel. I choć na początku było różnie: raz mniej, innym razem bardziej nerwowo, to zasadniczo, ostatecznie po 2004 r. Polska wstała z kolan. Nie stało się to teraz, jak mówi PiS, po zniszczeniu (wg większości polskiej inteligencji), sądów powszechnych, w tym SN, prokuratury, policji, wojska, wolności zgromadzeń, a przy tym karanie, pod różnymi zmyślonymi powodami ich uczestników. Według opozycji i ludzi bezpartyjnych, ale myślących propaństwowo, nawet instytucje kultury, o niezależnych mediach nie wspominając, są zagrożone.

Od 2015 roku w Polsce rządzi siła, która twierdzi jednak inaczej; według PiS Polska z owych kolan się podniesie, wtedy, kiedy dokona się „rewolucja społeczno – kulturalna”, kiedy przestaniemy się „bratać ze zgniłym Zachodem” i pójdziemy swą własną drogą. Gdyby zapytać z kim, to na dziś odpowiedź pewnie brzmiałaby: z Węgrami i Orbanem.

Węgry, państwo podobnie ostatnio nielubiane i uważane za konia trojańskiego Unii, tak samo, jak Polska. No bo za co, obecny rząd w Warszawie (nie odnosi się to do Polaków jako narodu) można lubić?! Za to, że niszczy w Polsce demokrację i chciałby tę zarazę przenieść na grunt europejski, tak jak kiedyś W. I. Lenin marzył o wszechświatowym komunizmie, pod przywództwem ZSRR?!

„Wielka pisowska władza” wypięła się na cały demokratyczny Zachód, gdyż ma swoją własną ideę fix. Otóż panom z PiS marzy się nasza wielkomocarstwowość w obszarze tzw. Trójmorza pod ich „światłym przywództwem”, tj. powrót do Polski Jagiellońskiej, będącej kiedyś prawdziwym mocarstwem (ale w innym czasie i odmiennych realiach).

I ta „pretendentka” do imperialistycznej wielkości i licząca 38 milionów mieszkańców błaga dziś o pomoc, i wsparcie w walce z UE, pariasa Zjednoczonej Europy, jakim jest państwo Orbana — liczące troszkę ponad 10 milionów obywateli. To ja mam do panów z PiS (właściwie tylko do jednego, który może wszystko) takie pytanie: CZY TO OGON KRĘCI PSEM, CZY PIES KRĘCI OGONEM?!

Triada słów niezwykle ważnych w Polsce to: BÓG, HONOR, OJCZYZNA (dotąd także można było mówić o wadze DEMOKRACJI, za którą ja już dziś tęsknię)!

To właśnie w ostatnich latach (szczególnie tych dwóch) słowa te niemalże zupełnie straciły na swojej pierwotnej wartości — zostały zdeprecjonowane. Niszczenie zdobyczy państwa polskiego, po tym, jak walka oraz praca na rzecz budowy nowoczesnej Polski, kosztowała nas wiele istnień ludzkich, uważam, za nieuprawnione barbarzyństwo.

PiS ma władzę, jednak z przyczyn oczywistych, ograniczoną zapisami konstytucji, która obowiązuje każdego, a jest niemal każdego dnia łamana tak, jak niszczone są również demokratyczne instytucje pod pozorem ich naprawy.

Nie ma na to zgody tej części obywateli, którzy umieją myśleć samodzielnie. Nie ma na to przyzwolenia wszystkich tych, którzy nie boją się reżimu i będą artykułować nasze prawa obywatelskie. Bo my Polacy mamy prawo do zrzeszania się, spotykania z innymi na ulicach, mówienia o tym, co jest słuszne i dobre dla Polski, a nadto mamy prawo do wolnych, nieupartyjnionych sądów i WOLNOŚCI, jako takiej! Suweren może pozbawić rząd łamiący prawo społecznego mandatu!

WIEMY, ŻE RZĄDZĄCYCH NIE OBCHODZI TO, O CZYM MY PISZEMY, CZY TEŻ MÓWIMY. NIE INTERESUJĄ ICH NASZE DĄŻENIA I MARZENIA – OK. JEDNAK NASZYM OBOWIĄZKIEM JEST NIEUSTANNA WALKA O TO, CO W XXI WIEKU JEST DLA WIĘKSZOŚCI PAŃSTW OCZYWISTE – DEMOKRACJĘ! I BĘDZIEMY TO ROBIĆ CHOĆBY PO TO, ABY PO NAS ZOSTAŁ W HISTORII JAKIŚ POZYTYWNY ŚLAD, NA KTÓRY WY RACZEJ LICZYĆ NIE MOŻECIE.

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: