List do B. Szydło
Szanowna Pani Premier!
W tych trudnych czasach już nikt nie ma wdzięczności dla naszych przywódców. Szydzą, demonstrują, krytykują, a sondaże spadają na łeb na szyję. Zostałem tylko ja, pani wierny, choć cichy wielbiciel. I tylko ja dzisiaj wirtualnie (czemu tylko wirtualnie? bo muszę napisać ten list i nie mam czasu jechać na Okęcie) czekam na panią z kwiatami na lotnisku, gdy będzie pani wracać po triumfie w Rzymie.
Kochana Pani Premier!
Ci zawistnicy zazdroszczą pani sukcesów negocjacyjnych. Tak jak pani zapowiedziała, to walczyła o polskie sprawy do końca i wynegocjowała dla nas najlepszy z możliwych dokumentów.
Powstaliśmy z kolan i przestaliśmy być wreszcie kondominium niemiecko-rosyjskim!
I ja pouczony pani przykładem postanowiłem dzisiaj przeprowadzić z własną żoną poważne negocjacje.
Najpierw nakreśliłem strategię negocjacyjną i przyjąłem, że muszę ją zmusić do zaakceptowania moich warunków.
Powiedziałem sobie, Romku jak nie teraz to kiedy? Jak nie ty, to kto? I zażądałem, że od dzisiaj to ja będę wynosił śmieci. I wie pani co Pani Beato? Ustąpiła!!!
Wiedziony pani wzorem na moim małym poletku osiągnąłem to co pani dla nas wszystkich Polaków wywalczyła swoim lwim pazurem w tej obcej włoskiej ziemi. I teraz wraca pani dumna i szczęśliwa z ziemi włoskiej do Polski, a ja zabieram się do delektowania świeżo odzyskaną podmiotowością w domu.
Pani uczeń i cichy wielbiciel,
Roman Giertych
Niech się pani nie przejmuje, że postawili panią podczas zdjęcia na końcu. Mnie też zawsze jak się zjeżdża rodzina stawiają na końcu. Niech pani krytykom odpowie, że zrobili tak, aby pani innych nie zasłaniała.