
Arthur Sullivan | Bartosz Dudek wersja polska
Europa na nowo kształtuje swoje zdolności obronne. Mimo wątpliwości dotyczących nowego kursu USA, kraje europejskie nadal kupują ogromne ilości amerykańskiego sprzętu. Jak szybko europejskie firmy są w stanie nadrobić zaległości?
Przez lata temat europejskich wydatków na obronność ledwo pojawiał się w większości stolic UE. Dziś stał się sprawą pierwszorzędnej wagi.
UE ogłosiła pożyczki w wysokości 150 miliardów euro na zakup broni. W tym samym czasie Friedrich Merz, prawdopodobny przyszły kanclerz Niemiec, obiecał zrobić „wszystko, co w jego mocy”, aby wzmocnić obronność Europy. To zapoczątkowało dramatyczną zmianę. Jej wyrazem są m.in. uchwalone przez Bundestag poprawki do niemieckiej Ustawy Zasadniczej, które umożliwiają zaciąganie ogromnych długów na cele obronne.
Dzieje się to w obliczu ponownych obaw o rosyjską agresję w Europie Wschodniej oraz wątpliwości dotyczących wywiązywania się USA ze zobowiązań wobec NATO.
Dane opublikowane w tym tygodniu przez SIPRI pokazują, że Europie trudno będzie uniezależnić się od amerykańskiego sprzętu wojskowego.
W latach 2020-2024 niemal dwie trzecie broni importowanej przez europejskich członków NATO pochodziło z USA. To znaczny wzrost w porównaniu z 52 procentami w latach 2015-2019.
Ponad 90 proc. broni importowanej przez Norwegię, Szwecję, Włochy i Holandię pochodziło z USA, podczas gdy w przypadku Wielkiej Brytanii było to ponad 80 proc. W latach 2015-2019 mniej niż 10 proc. niemieckiego importu broni pochodziło z USA, ale w latach 2020-2024 odsetek ten wynosił już 70 proc.
– Mamy sojusz NATO od 76 lat, z USA jako główną potęgą militarną i gwarantem bezpieczeństwa. Kraje europejskie były zadowolone z zależności od NATO i ufały, że Stany Zjednoczone dotrzymają swoich zobowiązań. Ostatnie wydarzenia sprowokowały jednak w Europie pytania o to, czy teraz musi się to zmienić – mówi DW Tim Lawrenson z Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych w Londynie.
Potrzebne jest czas i pieniądze
Guntram Wolff, ekspert brukselskiego think tanku Bruegel specjalizujący się w obronności, twierdzi, że istnieje pewien stopień współzależności między amerykańskimi i europejskimi firmami zbrojeniowymi, który nie znajduje odzwierciedlenia w danych liczbowych.
– Wiele produktów to w rzeczywistości produkty NATO zbudowane z komponentów pochodzących od wielu sojuszników – wyjaśnia Wolff, wskazując na przykład myśliwca Lockheed Martin F-35, amerykańskiego produktu stworzonego z komponentów dostarczanych przez kilka europejskich krajów NATO.
Ekspert zwraca jednak uwagę na piętę achillesową europejskich firm zbrojeniowych – strategiczne produkty technologiczne, takie jak satelity.
– Jeśli mówimy o czołgach i podobnym sprzęcie, przepaść między USA a UE prawdopodobnie nie jest tak duża – uważa Wolff. – Jednak w przypadku strategicznych technologii, takich jak śmigłowce transportowe czy łączność satelitarna, Europa pozostaje zależna od USA.
Gdzie wydawać pieniądze
Tim Lawrenson twierdzi, że kraje europejskie starają się zmniejszyć zależność od amerykańskiego sprzętu, ale wiąże się to z ogromnymi kosztami i czasem potrzebnym na rozbudowę europejskiego przemysłu obronnego.
Francja i Niemcy spierają się o to, czy pożyczki obronne UE mogą być wydawane na zakup sprzętu spoza Unii, np. od europejskich członków NATO, takich jak Wielka Brytania czy Norwegia.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen uważa, że pożyczki powinny trafiać do europejskich producentów, aby wzmocnić lokalny przemysł obronny.
Przyszłość europejskiego sektora obronnego
Chociaż europejski sektor obronny jest mniejszy niż amerykański, nie jest bez znaczenia. W 2023 r. jego obroty wyniosły 316 mld USD wobec 829 mld USD w USA.
Eksperci są zgodni, że Europa posiada wiedzę i możliwości do budowy silnego przemysłu obronnego, zwłaszcza jeśli spełnione zostaną zobowiązania finansowe UE.
Klucz: Europejska współpraca
Tim Lawrenson uważa, że Niemcy mogą stać się wzorem dla innych krajów Europy pod względem wydatków na obronność.
– Współpraca w zakresie rozwoju i zamówień publicznych w obronności jest trudna. Musimy jednak przekonać państwa do kupowania europejskich produktów, nawet jeśli nie zostały opracowane wspólnie – podsumowuje brytyjski ekspert.
REDAKCJA POLECA