Ks. Stanisław Walczak
Trzeba przyznać, że technika wprowadzania ludzi w błąd jest perfekcyjna. Codziennie dowiadujemy się o kilkuset nowych zachorowaniach. A przecież zachorowania te nie są aż tak nowe. Informacja dotyczy jedynie potwierdzonych przez testy istniejących przypadków. A liczby chorych nawet ministrowi nie są znane.
Na szczęście nic się nie dzieje. Epidemii koronawirusa w Polsce praktycznie nie ma. Już sam fakt, że ceremonia państwowa zapalenia znicza na grobie mamusi i brata odbyła się publicznie i wbrew zakazom dowodzi, że daliśmy się ponieść jakiemuś szałowi i publicznej histerii. Minimalny wzrost zachorowań i kilka śmierci, w porównaniu z innymi krajami, zasługuje na zignorowanie.
Innym dowodem jest gwałtowny spadek testów. No bo nie ma sensu, by przeprowadzać masowe badania, skoro epidemii w Polsce nie ma.
Wbrew temu trzeba przyznać, że technika wprowadzania ludzi w błąd jest perfekcyjna. Codziennie dowiadujemy się o kilkuset nowych zachorowaniach. A przecież zachorowania te nie są aż tak nowe. Informacja dotyczy jedynie potwierdzonych przez testy istniejących przypadków. A liczby chorych nawet ministrowi nie są znane. Prawdopodobnie także i liczba zgonów jest różna od podawanej.
Najgorszym zjawiskiem jest rutyna. Wszystko streszcza się w cyfrach i statystykach. A przecież każdy zakażony to ludzkie cierpienie, lęk, niepewność. A każdy zmarły to człowiek, którego odejście napełnia bólem. W żadnych informacjach, na żadnych konferencjach, w żadnych biuletynach nikt nie wyraża smutku, nikt nie składa kondolencji. Pozostają liczby i statystyki.
Fakt, że w Polsce epidemii nie ma - swe korzenie posiada w kilku elementach. Po pierwsze - najlepszy na świecie, podziwiany przez innych rząd nie dopuścił wirusa do kraju. Doskonałe przygotowania na każdą ewentualność sprawiły, że nie ma się czego obawiać. Drugim elementem jest sprawna informacja. Obywatele żadnego z krajów na świecie nie są rzetelnie poinformowani o sporadycznych zakażeniach i śmierciach. No i element trzeci, to modlitwy głowy państwa na Jasnej Górze. A ponieważ wszystkie te elementy są taktyką oszustów i złodziei, każdy musi wziąć sprawy we własne ręce.
Dzisiaj otrzymałem telefon z Londynu, od obywatela Polski. Epidemia sprawiła, że stracił pracę. Ni stąd, ni zowąd na koncie odkrył dodatkowe dwa tysiące funtów – pomoc rządową dla dotkniętych kryzysem ekonomicznym. Podobnie zachowuje się upadły, bezbożny rząd w Niemczech. Oczywiście, są to kroki niegodne katolika-narodowca, który musi dbać jedynie o swoich. A reszta bezbożników, upadłych liberałów i lewaków niech zdycha.
Aktualnie Polską rządzą oszuści, którzy roztrwonili narodowy majątek. Teraz skazali na wymarcie lekarzy i pielęgniarki. Wcześniej zniszczyli sędziów. Potem przyjdzie kolej na nauczycieli. Stworzyli nową narodową burżuazję. Nie mam żadnych wątpliwości, że Polska powraca w szybkim tempie do gorszych czasów, niż te po zakończeniu drugiej wojny światowej. A naród sobie czeka i odwraca głowę. I jak powiada stare porzekadło: „nie dzieje się krzywda temu, który wie i chce ” („volenti et scienti non fit iniuria”). Oprócz cierpiących i umierających nikogo mi już nie jest żal...
Ks. Stanisław Walczak