Wczoraj Rzym i Bonn, jutro Frankfurt – przemierza Europę, aktywizuje Polki-emigrantki. Prowadzi bloga dla tych, którzy – jak pisze – odważyli się żyć za granicą. Dr Ada Tomczak ma misję i coś ważnego do przekazania.
– Nie interesuje mnie, ile macie dzieci. Interesujecie mnie WY – mówi Ada do Polek, uczestniczek warsztatów w Bonn. – Porażką jest jedynie szczebel drabiny do sukcesu, a chodzi tylko o to, by ta drabina była przystawiona do właściwej ściany. I ja chcę wam pomóc znaleźć tę ścianę – zapewnia.
Ada, a właściwie doktor Adriana Tomczak cztery lata temu wyemigrowała do Niemiec. – Zaczęłam się czuć mocno ograniczana miejscem, w którym żyłam. Niewielka miejscowość, ja z doktoratem nauk społecznych, mąż – emeryt służb mundurowych, w kwiecie wieku. Ada przed wyjazdem z Polski pracowała jako trener, prowadziła szkolenia z motywacji.
– Pomyślałam, że wykorzystam moją wiedzę. Byłam nastawiona na to, by dawać, ale rzeczywistość mnie zaskoczyła – wspomina. – Szybko okazało się, że to ja potrzebuję wsparcia. Bo samotność i poczucie wyobcowania dotyka każdego z nas, nawet największą optymistkę, jaką jestem. Zdradza nas obcobrzmiące nazwisko, akcent, religia, kultura, światopogląd. Blokada językowa i źle pojmowana grzeczność sprawia, że nie potrafimy zawalczyć o swoje. Pierwsze lata są najtrudniejsze, najbardziej wymagające – wspomina przed publicznością.
Polki sobie radzą
Ada lubi pisać i na emigracji zakłada bloga „Emigracja po sukces”. Powstaje fanpejdż „Polki sobie radzą” oraz „Polki sobie radzą. Społeczność przedsiębiorczych emigrantek” – gdzie matki, żony, jak i „harpie biznesu” wspierają się w każdym wymiarze. Administratorka przeczesuje internet w poszukiwaniu przydatnych linków. Podrzuca je swojej, nie tylko damskiej społeczności, której zasięg idzie w dziesiątki tysięcy.
– Świat jest pełen aktywnych, wykształconych Polek, które prowadzą interesy, lub pracują na etacie, godząc karierę z obowiązkami rodzinnymi i udzielaniem się w „nowych ojczyznach” – mówi Ada. To o nich pisze Polka, przeprowadza wywiady, które następnie umieszcza na administrowanych przez siebie stronach. – Kto może być ich bohaterem? Na przykład Ty! – zachęca Adriana dziewczyny z Bonn do podzielenia się swoimi historiami – o stawianiu pierwszych kroków na swoim, ale też o emigracji widzianej oczami kobiety. Chcę, by historie sukcesów inspirowały inne kobiety do działania – dodaje.
Wśród dziewczyn, które opisuje Ada, są Kaja i Ania – przewodniczki po Portugalii, Bożena z Włoch – dziś dietetyczka i naturoterapeutka, Beata – stylistka. Wszystkie one przebranżowiły się lub wróciły do dawnych, niemal zapomnianych pasji. Dziś zarabiają nimi na życie.
Najtrudniejsze początki? Wcale nie
– Decyzja o emigracji to jedna z najprostszych decyzji, przekonuje Ada. – I nie ważne, jak przygotujemy się do emigracji, jak byśmy jej pieczołowicie nie planowali, rzeczywistość zawsze da nam po nosie. Czasami tak, że trudno utrzymać pion.
W tym, co mówi Ada, nie ma przesady. Na spotkaniu w Bonn jest Ewka*. Lata życia z mężem na odległość, on w Niemczech, ona w kraju. W końcu decyzja o wyjeździe. Jednak najtrudniejsze okazuje się przed nią: alkoholizm i narkomania partnera. Małżeństwo nie przetrwa tej próby, ale Polka wychodzi z tego mocniejsza.
Teraz Ewa definiuje się na nowo. Pracuje, jest niezależna finansowo, ale brakuje jej kontaktów z Polakami. – Potrzebuję tych relacji, brakuje mi takiego babskiego, "polskiego kopa" – mówi wprost. Chce coś zmienić, choć wśród Niemców czuje się naprawdę dobrze.
Dziesięć przysiadów przed lodówką
– Historia świata nie jest dla nas, kobiet zachęcająca, bo to historia męskich podbojów, w której kobiety zawsze krok za facetami. Taka jest też emigracja. Kobieta najczęściej przyjeżdża „za mężem”, często już jako matka, która chce przede wszystkim w nowym miejscu stworzyć dom. Trzeba tę inną codzienność jakoś ujarzmić. Siłą rzeczy potrzeby kobiet są często na szarym końcu – kwituje Ada. Momenty ogromnych wahań i rozterek nie ominęły też Ady – Gdy było źle, powiesiłam na ścianie swój doktorat i patrzyłam na niego. Przypomniałam sobie, jak było ciężko go zdobyć. I mówiłam do siebie: no skoro tego dokonałam, to nie ma rzeczy nie do zdobycia.
– Te warsztaty mają być początkiem Waszego nowego życia. Mamy naprawdę niewiele czasu i warto wypełnić go najlepiej, jak umiemy, ale z głową – dodaje i przytacza swój ulubiony przykład. – Agatha Christie 5 lat szukała wydawcy swojej pierwszej książki, a my często jesteśmy rozczarowane emigracją, bo chcemy za dużo od razu – tłumaczy Adriana podczas spotkań z Polkami. – Ale jeżeli już w końcu przystąpimy do działania, to włącza się u nas tryb „max” – jak chudnąć, to od razu 20 kg, jak miłość – to na całe życie. Jednym słowem, za wysoko stawiamy sobie poprzeczkę i wkurzamy się, gdy strącamy ją przy pierwszej próbie. A tak naprawdę zaczyna się od 10 przysiadów przy lodówce. – Za każdym razem, gdy otworzysz lodówkę, zrób 10 przysiadów. To na początek – dodaje.
Jakby euro leżało na ulicy
Adriana na swojej drodze spotyka kobiety, które chcą osiągnąć sukces, ale materialny. – Nie daj się zapędzić w kąt i wmówić, że sukces to pieniądze. Chociaż czasami tak jest i tego też nie można się wstydzić! Szczególnie będąc w Polsce – dodaje. Często jest tak, że ciężko pracujesz na to, co masz, a tłumaczysz się przed innymi, jakbyś ukradł. Po pewnym czasie masz już tego dość. I odechciewa się nawet tych wizyt w Polsce. – Ile już razy sama słyszałam „Pani zarabia w euro, stać Panią na to”. Tak, jakby euro leżało na ulicy.
Ada zachęca uczestniczki warsztatów do mierzenia wysoko, ale osiągania celów małymi krokami. I zawsze tylko jeden cel. – Ciesz się z tego, że uda się je zrealizować. Bo nie chodzi o to, by te sukcesy były jakieś spektakularne, ale by naprawdę się cieszyć nawet małymi kroczkami. Powiedzcie mi, czym się cieszycie? Wasze małe sukcesy? – zachęca do zwierzeń Ada.
Polak, jak nie zaszkodzi, to już pomógł
– Do niedawna w zasadzie byłam tu na emigracji „przy mężu” i przyznam się, dopiero teraz – po dwunastu latach, poszłam na kurs i mam certyfikat językowy B1 – mówi jedna z uczestniczek spotkania. Asia stawia również pierwsze kroki w marketingu bezpośrednim. Dobrze jej idzie, ale nie czuje wsparcia od tych, od których oczekiwałaby go najbardziej – najbliższych znajomych. – Widzę, że obserwują moje posty na moim profilu, ale nie lajkują, nie udostępniają…
– Jest takie powiedzenie i trudno z nim dyskutować, że Polak jak nie zaszkodzi na emigracji, to już pomógł. Jednak generalnie odcinaj się od ludzi toksycznych, buduj wspierające otoczenie.
REDAKCJA POLECA