Agnieszka Ossowska
I gdy inni przygniatają Cię radami, to masz ochotę zniknąć. Gdy nie masz ochoty ani na wakacje, ani na święta, ani na weekendy. Gdy nie widzisz przyjemności we wspólnym spędzaniu czasu z dzieckiem, tylko udrękę. I boisz się tego. Chociaż chcesz, żeby było wspaniale, wiesz, że się nie da… Chcesz zniknąć. I nie widzisz już nadziei. Że będzie lepiej. Że będzie milej. A Ty kochasz, ale nie masz sił już czerpać powietrza, by oddychać. Niektóre ciężary są za ciężkie. Niektóre nas powalają. I nie wiesz, czy dasz radę kiedyś jeszcze wstać na równe nogi. Ale musisz. Dla niego… Nawet jeśli Ciebie znów popchnie. A kto inny dobije.
Nie każdy zrozumie co czuje mama trudnego dziecka. Szczególnie dziecka autystycznego. (…)
Kiedy je rodzisz, jesteś gotowa znieść wszystko. Radość z narodzin dziecka jest tak wielka, że myślisz, że byłabyś w stanie zrobić wszystko dla niego. Nie ważne są zarwane noce, odpuszczone spotkania towarzyskie, czy nawet rodzinne w razie jakiejkolwiek choroby, czy nawet kataru, zapomniane kino, teatr, imprezy, czy zawodowe spełnienie. To wszystko staje na dalszym planie. Bo najważniejsze jest ONO. Twoje ukochane, upragnione dziecko.
Nie jest ci łatwo, gdy płacze przy każdej czynności. Gdy stawia opór przed ubieraniem się, przed myciem, przed wyjściem gdziekolwiek. I wszędzie jest trudno: na placu zabaw, na basenie, u babci na obiedzie, w parku na spacerze. Gdy wyrywa ci się z rąk przed wsadzeniem do fotelika. A potem gdy jest większe, gdy je trzymasz za rękę, żeby nie wpadło pod auto. I gdy w autobusie w pociągu, w sklepie, u lekarza, krzyczy. Bije cię. Wyzywa. Czujesz coraz bardziej, że jednak nie masz tych sił. Że jednak jesteś słaba. I to na pewno Twoja wina, że ono jest takie krnąbrne. Bo to przecież Ty je urodziłaś i Ty je wychowujesz. I w ogóle Ci to nie wychodzi. I każdy to widzi. Nawet jak ktoś nic nie mówi, to zakładasz, że na pewno potępia Ciebie. Bo coraz częściej spotykasz się z potępieniem. Nawet nie dziecka, tylko Ciebie. Bo przecież ono jest pod Twoją opieką i pod Twoim nadzorem.
Obcy ludzie lubią czasem Ci dogadać, pokazać, jacy to oni mądrzy, i jak bardzo na wychowaniu się znają. I jaka Ty jesteś do niczego, żeby po Tobie podeptanej mogli przejść spokojnie do dalszego ciągu swojego spokojnego dnia, czując, że spełnili swoją misję: nauczania słabej matki jak być silną. A Ty zostaniesz ze swoim niespokojem utwierdzona w przekonaniu, że już całkiem do niczego się nie nadajesz, ze swoim dzieckiem wśród tłumu innych oceniających, mocnych ludzi. A Ty już nie jesteś silna. I już jesteś tak mała, że ciężko Ci się chodzi pomiędzy nogami tych wijących się nad Tobą głośno Cię pouczających, wielkich ludzi.
Twoje dalsze perspektywy, które widziałaś poza dzieckiem, są coraz dalej. I dalej. I widzisz, że już nie wrócisz ani do pracy, ani do swoich pasji, ani do przyjaciół nawet. Bo wszystko to się oddaliło. Nie masz sił ani czasu na nic. I czujesz, że kurwa nikt cię nie rozumie. Nawet nauczyciele Twojego dziecka, pedagog, pediatra, nawet Twoi rodzice, teściowie. Nawet mąż. Każdy widzi CIEBIE ukrytą za problemami Twojego dziecka. I wtedy myślisz, że może jesteś rzeczywiście pierdolnięta, i bierzesz całą winę za inność swojego dziecka na siebie. I tak może i jesteś teraz już chora z tego wszystkiego. Bo masz prawo paść psychicznie ze zmęczenia. Być na granicy wytrzymałości psychicznej lub popaść w depresję. Ale to naprawdę nie Twoja wina, że masz trudne dziecko. Nie daj sobie tego wmówić. Niektóre rzeczy da się utorować metodami wychowawczymi, ale nie da się zmienić komuś charakteru, a tylko niektóre jego cechy nieco oszlifować. I oczywiście, dobrze jest nie odpuszczać w pewnych kwestiach, i nie poddawać się. Ale jakby ktoś miał codziennie stawać do walki, tak jak ty to musisz robić zaraz po obudzeniu się, to też by w końcu się poddał.
Jeśli Twoje dziecko kamufluje się przed innymi ze swoimi problemami, to nikomu, a właśnie Tobie składa je codziennie w ofierze. Bo wie, że tylko Ty umiesz przejąć jego ciężkie problemy ze światem. Poza domem chodzi w bardzo ciasnym gorsecie emocjonalnym, a jak tylko przekroczy próg mieszkania, zrzuca go na Ciebie wściekłe, że musiało się w nim męczyć, i wykrzykuje swój cały ból nie komu innemu, tylko TOBIE. I już wiesz, że będziesz mieć walkę do końca dnia o podstawowe rzeczy – żeby zrobił lekcje, poszedł na zajęcia dodatkowe, a jutro zdążył do szkoły – wszystko to kosztem Twojego zdrowia psychicznego. A inni osiągają te rzeczy bez żadnej walki, więc nie mają pojęcia jak bardzo jesteś stargana przez swoją własną miłość bezwarunkową. Bo to miłość właśnie sprawia, że się nie poddajesz, nawet gdy leżysz.
Szczególnie ciężko jest, jeśli Twoje dziecko ma autyzm lub cechy autystyczne. Dużo osób uznaje, że Ty sobie wszystkie choroby i przypadłości dziecka wymyślasz, a jego problemy adaptacyjne, czy to jak się zachowuje w domu, to przecież Twój brak granic, Twój brak umiejętności wychowawczych, Twój wzór. Twój problem. Twoje dziecko to Twój brak zdolności wszelakich… I patrzysz jak inni w odróżnieniu od Ciebie chwalą się swoim potomstwem, jak szpanują jego różnymi umiejętnościami, jak zabierają je w przeróżne miejsca, na różne wycieczki, do różnych krajów. I zazdrościsz… I czujesz się coraz mniejsza każdego dnia. I boisz się być zadeptana.
Jak masz partnera, który cię wesprze, to jest Ci 100 % łatwiej. Ale zazwyczaj on razem z całym światem odchodzi od Ciebie nie wierząc, że możesz być tak mała, tak słaba, taka beznadziejna. Sam chce ze swojej głowy wytrzepać „ten problem”. Przerzucić na ciebie. Bo jemu też jest ciężko. I on nie rozumie, bo nie chce rozumieć. Wypiera. Że ma dziecko z problemami. Woli powiedzieć, że to Ty masz problemy, i Ty te problemy tworzysz… Ale jak możesz tworzyć cechy autyzmu, aspergera, czy po prostu cechy z natury trudnego dziecka?
Czasem już w swojej desperacji zazdrościsz mamom dzieci niepełnosprawnych dzieci, które są nawet bardziej chore, albo nawet intelektualnie upośledzone, ale kochają swoje mamy i potrafią to okazywać. Bo zazdrościsz im tego, że mimo że te mamy cierpią z powodu choroby dziecka, to mogą, chociaż spokojnie kochać, poświęcać się, ale przy tym czuć, że ich miłość jest odwzajemniona i warta emisji. A Ty kochasz kogoś, kto traktuje cię przecież toksycznie – bo jesteś jego jedynym wentylem, dzięki któremu ma siłę oddychać i żyć. Od faceta, który by cię tak traktował, odeszłabyś. Ale od dziecka przecież nigdy. I zawsze będziesz je kochać, ale będziesz czuć się nikim, przez to, że ono cię tak traktuje, jakbyś była winna jego wszelkiego cierpienia. Gdy inni dodatkowo przygniatają Cię radami jak wychowywać, jak trzymać rygor, jak uczyć, to masz ochotę zniknąć. Bo to nie jest w Twoim przypadku osiągalne.
I gdy inni przygniatają Cię radami jak wychowywać, jak trzymać rygor, jak uczyć, to masz ochotę zniknąć. Bo co jest najgorsze do przeżycia? Marzenia, które okazują się koszmarem… Gdy nie masz ochoty ani na wakacje, ani na święta, ani na weekendy. Gdy nie widzisz przyjemności we wspólnym spędzaniu czasu z dzieckiem, tylko udrękę. I boisz się tego. Chociaż chcesz, żeby było wspaniale, wiesz, że się nie da… I nikt nie rozumie, czemu nie chcesz się spotykać z innymi, czemu tego unikasz. A Ty po prostu nie chcesz już być oceniana, pouczana, czy opluwana drwiącymi słowami przechodniów. Chcesz zniknąć, chociaż to wcale nie był nigdy twój cel. I nie widzisz już nadziei. Że będzie lepiej. Że będzie milej. I nie rozumiesz, czemu to dziecko traktuje cię najgorzej, czemu tak cię poniża, tak niszczy psychicznie. Bo nie rozumiesz, że on sprawdza codziennie, czy ty mimo wszystko nadal je kochasz. A Ty kochasz, ale nie masz sił już czerpać powietrza, by oddychać. Więc jak masz mu przekazywać tlen? Jesteś na totalnym wyczerpaniu. I, mimo że to bez sensu, organizujesz nadal kolejne dni, których ono organizację i tak zrujnuje krzykiem, że niczego nie chce…
Pewnie nałykałaś się już różnych leków na depresję i znasz się już na nich na tyle, że mogłabyś napisać podręcznik dla przyszłych psychologów na ich temat, i na temat tego, co przeżywasz. Dla tych, którzy i tak będą Cię mieć za freaka, bo sobie z niczym nie radzisz. Czego dowodem jest Twoje własne dziecko. To, które miało dać Ci radość i nadać sens życia. A ty w zamian miałaś dla niego umieć znosić wszystko. Ale wszystkiego znieść się nie da…
Niektóre ciężary są za ciężkie. Niektóre nas powalają. I nie wiesz, czy dasz radę kiedyś jeszcze wstać na równe nogi. Ale musisz. Dla niego… Nawet jeśli Ciebie znów popchnie. A kto inny dobije.