Kamil Durczok
Po wygranych wyborach PiS testował na obywatelach ich odporność, serwują kolejne bezczelne chwyty i przekręty. A potem sprawdzając, czy to wpływa na jej notowania.
„Partia mówi klasie robotniczej twardą prawdę. Nie stać nas teraz na żadne zwyżki płac, gdyż struna została tak naciągnięta, że grozi jej pęknięcie”.
Partyjny kacyk, Władysław Gomułka, miał przynajmniej tyle odwagi, by rzucić to bezczelne hasło prosto w oczy 400-tysięcznego tłumu zgromadzonego przed Pałacem Kultury. Różnica między nim a Jarosławem Kaczyńskim jest taka, że ten drugi nie ma takiej odwagi. Czarną robotę przedstawiania kolejnych klęsk jako historycznych sukcesów, odwala za niego Kurski do spółki z medialnym imperium braci Karnowskich.
Żyjemy w nienormalnym kraju. Kaczyński, zamiast napiętej struny, ma raczej w rękach gumę, rozciąganą z każdym dniem o kolejne centymetry. Od praworządnego, wolnego kraju, dzielą nas już lata świetlne. Żyjemy w nowoczesnej dyktaturze. Przechodzimy, kolejno, 3 fazy - oburzenia, protestu i zapomnienia. Nad kolejnymi aferami pisowskiej sekty przechodzimy do porządku dziennego. Na końcu, co najwyżej, wzdychamy i mówimy: nic mnie już nie zdziwi.
Zaczęło się od szalonego Macierewicza i, oszalałego z bólu oraz nienawiści, Kaczyńskiego. Przez długie miesiące serwowali absurdalne, chore, nielogiczne i oszukańcze teorie w sprawie katastrofy smoleńskiej. Z mozołem budowali elektorat, przekonywany rozerwanymi parówkami, wysadzanymi blaszakami i kretyńskimi „dowodami” szarlatanów. Wszystko po to, by na końcu powiedzieć, że Ruscy zabili nam prezydenta. Zbudowali armię pseudoekspertów, w istocie półgłówków, którzy o lotnictwie wiedzieli tyle, że tajemna siła odrywa stalowe kolosy od ziemi. I że jak się dużo lata, to można dostać złotą kartę pasażera.
Długo lekceważyliśmy ten chocholi taniec. Otrzeźwienie przyszło, kiedy okazało się, że niemal co 5 Polak uważa katastrofę za celowe działania tajemnych sił. Ale było za późno. Potem poszło już na ostro.
Po wygranych wyborach PiS testował na obywatelach ich odporność, serwują kolejne bezczelne chwyty i przekręty. A potem sprawdzając, czy to wpływa na jej notowania.
Kłamstwa Macierewicza o zakupie śmigłowców, afera SKOK, afera KNF, bezczelnie przyznane podwyżki, CBA gubiące 10 milionów, afera z finansowaniem ze środków unijnych Solidarnej Polski, pisowskie trolle opłacane z publicznych pieniędzy. Dalej skok na Trybunał Konstytucyjny, sędziowie dublerzy, przejmowanie, po kawałeczku, wymiaru sprawiedliwości, całkowicie pisowska prokuratura, nielegalna Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym, masowe uchylanie i zawieszanie niepokornych sędziów. Ostatni rok to już chamskie rwanie wszystkiego, co daje kasę i wpływy. Szumowski, który po załatwieniu swoich prywatnych biznesów, nachapawszy się obrzydliwie, czmycha jak szczur z tonącego okrętu i bezczelnie jedzie na luksusowy urlop do Hiszpanii. Do dziś niezwrócone pieniądze, publiczne, Wasze, przelane handlarzowi bronią na zakup respiratorów i ordynarny przekręt z nieprzydatnymi maseczkami. Autorowi tych numerów do teraz nie postawiono żadnych zarzutów. Bezczelna bezkarność i służalcza prokuratura. Zwłaszcza wobec zeznań austriackiego biznesmena, dowodzącego, że za namową Kaczyńskiego daje łapówkę księdzu. Ksiądz znika, przedsiębiorca podtrzymuje swoje, ale prokuratura Ziobry nie widzi problemu. Kaczyński jest ponad prawem.
Tę porażającą listę, można by uznać za szaleństwo władzy, nieważne z punktu widzenia obywatela. Ale my, normalni, nie jesteśmy w stanie wykazać, że tak jak Kaczyński nie podlega prawu, tak zwykły obywatel może być potraktowany odwrotnie. Dajcie mi człowieka a paragraf się znajdzie - maksyma stalinowskiego prokuratora, Andrieja Wyszyńskiego, nie trafia do tych, którzy mogą stać się ofiarami partyjnego wymiaru (nie)sprawiedliwości.
Otrzeźwienie, choć nie masowe, przychodzi dopiero kiedy pałkarze Prezesa zaczynają lać na ulicach bezbronne dzieciaki. Kiedy łamią dziewczynom ręce, nachodzą w domach 14-latków, z buciorami, bez nakazu, włażą do mieszkania, w którym na balkonie wisi nieprawomyślny baner. Kiedy gnębią, torturują i szykanują osoby o innej orientacji seksualnej. Kiedy Adam Bielan chamsko odparowuje, że łamanie rąk to konsekwencja chodzenia na nielegalne wiece.
Otrzeźwienie przychodzi, kiedy okazuje się, że wśród tysięcy normalnych, uczciwych policjantów, znajduje się grupa sadystów, wyżywających się teleskopowymi pałami na plecach protestujących kobiet. Kiedy formuje się prywatna armia Kaczyńskiego, kiedy 82 radiowozy pilnują jednego, żyjącego strachem i obsesjami dyktatora. Szefa. Człowieka, który robi, co chce. Bo doprowadził państwo do stanu, w którym każdemu, od prezydenta po marszałka sejmu, dyktuje, co mają robić.
Sojusz tronu z ołtarzem jest tak ścisły, że narciarze na stoku są zagrożeniem, ale ludzie na pasterce już nie. Polityka walki z COVID-em, jest tak niespójna, nieścisła i porąbana, że nikt już nie wierzy w to, co mówi rząd. Co jest naturalne, skoro premier zachowuje się jak oszust i kłamca, zapewniając latem, że COVID-u już nie ma, a jesienią, że wygrywamy z pandemią.
Każde zdanie przywołuje kolejny skandal albo kłamstwo tej władzy. Zdaje mi się, że ten tekst mógłbym pisać w nieskończoność. Tylko po co, skoro nawet krótki przegląd świństw, jakich pisowska władza dokonuje na obywatelach, jest dostatecznie porażający. Co więc teraz?
Teraz konkluzja. Ja, Ty, Wy też jesteśmy temu winni. My, normalni, nie potrafiliśmy znaleźć języka, którym dotarlibyśmy do zaczadzonego pisowskimi łgarstwami wyborcy. Ja, Ty i My, nie potrafiliśmy wytłumaczyć, że cały ten socjalny cyrk, bizantyjski przepych władzy, luksusy rodem z putinowskiej Rosji, uwłaszczanie na państwowym majątku - że za to wszystko będziemy musieli kiedyś zapłacić. Oni, władza, procesami i rozliczeniem buty i łamania prawa. Reszta - wyższymi podatkami, galopującą drożyzną i inflacją. Nie potrafiliśmy o tym rozmawiać z sąsiadem, znajomym, kumplem z pracy. To jest też nasza porażka.