Szukaj w serwisie

×
10 maja 2018

Dariusz Stokwiszewski: „Demokracja” wg PiS i kartka z historii Polski

Dariusz Stokwiszewski

Dariusz Stokwiszewski

Historia się nie powtarza, ale powinna nam pomóc w uczeniu się na błędach poprzedników w taki sposób, abyśmy ich w przyszłości uniknęli! Jak dotąd ta prawda jest poza możliwościami percepcyjnymi obecnej władzy

 

Na początek wróćmy do historii naszego kraju, która zdeterminowała (jak to zazwyczaj bywa) późniejsze jego losy. O ile jeszcze w XVI wieku Rzeczypospolita była stosunkowo silnym państwem europejskim, to wiek XVII był w jej długiej historii stuleciem wojen niszczących ją doszczętnie. Konflikty te były liczne i często przeplatały się wzajemnie do tego stopnia, że niemal „każdy walczył z każdym” – kraj niszczono nie tylko z zewnątrz, ale też od środka. Występowały one zwykle symultanicznie, czyli jednocześnie na kilku czasem teatrach działań.

Przypomnijmy najważniejsze konflikty XVII - wiecznej Rzeczypospolitej, z tego okresu. Wiedza ta powinna służyć, na co dzień, aby do podobnych tragedii nigdy więcej nie doszło. Nie jest prawdą to, że historia się potarza – to jedynie slogan, który, choć można do pewnego stopnia uzasadnić, to wciąż pozostaje frazesem. Prawdą jest natomiast to, że historia powinna być nauczycielką życia i wyznaczać ciąg dziejów narodu. Poniżej krótka charakterystyka najważniejszych z konfliktów zbrojnych, niepodana chronologicznie, ale według kryterium podmiotowego (tj. państw, z którymi Polska prowadziła wojny).

Rok 1600 dał początek długotrwałym wojnom ze Szwecją (Zygmunt III Waza, jego syn Władysław IV i Jan II Kazimierz). W każdym razie, szwedzka zawierucha zakończyła się dopiero pokojem w Oliwie, 3 maja 1660 r., co jednak nie oznaczało zakończenia wojen Rzeczypospolitej w ogóle. Wojny polsko – szwedzkie można byłoby uznać za najdłuższe z pozostałych, niżej wspomnianych konfliktów zbrojnych.

Innym sąsiadem, z którym Polska walczyła w XVII wieku była Rosja. Wojny rozpoczęły się jeszcze w XVI wieku. Kością niezgody były Inflanty, które rosyjscy carowie chcieli opanować dla uzyskania lepszego dostępu do Bałtyku. Jednak zarówno Zygmunt August, jak i później, Stefan Batory wyszli z nich zwycięsko, pokonując Rosję. Wartym uwagi był też konflikt – interwencja polska — w Moskwie, obsadzenie Kremla załogą oraz ogłoszenie, w 1610 r., polskiego królewicza Władysława carem Moskwy. Pobyt Polaków w Moskwie był jednak bardzo krótki.

Podczas wojny z Rosją, na początku drugiej połowy XVII w. Bohdan Chmielnicki stanął na czele antypolskiego powstania kozackiego, sprzymierzył się z Rosjanami, oddając im Ukrainę na mocy układy w Perejasławiu w 1654 roku, co dało początek kolejnej wojnie polsko — rosyjskiej. To właśnie wtedy miał miejsce opisywany tu już na początku „potop szwedzki”. Tuż po zakończeniu wojny ze Szwedami na nowo rozpoczęła się wojna z Rosją. Polacy nie wykorzystali dwóch ważnych zwycięstw (Połonka i Cudnów). Efektem tego było podpisanie, w 1667 r., rozejmu w Andruszowie. Na jego mocy lewobrzeżna Ukraina z Kijowem trafiła w ręce Rosji – rzeką graniczną stał się Dniepr.

Polska toczyła również wojny z otomańską Turcją. Przyczyną pierwszej (1620 – 1621) były najazdy Kozaków na ziemie tureckie, za które obwiniano króla Polski. Poza tym (a może był to ważniejszy powód), chodziło o wpływy w Mołdawii i Wołoszczyźnie. Polacy w tej fazie konfliktu zbrojnego ponieśli co prawda klęskę pod Cecorą, ale już w kolejnym roku pochód turecki został zatrzymany przez wojska Jana Karola Chodkiewicza, w bitwie pod Chocimiem.

Trwający pół wieku pokój pomiędzy Polską i Turcją, zakończył się w 1672 roku, kiedy to Turcy pokonali Rzeczypospolitą. Powodem wojny, była proaustriacka polityka polskiego władcy – Jana III Sobieskiego, skierowana przeciw Turcji. Efektem wojny był haniebny dla Rzeczpospolitej pokój w Buczaczu - Polska utraciła Ukrainę i była zmuszona płacić Turcji haracz. Jednak już w rok później doszło do wielkiej bitwy pod Chocimiem, która zakończyła się sukcesem Jana Sobieskiego, który zwyciężył Turków. Co prawda nie udało się odzyskać straconej części Ukrainy. Stało się to dopiero w 1699 r., po podpisaniu pokoju karłowickiego.

XVII wiek to jednak nie tylko wojny z sąsiadami; Polskę osłabiła wojna domowa, która toczyła się z Kozakami zamieszkującymi Ukrainę i chcącymi być traktowani jak szlachta. Na czele jednego z buntów stanął Bohdan Chmielnicki, który dodatkowo chciał pomścić krzywdy, których doznać miała jego rodzina ze strony polskiego szlachcica. W 1648 roku zbuntowani Kozacy sprzymierzeni z Tatarami zaatakowali RP, odnosząc przy tym wiele sukcesów.

Wojny te w dużym stopniu przyczyniły się do upadku znaczenia Polski i zepchnięcia jej na pozycję zdecydowanie słabszą, co w konsekwencji doprowadziło, w XVIII wieku do jej rozbiorów oraz zniknięcia na 123 lata z mapy Europy. Z państwa o wielkim znaczeniu Dawna Rzeczpospolita stała się jedynie, pieczołowicie kultywowanym, wspomnieniem. Stopniowo upadało rolnictwo, złupione miasta przeżywały najcięższe chwile. Handel oraz rzemiosło padały, a rosło znaczenie i ranga magnaterii, wykorzystującej zubożałą szlachtę do realizacji własnych interesów. Upadała również oświata, a co gorsza, zmieniała się na niekorzyść mentalność szlachty, która zainteresowana była jedynie własnymi sprawami. Państwo ogarniał chaos, który zakończyć miał już niedługo jego upadkiem aż na 123 lata.

***

Jako że dotąd wielokrotnie przypominałem w swoich publikacjach elementy najnowszej historii Polski, nie będę do tych kwestii powracać. To zaś, o czym napisałem powyżej, ma stanowić swoiste memento dla nas dzisiaj. Tak charakterystyczny oraz permanentny brak zgody narodowej, nieustające waśnie, prywata, warcholstwo czy chamstwo. Jakby jeszcze tego było mało; ksenofobia, rasizm, nietolerancja i szukanie wszędzie wrogów Polski „na siłę” doprowadzić musi w końcu do kolejnej narodowej tragedii. Nie poruszałem w części historycznej, pierwszej części artykułu, jakości rządów w Polsce na przestrzeni dziejów, ale nawet bez dokładniejszego roztrząsania tego problemu tutaj, stwierdzić mogę z całą pewnością to, że w całej swojej, liczącej ponad 1000 lat historii: Polska i Polacy zwykle nie mieli „szczęścia” do rządzących elit (nie lubię tego słowa, bo straciło zupełnie na znaczeniu)!Elit” u władzy w Polsce nie ma, a jeśli ktoś uważa inaczej, to według mnie jest w wielkim błędzie! Nie ma elit rządzących, co jednak nie znaczy, że nie ma w Polsce osób czy środowisk, które na takie miano zasługiwałyby, gdyby władzę uzyskały!

Problem jednak polega na tym, że zazwyczaj do władzy dążą ludzie zwykle niezaradni w normalnym, codziennym życiu, za to cwani, wygadani, pełni frazesów i sztucznych, tzw. służbowych uśmiechów, którzy potrafią „wieszać psy” lub też ubliżać wszystkim innym, jeśli tylko ci „wszyscy inni” mają odmienne od nich, zdanie! Przynajmniej część z owych „elitarnych polityków” to ludzie zakompleksieni, być może kiedyś skrzywdzeni, obrażani i wyśmiewani, a na dodatek o niskim morale i takim też wykształceniu.

Przykładem „najlepszym” są „spektakle” chamstwa, nienawiści, zawiści warcholstwa czy brutalności w sejmie obecnej kadencji. Nie byłoby to, może aż tak rażące, gdyby temu nie towarzyszyła niezwykła i niczym nieuzasadniona pogarda dla innych, w tym zwłaszcza w stosunku do opozycji ze strony parlamentarnej większości. Nie mogę pominąć tego, że taki fatalny przykład idzie „z góry”. Skoro więc prezes największej partii może w sposób zupełnie bezkarny (póki co) zwracać się z mównicy sejmowej do posłów, używając słów powszechnie uznanych za obelżywe, to czemu się tu dziwić, że jego „fani” idą w te ślady!

Jeśli się lekceważy, a nawet obraża (mimo wcześniejszych i jak się okazuje kłamliwych zapewnień) osoby niepełnosprawne i słusznie protestujące w sejmie mówiąc, że ich matki używają je, jako tarcze ochronne to, co można powiedzieć o człowieku, który takie słowa wypowiada?! Że jest tylko cyniczny …?! Nie, to zbyt mało; ktoś taki nigdy nie powinien znaleźć się ani w sejmie, ani w polityce w ogóle!

A jeśli na dodatek jeszcze, po zniszczeniu państwa, jakie znaliśmy od początku lat 90. XX wieku, po destrukcji i upolitycznieniu trybunałów, sądów, prokuratur, policji, wojska oraz wielu innych jeszcze sfer życia społeczno – politycznego, uniemożliwia się swobodę wypowiedzi przedstawicielom narodu – posłom i senatorom – to możemy mówić o końcu państwa prawa! Jeśli jeszcze czyni to człowiek, który będąc marszałkiem sejmu, nie ma odpowiedniego wykształcenia, a tylko polityczne umocowanie, ale także bardzo daleko posunięty serwilizm w stosunku do autorytarnej – jednoosobowej i nieokreślonej w naszej polskiej konstytucji władzy - to już możemy mówić o tragedii narodowej, która musi w końcu doprowadzić do upadku państwa!

Zniszczone, doskonałe jeszcze do niedawna, relacje z naszymi sojusznikami z NATO i Unii Europejskiej, lekceważenie instytucji międzynarodowych, niszczenie wizerunku RP na arenie światowej, trwonienie majątku narodowego, a zwłaszcza niszczenie wspólnoty narodowej poprzez skłócanie Polaków, to tylko część zarzutów w kierunku rządzących. Moim zdaniem, nawet realni wrogowie Polski i Polaków (zabory i wojny) nie zniszczyli tak skutecznie więzi społecznych, jak przez trzy lata zrobiła to „dobra zmiana”! Dobra, ale chyba tylko w totalnej destrukcji tego, co wystarczyło jedynie skorygować - poprawić.

Powtórzę raz jeszcze: historia się nie powtarza, ale powinna nam pomóc w uczeniu się na błędach poprzedników w taki sposób, abyśmy ich w przyszłości uniknęli! Jak dotąd ta prawda jest poza możliwościami percepcyjnymi obecnej władzy. Uważam, że zaczyna robić się zbyt późno na to, aby jej (władzy) postrzeganie się zmieniło. Myślę, że naród powinien się w sposób zgodny z konstytucją wypowiedzieć w kwestii jej legitymizacji! Nie może tego zrobić przez swoich ustawowych przedstawicieli, gdyż tych próbuje się karać i zamykać w ten sposób usta. Niechże więc suweren wypowie się osobiście, przy czym postuluję to, aby ewentualne, przyszłe zmiany w ustawie zasadniczej obejmowały także nałożenie na wszystkich obywateli ustawowego (pod groźbą kary) głosowania w wyborach do parlamentu i samorządów. Takie rozwiązanie spowoduje, że o losach RP nie będzie mogła decydować kilkunastoprocentowa grupa obywateli uprawnionych do wzięcia udziału w wyborach, jak to miało miejsce dotychczas. Takie wybory nie oddają tego, co suweren naprawdę myśli, stąd trzeba z tym skończyć i postawić na obowiązek!

 

Dariusz Stokwiszewski

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: