Jan Walter
6 czerwca 1944 r. uważany jest za początek końca hitlerowskich Niemiec. 170 tys. żołnierzy aliantów wylądowało w Normandii. Do dziś widoczne są jednak różnice w postrzeganiu tego wydarzenia.
Dopiero w 2004 r. Gerhard Schröder, jako pierwszy kanclerz RFN, zaproszony został do udziału w uroczystościach 60. rocznicy lądowania Aliantów w Normandii. 10 lat później, podobnie jak teraz, w uroczystościach udział wzięła także Angela Merkel. Tym razem nie w Normandii, lecz w Portsmouth w Wielkiej Brytanii, skąd 5 czerwca 1944 oddziały Sprzymierzonych wyruszyły bez wyzwolić zachodnią część kontynentu spod niemieckiego jarzma.
Later today, The Queen, The Prince of Wales, President Donald Trump, @POTUS, and the First Lady, @FLOTUS, will attend a National Commemorative Event in Portsmouth to mark #DDay75.
— The Royal Family (@RoyalFamily) June 5, 2019
On D-Day, much of the landing force left from Portsmouth for Normandy. pic.twitter.com/DGGzWsFjLY
"It is with humility and pleasure, on behalf of the entire country – indeed the whole free world – that I say to you all, thank you," Her Majesty The Queen at the #DDay75 Commemorative event in Portsmouth today.
— The Royal Family (@RoyalFamily) June 5, 2019
🎥 @BBCStudiosLive pic.twitter.com/cBXZxq5sJ9
Lądowanie w Normandii ma podobne znaczenie jak niemiecka kapitulacja 8 maja 1945 r. – to dzień wyzwolenia, jak w 40. rocznicę zakończenia wojny w 1985 r. powiedział prezydent Niemiec Richard von Weizsaecker. Mało kto, także w Niemczech, widzi to dziś inaczej, choć wtedy słowa te wywołały kontrowersje. – Pytanie, czy my, Niemcy, zostaliśmy wyzwoleni czy zwyciężeni zniknęło na śmietniku historii – mówi niemiecki historyk Gerd Krumeich. Jednak zgoda co do historycznego znaczenia obu tych dat nie oznacza, że nie ma różnic w jej postrzeganiu.
Narodowe legendy
Różnice takie istnieją, chociażby między samymi ówczesnymi aliantami. W USA "D-Day" przedstawiany jest jako czysto amerykańskie zwycięstwo. W hollywoodzkich filmach żołnierze innych narodów, jeśli w ogóle, odgrywają marginalną rolę. Brytyjczycy przeszkadzają, Francuzi są elementem lokalnego kolorytu, albo scen miłosnych, Kanadyjczycy, Polacy, Francuzi czy inni, którzy brali udział w bitwie o Normandię, są po prostu pomijani.
To postrzeganie, pisze brytyjski historyk James Holland, właśnie ze względu na popularność amerykańskich filmów, panuje także w Niemczech. Dla niego jest oczywiste, że była to wspólna operacja Aliantów, a jeśli ktoś odgrywał wiodącą rolę to raczej Brytyjczycy. I przytacza na to argumenty – oprócz gen. Dwighta D. Eisenhowera, głównodowodzącego wojsk USA, sztab dowódczy składał się z samych Brytyjczyków. Trzy czwarte okrętów i łodzi desantowych pływało pod brytyjską flagą. Podobnie było w powietrzu. Dwie trzecie samolotów należało do RAF. Także liczba poległych była porównywalna, mimo wysokich strat Amerykanów na plaży "Omaha Beach". W rzeczywistości zarówno Brytyjczycy, jak i Amerykanie zajęli po dwa odcinki plaż, piąty przypadł w udziale Kanadyjczykom. Po stronie Aliantów w czasie lądowania 6 czerwca poległo łącznie 4400 żołnierzy. Polscy żołnierze wylądowali wprawdzie później, lecz polskie samoloty i okręty brały udział w bombardowaniu i ostrzale niemieckich pozycji . 6 czerwca Polacy nie ponieśli żadnych strat.
Afront wobec Francuzów
W lądowaniu w Normandii wzięło udział 177 Francuzów.
Musieli oni czekać we Francji długo na uznanie ich zasług. Wprawdzie już w 1945 r. dowódca francuskiego oddziału Philipp Kieffer został odznaczony Legią Honorową to jednak dopiero w 1984 r. na plaży w Ousitreham stanął poświęconym im pomnik. To tam 6 czerwca 1944 wylądowali oni wspólnie z Brytyjczykami na plaży o kodzie "Sword".
Dla przywódcy "Wolnych Francuzów" i powojennego prezydenta Francji generała Charlesa de Gaulle'a "Operacja Overload" wiązała się z nieprzyjemnymi wspomnieniami.
Kiedy powstawały plany desantu de Gaulle walczył w Londynie o uznanie kierowanego przez niego "Komitetu Wolnej Francji" jako legalnego rządu na emigracji. Wiele państw uznawało wtedy tzw. rząd Vichy, który zawarł z hitlerowskimi Niemcami zawieszenie broni a De Gaulle'a skazał zaocznie na karę śmierci.
Brytyjski premier Winstona Churchill i prezydent USA Franklin D. Roosevelt byli sceptycznie nastawieni do de Gaulle'a. Dlatego o planowanym desancie poinformowali go dopiero na kilka dni przed rozpoczęciem operacji. Tego afrontu de Gaulle nie zapomniał do końca życia. Dlatego w 20. rocznicę inwazji obchodził nie w Normandii, ale w południowej Francji, gdzie w sierpniu 1944 czwartego wylądowały liczne oddziały "wolnych Francuzów".
D-Day i Niemcy
Pojęcie D-Day nie jest szczególnie popularne w Niemczech – przyznaje historyk Krumeich. Gdyby zapytał o to studentów, najpewniej sięgneliby do Wikipedii. Dla niego to logiczne. Dla młodszych Niemców to zbyt odległe wydarzenie. Nie jest ono też związane z doświadczeniami represji, klęski, okupacji i innych zdarzeń, które składają się na kulturę pamięci. Poza tym – dodaje niemiecki historyk – 6 czerwca to dopiero początek końca III Rzeszy, a to nie wystarczy, by uczynić z tego "definitywnie wielkie święto dla wszystkich".
REDAKCJA POLECA