Rozmawiała Magdalena Gwóźdź-Pallokat
Marcin Sińczuch - socjolog, pracownik naukowy Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się m.in. socjologią młodzieży, ze szczególnym uwzględnieniem instytucjonalnej obecności i aktywności młodych ludzi w systemie demokratycznym.
Za kilka dni Polacy ruszą do urn. Co może przesądzić o wyniku wyborów tłumaczy Marcin Sińczuch, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Deutsche Welle: Która grupa wyborców jest w tych wyborach kluczowa?
Marcin Sińczuch: Na pewno o wyniku zadecydują ci, którzy pójdą na wybory, co jest oczywiste, ale trzeba też przyjrzeć się temu, kto na wybory chodzi częściej, a kto rzadziej.
Stabilną grupę tworzą osoby w wieku 50+, które są zdyscyplinowane i dla których udział w wyborach jest formą rytuału. To jest generacja, która została wychowana w dużym poczuciu obowiązku. Kolejną grupą są ludzie młodzi, którzy są bardziej impulsywni i działają ad hoc, dlatego tu jest pewna niepewność, czy oni pójdą do urn. Pójdą, jeśli coś ich przyciągnie, i to bardziej w sferze symbolicznej. Wreszcie mamy „klasę średnią”, dla której pakiety socjalne nie są aż tak ważne. W tej grupie najsilniejszy może być efekt zniechęcenia do klasy politycznej.
Skąd wynika to zniechęcenie?
- Z jednej strony mamy bardzo słabą kampanię Platformy Obywatelskiej i w ogóle partii opozycyjnych, które nie są tak widoczne, jakby mogły być i nie formułują tak przemyślanych komunikatów, jakby mogły. A z drugiej strony mamy PiS, który w tej grupie cieszy się zdecydowanie niższym poparciem. Myślenie jest więc takie: jeżeli PiS będzie rządził, to nic się nie zmieni, a opozycja rozczarowuje.
To są tzw. grupy swingujące. A co z tymi, którzy w ogóle nie głosują?
- Kontakt tych osób ze sferą publiczną jest szczątkowy. Praktycznie w ogóle się z nią nie identyfikują. Obracają się w obszarach rozrywki, sportu, spraw codziennych itp. Żyją poza orbitą świata politycznego i nie chodzą na wybory. Polityka budzi ich umiarkowane zainteresowanie, tylko wtedy, gdy politycy trafiają na łamy plotkarskich portali, lub gdy polityczne decyzje przekładają się w sposób odczuwalny na poprawę, lub pogorszenie sytuacji materialnej.
A kto na pewno pójdzie na wybory?
- Osoby o niższym statusie materialnym, dla których programy rozwijane w ciągu ostatnich czterech lat są istotne. Pójdą na wybory, nawet jeśli się nie interesują polityką, żeby bronić status quo i z obawy, że jak przyjdzie nowy rząd, to może i nie odbierze, ale zacznie coś zmieniać lub stawiać jakieś warunki odnośnie udzielania wsparcia socjalnego.
Najnowsze sondaże są optymistyczne dla PiS-u, również, jeśli chodzi o młodych ludzi, a wydawałoby się, że wizerunkowo raczej nie trafi do młodych wyborców. Jak PiS przyciąga młodych?
- Sytuacja w kampanii wyborczej szybko się zmienia. Mam tu na myśli pojawiające się coraz to nowe propozycje finansowe i socjalne kierowane do kolejnych grup odbiorców. Nie ma wiarygodnych badań, które potrafią to uchwycić, więc możemy jedynie stawiać hipotezy.
Postawmy je zatem
- Ten rząd zniósł, chociażby podatek dochodowy dla osób do 26. roku życia, co szczególnie odczują osoby młode, które pracują. Nie będzie to astronomiczna kwota dla większości z nich, ale ok. 1,5 - 2 tys. złotych rocznie w portfelu im pozostanie. Ma to taki wymiar symboliczny, że ktoś tych młodych ludzi zauważył i wyróżnił. Za czasów PO był wprawdzie program mieszkaniowy skierowany do młodych, niemniej jednak propozycja PIS-u w jakiś sposób wyróżnia młodych. Jest to komunikat w rodzaju: „dostrzegamy was, jesteście dla nas ważni“.
Spora część młodych ludzi, którzy się usamodzielnili, ale nie aspirują do wyższej edukacji, bo wcześnie zakładają rodziny, też są beneficjentami programu 500+. Natomiast ci, którzy są aktywni i aspirujący, częściej migrują.
Nie bez znaczenia jest też ruch ze zmianą premiera, czyli Morawiecki za Szydło. On jest człowiekiem już niemłodym, ale wyczuwam w nim taki młodzieńczy sposób bycia. Morawiecki jest poza tym człowiekiem sukcesu. Wielu młodych chciałoby być prezesami banków i zarabiać dużo pieniędzy. Taki polityk to dla nich swojego rodzaju pozytywny wzorzec.
Czy to nie kłóci się z wizerunkiem PiS-u?
- Jest w tym pewna sprzeczność, ale jak popatrzymy dokładnie, to można dostrzec sygnały, które wysyła premier w stronę elektoratu, który nie wygrał na transformacji. Stara się być konserwatywny, podkreśla to, że ma liczną rodzinę – krótko mówiąc, dba o wizerunek kogoś, kto się dzieli swoim bogactwem. Stara się też podkreślać, że jest patriotyczny. Na płaszczyźnie wizerunkowej widać pracę, żeby osłabić efekt obcości przedstawiciela elit. Ale wydaje się, że ludzie młodzi patrzą na niego głównie przez pryzmat jego osobistego sukcesu.
A co oprócz programów społecznych przekonuje ludzi do PiS-u?
- PiS jak mantrę powtarza zdanie: my dotrzymaliśmy obietnic. PiS sprawuje władzę tak, jak w ostatnich 30 latach nikt jej nie sprawował. Poprzeczka wiarygodności została podniesiona wysoko, co jest niebezpieczne, bo dochodzimy do pewnego automatyzmu. Rząd mówi: będziemy sztywno realizować wszystkie nasze obietnice, choćby się paliło i waliło. To jest ograniczenie pewnej autonomii, bo na pewne sytuacje, kryzysy trzeba reagować. Nie ma wątpliwości, że jak pojawi się kryzys, to pojawią się i cięcia w programach rządowych. W jakich? – zobaczymy.
Możemy mówić o przedefiniowaniu polityki?
- Tak, bo do tej pory obietnice się gdzieś rozmywały, choć rząd PiS-u też nie realizuje wszystkich swoich obietnic, chociażby zapowiadany szeroko program mieszkaniowy okazał się raczej strzałem z kapiszona niż z armaty. Ale większość jednak została zrealizowana, a dotrzymywanie obietnic generuje poczucie bezpieczeństwa, tego, że jest ktoś, kto nad tym panuje, że polityka z przestrzeni chaosu przeszła do sfery porządku. Jest poczucie, że istnieje osoba, która nad tym wszystkim czuwa, czyli prezes Kaczyński, który wprawdzie rządzi z tylnego fotela, ale dba o to, aby wszystko się kręciło. Myślę, że wśród zwolenników PiS panuje przekonanie, że jak już wszystko się załamie, to on będzie instancją, która zadziała i naprawi. To u wielu osób rodzi pewien komfort.
A jakie znaczenie ma podnoszenie przez PiS takich kwestii, jak duma z tożsamości, duma z historii, bohaterstwo Polaków?
- Jeżeli wprowadzana jest jakaś nowość, a te rządy są pewną nową jakością w polskiej polityce, to ta nowa jakość będzie tym lepiej funkcjonowała, im bardziej dysponować będzie własnym zestawem symboli, aby legitymizować swoja wyjątkowość. Chodzi o odwoływanie się do takich symboli, które mają konotacje z heroizmem i bohaterstwem, ale i z uczciwością czy rezygnacją z dobra osobistego na rzecz dobra wspólnego. Chodzi też o analogię: my, PiS, rezygnujemy z powiedzmy to językiem kampanii wyborczej: „krętactw i własnych prywatnych korzyści“ na rzecz dobra wspólnego, pracy dla społeczeństwa. To jest pewien chwyt w obszarze symboliki on działa na elektorat również na poziomie podświadomym.
Ale są też symbole negatywne
- Tak. Wspólnota identyfikuje się wokół swoich bohaterów, ale też przeciwko swoim przeciwnikom. Proszę spojrzeć na to, jak jest przedstawiane LGBT albo uchodźcy. Dominuje dyskurs zagrożenia wspólnoty. Osoby LGBT nie są przedstawiane jako te, które robią coś złego, tylko, po pierwsze, nie mówi się o ludziach, lecz o pewnej ideologii, która zagraża wspólnocie. Po drugie, to co robią nie jest złe, bo jest łamaniem jakichś norm moralnych czy religijnych, ale dlatego, że zagraża „naszemu społeczeństwu“. Tak samo jest w wypadku przedstawienia zagrożeń związanych z imigrantami, zwłaszcza z krajów muzułmańskich. Bo jeżeli ktoś zagraża wspólnocie, to istnieje duża szansa, że ona się zintegruje wokół tych, którzy najgłośniej deklarują, że jej bronią.
Temat LGBT nie zniechęca młodych ludzi do głosowania na PiS?
- Młodzi ludzie nie doświadczyli prokolektywistycznego wychowania, jak generacje, które wychowywały się w PRL-u, gdzie konwencja przekazu była zbliżona do tego, co robi PiS. Można powiedzieć, że w niektórych obszarach PiS jest „zupgradowanym PRL-em”. Młodzi ludzie są bardzo indywidualistyczni, co u niektórych z nich powoduje rozchwianie oraz brak poczucia bezpieczeństwa i oni wtedy emocjonalnie identyfikują się z tymi, którzy im podpowiedzą jakąś wspólnotę. Stąd mamy też poparcie młodych dla partii jeszcze bardziej na prawo od PiS-u. Z drugiej strony nie akceptują „wchodzenia na ich własne podwórko”. Można powiedzieć, że są rozdarci pomiędzy potrzebą identyfikacji a przywiązaniem do indywidualizmu i wolności. Trudno do większości z nich dotrzeć z przekazem, że osoby LGBT mogą im jakoś realnie zagrozić.
Można mieć wrażenie, że PiS-owi mało co jest w stanie zaszkodzić, opozycji za to wszystko. Podziela Pan to zdanie?
- Jeżeli mamy wielki transatlantyk, który płynie swoim kursem do Ameryki i jest sztorm, to trochę buja na tym Atlantyku, ale jest kapitan, a poza tym jest to potężny okręt, któremu zagrozić może tylko góra lodowa. Sztormy nie są mu straszne. I to jest metafora PIS w oczach jego zwolenników. Obraz ten inaczej wygląda w przypadku opozycji – jeżeli nie wiadomo kto kieruje statkiem, nie ma też nikogo, kto podejmie decyzję, gdy nadejdzie sztorm. To nie mobilizuje osób niezdecydowanych, wahających się do głosowania na Koalicję Europejską czy Lewicę. To, co – jak się wydaje – mogłoby zaszkodzić PiS-owi, to poważny rozłam, konflikt wewnętrzny, który zachwiałby poczuciem bezpieczeństwa wyborców tej partii.
REDAKCJA POLECA