Tomasz Bielecki
"Żadnego postępu w negocjacjach. Nie rozumiem, jakie motywy kierują Brytyjczykami. Tego nie można tak ciągnąć" – tak Michel Barnier podsumował kolejną rundę rozmów o pobrexitowej umowie handlowej UE-Londyn.
Wielka Brytania pomimo brexitu nadal funkcjonuje w UE, jakby była krajem członkowskim, jednak bez prawa głosu we wszystkich instytucjach unijnych. Taki pobrexitowy okres przejściowy przewidziano do końca tego roku z możliwością przedłużenia o maksymalnie dwa lata, jeśli – precyzyjnie określa to umowa rozwodowa między Londynem i UE – obie strony uzgodnią to przed końcem czerwca.
– My w Unii pozostajemy otwarci na taki wariant. Wielka Brytania odrzuca jednak możliwość przedłużenia okresu przejściowego. Jeśli w najbliższych miesiącach nie wypracujemy nowej umowy, to Brytyjczycy z końcem grudnia wypadną ze wspólnego rynku i z naszej unii celnej – powiedział Michel Barnier, główny unijny negocjator umowy z Londynem.
Bruksela zastrzega, że umowa handlowa między Unią i Wielką Brytanią musi być wynegocjowana w ciągu pięciu miesięcy, aby obie strony zdążyły ją zatwierdzić przed końcem roku.
UE chce, by przyszłe stosunki gospodarcze były zgodne z priorytetami zawartymi w dołączonej do brexitowej umowy rozwodowej „deklaracji politycznej” przegłosowanej przez Izbę Gmin oraz popartej przez Parlament Europejski. „Deklaracja”, która przygotowuje grunt pod wzajemny handel bez żadnych ceł i bez kwot eksportowych, nie ma wiążącej mocy w prawie międzynarodowym. Barnier podkreśla jednak, że „przecież negocjował ją sam premier Johnson”.
– A teraz Brytyjczycy z rundy na rundę starają się coraz bardziej zdystansować od ustaleń z „deklaracji politycznej”. A my nie możemy i nie zaakceptujemy wycofania się z deklaracji politycznej – powiedział Barnier po zakończeniu czwartej tury rozmów (za pomocą telekonferencji). Wyliczał kilka punktów tego tekstu „wynegocjowanego przez Borisa Johnsona”, na które teraz nie godzi się rząd Wielkiej Brytanii.
David Frost, brytyjski odpowiednik Barniera, odpierał te zarzuty, tłumacząc w Londynie, że wprawdzie nadal trzyma się wizji pobrexitowych relacji z Unią z „deklaracji politycznej”, ale to nie znaczy, że jej wszystkie elementy „muszą być przełożone na prawnie wiążący traktat” z Unią.
Brytyjski dumping?
Najbardziej zapalnym punktem jest postulat UE, by w przyszłej umowie z Londynem zagwarantować – zgodnie z „deklaracją polityczną” – „równe zasady gry” („level playing field”), czyli nieobniżanie przez Londyn kluczowych standardów m.in. w dziedzinie ochrony środowiska, prawa pracy, polityki klimatycznej, rzetelnego opodatkowania. Gdyby Brytyjczycy odeszli od „równych zasad”, pozwoliłoby im to na obniżanie kosztów produkcji. Przykładowo brytyjska stalowa rura byłaby z góry tańsza w produkcji od wytwarzanej przy unijnych wyśrubowanych standardach ekologicznych. Taka sytuacja przy handlu bez ceł i bez kwot eksportowych tworzyłoby – jak przekonuje Bruksela - nierzetelną konkurencję dla firm z UE.
– Czasem robi się ze mnie dogmatyka równych zasad gry. Jestem jednak pragmatykiem, bo tu chodzi o ochronę przed dumpingiem, który dotknąłby setek tysięcy miejsc pracy w UE – powiedział Barnier.
Unia i Wielka Brytania podzielają ambicje w sprawie walki z kryzysem klimatycznym. Lecz nawet w tej – jak tłumaczył urzędnik UE zaangażowany w rozmowy z Londynem – „mało kontrowersyjnej dziedzinie” nie udało się dojść do zgody co do „równych zasad gry”. Podczas tej rundy rozmów nawet nie poruszono - bodaj najtrudniejszej - kwestii „równych zasad” w dziedzinie pomocy publicznej, czyli - mocno regulowanego przez Brukselę - wsparcia państwa dla firm, które może zaburzyć wolną konkurencję rynkową.
Czy Johnson chce umowy?
Pomimo dwóch dni rozmów o rybołówstwie podczas ostatnich rozmów negocjacyjnych nie udało się też dojść do porozumienia o kwotach połowowych, pomimo i Unia przed paru miesiącami zastrzegała, że w tej sprawie potrzebuje kompromisu do końca czerwca. Rybołówstwo to nie tylko papierek lakmusowy dobrych intencji obu stron, ale też kwestia drażliwa politycznie dla Francji, Belgii czy Holandii, gdzie rybactwo (wraz ze związanym z nim przetwórstwem) jest oparte na - wzajemnym z Brytyjczykami - swobodnym dostępie do łowisk. Barnier sygnalizował dziś gotowość Unii do pewnych ustępstw co do ryb, ale Londyn jeszcze na to nie odpowiedział.
Zakończenie pobrexitowego okresu przejściowego bez nowej umowy o stosunkach gospodarczych między Unią i Wielką Brytanią byłoby bardzo kosztowne dla obu stron, jednak zdecydowanie dotkliwsze dla Londynu. - Postępy negocjacji są bardzo ograniczone, ale rozmowy były bardzo pozytywne w tonie. Będziemy pracować na rzecz pozytywnego rezultatu – powiedział główny brytyjski negocjator Frost.
Sęk w tym, że po unijnej stronie wcale nie pewności, czy Boris Johnson naprawdę chce porozumienia. Być może premier Wielkiej Brytanii liczy, że uda mu się wyrwać od Unii większe ustępstwa podczas planowanego na najbliższe tygodnie spotkania z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen i przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem, a potem przeciągając rokowania do ostatniej chwili.
Niektórzy eksperci – w tym pracujący dla unijnej Brukseli - nie wykluczają, że Johnson dąży do pełnego uwolnienia się od „równych zasad gry” i liczy, że pierwsze uderzenie gospodarcze po okresie przejściowym zostałoby – przynajmniej w oczach brytyjskich wyborców – przyćmione przez koronakryzys.
REDAKCJA POLECA