Szukaj w serwisie

×
25 października 2019

Brexit. Unijne „Tak” dla opóźnienia brexitu, francuskie „Nie” dla odroczenia do końca stycznia 2020

Tomasz Bielecki

Tomasz Bielecki

Emmanuel Macron zablokował decyzję UE, by odroczyć brexit aż do końca stycznia. Bruksela wstrzymuje się z rozstrzygnięciami do przyszłego tygodnia, do czasu gdy ma się wyjaśnić sprawa wyborów do Izby Gmin.

Emmanuel Macron zablokował decyzję UE, by odroczyć brexit aż do końca stycznia

Nadal obowiązująca data brexitu to z formalnego punktu widzenia północ z 31 października na 1 listopada. Jednak nawet brytyjski premier Boris Johnson przyznał w czwartek (24.10.2019), że cel ten jest nieosiągalny. Wcześniej zarzekał się, że wyjście z Unii jest dla niego priorytetem: „do or die” („zrobić albo umrzeć”). I nawet gdy w ostatnią sobotę (19.10) skierował do szefa Rady Europejskiej, Donalda Tuska, oficjalną prośbę o odroczenie brexitu do końca stycznia 2020 roku, to zarazem tłumaczył, że to krok wymuszony uchwałą Izby Gmin. A on jako premier jest temu przeciwny.

Jeszcze kilka dni temu nawet w Brukseli nie wykluczano, że rozwód z Brytyjczykami jest możliwy w tym miesiącu na podstawie umowy wynegocjowanej przez Theresę May i zmodyfikowanej w rokowaniach ostatniej szansy z Johnsonem (w zakresie uregulowań dla granicy irlandzkiej). Te scenariusze się zawaliły.

Boris Johnson wygrał w Izbie Gmin pierwsze głosowanie nad umową brexitową (z przewagą 30 głosów). Zabrakło mu jednak 14 głosów do przeforsowania uchwały o jej ekspresowym procedowaniu. Johnson chciał aby jeszcze w październiku uchwała przeszła ostatnie czytanie i została zatwierdzona przez Izbę Lordów. Następnie zaś miała zostać poddana głosowaniu ratyfikacyjnemu w Parlamencie Europejskim.

Brexit bez umowy oznaczałby wielkie koszty dla Brytyjczyków, ale i spory cios dla gospodarki unijnej. I dlatego wśród krajów UE panuje konsensus co do przesunięcia brexitu. Część krajów wcześniej już jednak sygnalizowała gotowość przecięcia epopei brexitowej i pogodzenia się z rozwodem bez umowy. Pozostaje pytanie, jak długie powinno być już trzecie odsunięcie brexitu, który pierwotnie miał się dokonać w marcu tego roku.

Bez szczytu UE

Szef Rady Europejskiej Donald Tusk już kilka godzin po wtorkowych głosowaniach w Izbie Gmin zaproponował odroczenie brexitu na koniec stycznia 2020 roku. Pomysł ten publicznie poparł irlandzki premier Leo Varadkar.

Dodatkowe trzy miesiące, z punktu widzenia Brukseli dałyby czas Brytyjczykom na załagodzenie spraw wewnętrzne (i głosowań wokół brexitu) bez ingerencji ze strony UE, za jaką można by uznać wyznaczenie znacznie krótszego terminu brexitowego.

Pomysłowi promowanemu przez Tuska (m.in. po konsultacjach z Berlinem) sprzeciwił się Paryż, forsując znacznie krótsze odroczenie. Ostateczna decyzja miała zapaść dzisiaj na posiedzenie ambasadorów krajów UE w Brukseli. Wbrew dość rozpowszechnionym opiniom, że Paryż jednak się ugnie, udało się jedynie uzgodnić, że nie będzie konieczności zwoływania w przyszłym tygodniu nadzwyczajnego szczytu UE w sprawie brexitu.

O terminie przesunięcia rozwodu przywódcy krajów Unii będą decydować za pośrednictwem ambasadorów, ale dopiero w przyszłym tygodniu. Do decyzji trzeba jednomyślności wszystkich krajów Unii.

Macron gra z Johnsonem?

To już drugi przypadek w trakcie brexitowego maratonu, gdy Emmanuel Macron sprzeciwia się opinii prezentowanej przez większość krajów Unii. Wiosną tego roku Tusk namawiał do rocznego odroczenia brexitu. Jednak w ramach kompromisu z Macronem i jego stronnikami – skończyło się na półrocznym okresie, z przesunięciem na 31 października.

Za główny powód przesunięcia decyzji ambasadorów uznaje się – wedle przecieków – próbę Borisa Johnsona, by doprowadzić do przedterminowych wyborów. Głosowanie Izbie Gmin w tej sprawie ma nastąpić w przyszłym tygodniu.

– Potrzebujemy więcej konkretów. Stoimy wobec pytania, po co dajemy Brytyjczykom więcej czasu? Dodatkowy czas nie jest żadnym rozwiązaniem… Zobaczmy, czy przedterminowe wybory staną się faktem, tak by nie zajmować się fikcją polityczną – tłumaczyła wczoraj francuska minister ds. UE, Amelie de Montchalin.

Manewry Francji

Francuzi byliby gotowi na trzymiesięczne odroczenie, jeśli Brytyjczycy zdecydują o przyspieszonych wyborach w grudniu, oraz jeśli w międzyczasie nie zdołają zatwierdzić umowy o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. W przeciwnej sytuacji Paryż byłby skłonny – taki obecnie jest francuski przekaz w Brukseli – dać Londynowi czas do połowy, a najwyżej do końca listopada na „odroczenie techniczne”, czyli przegłosowanie umowy przez brytyjski parlament obecnej kadencji.

Obecne zagrywki Francji wokół brexitu są dla niektórych unijnych dyplomatów kolejnym dowodem, że Macron jest w swoistym aliansie z Johnsonem, na którego stawia w sprawie dokończenia brexitu.

Brytyjski premier nie chce długiego odroczenia rozwodu z Unią. Chce podjąć próbę przeforsowania umowy brexitowej przez Izbę Gmin w obecnej kadencji, by dopiero potem doprowadzić do przedterminowych wyborów. Przesunięcia daty brexitu do stycznia chciałaby zaś opozycja. Tak więc dzisiejsza decyzja Unii (czy raczej wstrzymanie się od decyzji) jest po myśli premiera Johnsona.

Ursula von der Leyen, szefowa elektka Komisji Europejskiej, już zapowiedziała, że poprosi Londyn o desygnowanie komisarza UE, jeśli jej Komisja rozpocznie kadencję (zapewne w grudniu) w czasie, gdy Brytyjczycy nadal będą w Unii.

Komisja Europejska według Traktatu o UE „składa się z takiej liczby członków, która odpowiada 2/3 liczby państw członkowskich, chyba że Rada Europejska, stanowiąc jednomyślnie, podejmie decyzję o zmianie tej liczby”. Teraz nadal obowiązuje decyzja, że na każdy kraj przypada po komisarzu.

 

REDAKCJA POLECA

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o: