Choć standardy opieki nad kobietą rodzącą są jasno wyznaczone, już od czterech lat to spora część oddziałów położniczych ma problemy z ich przestrzeganiem.
Nie wszystkie dysponują odpowiednim sprzętem, nie wszędzie obsada kadrowa jest wystarczająca, aby zapewnić matce i dziecku poczucie bezpieczeństwa. Wciąż też zdarzają się szpitale, które nie gwarantują rodzącym prawa do intymności - wynika z najnowszego raport NIK.
NIK zwraca uwagę, że tylko osiem z 29 zbadanych przez oddziałów spełniało wszystkie wymogi dotyczące wyposażenia. W 16 szpitalach niektóre sale porodowe i gabinety badań zorganizowano w sposób, który nie gwarantował pacjentkom prawa do intymności: działały tam np. wielostanowiskowe sale porodowe, rozdzielane jedynie parawanami.
Jak informuje forsal.pl, choć standardy pozwalają na wieloosobowe sale, problemem jest to, że poszczególne stanowiska są od siebie oddzielane głównie parawanami, niegwarantującymi zachowania intymności ze względu na obecność w trakcie porodu osób bliskich innym pacjentkom. W jednym ze szpitali pacjentki w salach porodowych były widoczne przez okna wychodzące na korytarz.
W 10 placówkach sale porodowe lub gabinety badań były zorganizowane tak, że przy otwarciu drzwi osoby postronne mogły zobaczyć pacjentkę w niezręcznej sytuacji. Kontrolerzy dołączyli do raportu zdjęcia gabinetów, w których fotele porodowe były ustawione na wprost drzwi wejściowych.
Brak poszanowania prywatności potwierdzają pacjentki. Spośród 1142 zapytanych kobiet co piąta wskazywała na nierespektowanie prawa do prywatności.
Niewiele lepiej zorganizowane były także sale poporodowe. W przeszło połowie zbadanych oddziałów położniczych matki mogły co prawda przebywać na salach poporodowych razem z dziećmi, jednak w aż siedmiu szpitalach wszystkie sale były przeznaczone dla więcej niż dwóch matek. W skrajnych przypadkach sale były pięcio - a nawet siedmiołóżkowe. Nie były one także wyposażone w sprzęt umożliwiający mycie i pielęgnację noworodka.
Zastrzeżenia NIK dotyczyły także obsady kadrowej oddziałów położniczych. W większości skontrolowanych oddziałów zatrudniono wymaganą przez NFZ liczbę personelu medycznego. W praktyce jednak obsada kadrowa była niewystarczająca w stosunku do potrzeb. W większości (22) skontrolowanych szpitali podczas dyżuru był np. tylko jeden anestezjolog, który był przypisany do udzielania świadczeń na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii lub bloku operacyjnym.
W ocenie NIK obecności tylko jednego lekarza anestezjologa „w lokalizacji szpitala" jest niewystarczający, w przypadku łączenia kilku rodzajów świadczeń, np. położniczych i chirurgicznych, i może stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentek oraz noworodków.
Na skontrolowanych oddziałach problemy dotyczyły obsady lekarzy także innych specjalności. Na dwóch oddziałach pracowała mniejsza liczba lekarzy niż wymagana, a w trzech dyżury pełnione były samodzielnie przez lekarzy, którzy nie posiadali wymaganej specjalizacji. W siedmiu zaś oddziałach świadczenia medyczne były udzielane przez osoby niewymienione w umowach z NFZ.
Aż w 17 szpitalach nieprzerwany czas pracy poszczególnych lekarzy, zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych, wynosił od 31,5 do 151 godzin. Oznacza to, że niektórzy lekarze pracowali non stop przez kilka dni.
Ustalenia kontroli wskazują także, że z powodu braku odpowiedniej liczby anestezjologów, aż w 20 (z 24 skontrolowanych) Zakładach Opieki Zdrowotnej nie stosowano znieczuleń zewnątrzoponowych przy porodach siłami natury, mimo iż od lipca 2015 r. NFZ płaci szpitalom dodatkowo 416 zł za każdy poród, w trakcie którego stosuje się takie znieczulenie.
W żadnym ze skontrolowanych oddziałów nie przestrzegano wszystkich standardów opieki okołoporodowej. Zakładają one m.in. uzyskanie dobrego stanu zdrowia matki i dziecka, przy ograniczeniu do niezbędnego minimum interwencji medycznych, czyli m.in. cięcia cesarskiego, przebicia pęcherza płodowego, podawania oksytocyny, nacięcia krocza, czy podawania noworodkowi mleka modyfikowanego.
Tymczasem w kontrolowanych szpitalach skala tych interwencji medycznych była nawet wyższa niż przed wejściem w życie w 2012 r. standardów opieki okołoporodowej i kilkakrotnie przewyższała średnią w innych rozwiniętych krajach.
W Polsce znacząco zwiększa się liczba cesarskich cięć. Pod względem częstotliwości wykonywania cesarskich cięć Polska znajduje się w czołówce państw europejskich.
W kontrolowanych oddziałach stosunkowo często wykonywano także nacięcie krocza - średnio u 57 proc. pacjentek. Dla przykładu w Szwecji wykonuje się je tylko u 9 proc. pacjentek, w Nowej Zelandii u 11proc, w Wielkiej Brytanii i Danii 12 proc., a w USA ok. 33 proc. rodzących.
Źródło: NIK