Bartosz Węglarczyk
Jestem przerażony tym, jak politycy zabierają nam kolejne obszary wolności. Samorząd powinien być domeną partyjnych, czy niepartyjnych, ale przede wszystkim lokalnych liderów.
Cieszę się, że nie jestem mieszkańcem Wrocławia. Nie dlatego, że to Wrocław, bo to miasto nadzwyczaj piękne i przyjazne. Dlatego, że jako mieszkaniec Wrocławia musiałbym się teraz głowić, z jakiej racji Michał Ujazdowski miałby zostać prezydentem mojego miasta.
PO wystawiła jako swojego kandydata w tym mieście człowieka, który światopoglądowo mieści się po prawej stronie PiS, jako polityk był wicemarszałkiem Sejmu i ministrem kultury, jako europoseł zasłynął zmianą barw klubowych.
Nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego ktoś z taką biografią miałby zarządzać dużym miastem w centrum Europy. Politycy Platformy wskazują na jego piękną biografię z czasów PRL-u. Ale jeśli PRL-owska biografia ma decydować o tym, kto w 2018 r. ma budować drogi rowerowe oraz zarządzać programem in vitro, to Platforma powinna była wystawić Kornela Morawieckiego albo Władysława Frasyniuka. We Wrocławiu za czasów PRL-u zrobili dużo więcej.
Tyle, że biografia z czasów PRL-u nie ma dziś żadnego znaczenia. Władysław Bartoszewski mógł być opluwany, a PRL-prokurator Piotrowicz może być wynoszony na patriotyczne ołtarze. W przypadku samorządu PRL-owska biografia to już w ogóle bzdura.
Rozumiem wyborców PO, którzy zastanawiają się, czy prezydent Wrocławia Kazimierz Ujazdowski zacznie urzędowanie od zmiany głównej ulicy miasta na Aleję Najświętszej Marii Panny, czy od zakazu finansowania in vitro, ale prawda jest taka, że nic w biografii pana Ujazdowskiego nie wskazuje, że wie cokolwiek o samorządzie.
Nic nie wskazuje na to, że to człowiek, który zawalczy o unijne dotacje dla Wrocławia, ściągnie zagranicznych inwestorów, będzie prowadzić prawdziwy dialog zarówno z lokalnym Kościołem, jak i organizacjami miejskimi, w tym również tymi o lewicowej orientacji. Kompletnie nic.
Nie odbieram politykom prawa do startu w wyborach na prezydenta miasta. Hanna Gronkiewicz-Waltz zrobiła dla Warszawy wiele dobrego (i wiele złego). Tyle, że ona miała już wcześniej na koncie zarządzanie NBP-em.
Są partyjni prezydenci bardzo dobrzy i bardzo źli. Wybór pana Ujazdowskiego jest po prostu skokiem na główkę do basenu, w którym woda być może jest, być może głęboka, ale być może nie ma jej w ogóle.
Jestem przerażony tym, jak politycy zabierają nam kolejne obszary wolności. Samorząd powinien być domeną partyjnych, czy niepartyjnych, ale przede wszystkim lokalnych liderów. Pan Ujazdowski wsławił się zmianą, jako minister kultury, nazwy muzeum Auschwitz. To jego największe osiągnięcie dla kraju. Czy to wystarczy, żeby zarządzać dużym miastem? Moim zdaniem - absolutnie nie.
Na zdjęciu: Jerozolima, jedno z najlepiej zarządzanych miast na świecie.
Jego burmistrz (Nir Barkat, jeden z największych biznesmenów w Izraelu, pracuje za darmo -- na drugim zdjęciu, bo miałem okazję go niedawno poznać w Jerozolimie) jest w izraelskiej polityce osobą numer 3, może 4 w krajowej polityce i kandydatem na wszelkie stanowiska od ministra po premiera.
U nas, jak widać, burmistrz dużego miasta - niekoniecznie.