Andrzej Żukowski
Ten pomnik miałby sens i rację bytu jedynie na cmentarzu, jako świadectwo rozpaczy i miłości jego brata. Nie ma nań miejsca w życiu publicznym Polski, bo w tym sensie jest kłamstwem i pomnikiem pychy i pogardy Jarosława Kaczyńskiego, a nie dumy Narodu
Ten kolejny pomnik Lecha Kaczyńskiego jest doskonałą ilustracją tego co nazywałbym "niedoszłym heroizmem urzędnika". Nie ma bowiem takiej pozy, w której można by pokazać Lecha jako bohatera; pozy naprawdę heroicznej, bo herosem żadną miarą przecież nie był, a jeśli ‘mężem’, to jedynie Pani Kaczyńskiej, bo przecież nie ‘stanu’, i ojcem Marty, ale nie Narodu. Nawet pokazany na fotelu lotniczym, przypięty pasem na moment przed katastrofą, wyglądałby tylko jak statysta z serialu o katastrofach lotniczych. Nic więcej.
Z wyjątkiem "tej małpy w czerwonym" i "spieprzaj dziadu", nie wyglosił nigdy żadnego zdania naprawdę godnego zapamiętania, i – podobnie jak jego brat – rozpaczliwie dążył do jakiegoś aktu heroizmu – stąd słynne żądanie lądowania w Gruzji, które później zemściło się w Smoleńsku.
Trudno mu przypisać pozę "intelektualną", bo intelektualistą też nie był, tak jak nie był naukowcem czy odkrywcą. Tak naprawdę nie był nikim specjalnym, ale kimś kogo czkawka historii na moment wyniosła w samo centrum życia publicznego kraju, który dopiero uczy się demokracji, gdzie ciągle jeszcze przy odrobinie bezczelności i tupetu można na krótko reanimować kult jednostki.
Ale żalu nie miejmy do Pana o Smoleńsk
Że to Mały poleciał bo to Wielki poległ
I na Wawel przywieźli relikwie ze łzami
I chowali , chowali Dniami i Nocami.
...cud się istny dokonał na smoleńskich błotach -
w wino wodę, w ryż owies, w gierojstwo sromota,
z podgrzybka wyszedł prawdziwek, z winy czysta cnota,
Bo nie pojdzie do nieba kto nie dotknął błota...
Ten pomnik miałby sens i rację bytu jedynie na cmentarzu, jako świadectwo rozpaczy i miłości jego brata. Nie ma nań miejsca w życiu publicznym Polski, bo w tym sensie jest kłamstwem i pomnikiem pychy i pogardy Jarosława Kaczyńskiego, a nie dumy Narodu; dlatego przyjdzie dzień, kiedy pomniki postawione przez partię Jarosława Kaczyńskiego obali Naród, a on sam pamiętany będzie z wyrzutem, zażenowaniem i drwiną.
Być może stosunek Polaków do Lecha Kaczyńskiego byłby inny gdyby nie cały ten kabarat polityczny i cyrk objazdowy, w jakie Jarosław Kaczyński zmienił smoleńską tragedię. A tragedię od farsy dzieli szacunek, dzieli troska i cicha zaduma – tych nigdy nie było w agresywnych frazesach, obelgach i bezsensownych oskarżeniach wywrzaskiwanych przez Jarosława Kaczyńskiego z drabinki, oraz komicznych "rewelacjach Komisji Smoleńskiej Macierewicza".
*
Ale nie wyrzucajmy sobie za bardzo tej żałosnej "Sagi Rodu Kaczyńskich" – inne narody także bowiem miały epizody szaleństwa i zwykłej głupoty, i mniej niż szanowanych przywodców: Rosja miała Jelcyna, Ameryka po Bushu ma Trumpa. Jesteśmy zatem w towarzystwie dwóch supermocarstw. Nareszcie, chociaż również – niestety - z zupełnie niewłaściwych powodów. Ale jakoś ani Bush ani Jelcyn jednak nie doczekali się pomników...