Andrzej Żukowski
Pomnik Smoleński jest świadectwem jak bardzo jesteśmy słabi jako naród, skoro karykaturalne ucieleśnienie fikcyjnej postaci literackiej Nikodema Dyzmy może nam narzucić swoją wolę
Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie ma w sobie pewną unikalną jakość, której wyrazem jest brak sztywnego monumentalizmu jaki zazwyczaj towarzyszy tak ważnym miejscom.
Być może sprawia to fakt, że są to przecież ruiny Pałacu Saskiego zniszczonego przez wojnę - resztki jego kolumnady, a zatem samo w sobie miejsce i świadectwo cierpienia Narodu i miasta. Niewielki rozmiar tego miejsca i zachowane ślady zniszczeń przywodzą na myśl coś kruchego i cennego, coś co udało nam się ocalić z pożogi; nadaje to temu miejscu wrażenie osobistego, intymnego kontaktu z polską historią. Ma w sobie ten Grób coś z dworku szlacheckiego, coś z domu, coś co tworzy jego unikalny, ciepły i jednocześnie dostojny charakter. Ten charakter intymności i ciepła Grobu Nieznanego Żołnierza dobrze służy refleksji, i myślę, że znakomicie oddaje jego intencje i rolę. Oczywiście, każdy z nas ma swoją osobistą percepcję i doświadczenie tego miejsca.
Teraz niedaleko Grobu, na tym samym placu, powstał okazały pomnik, który jest świadectwem nie tak dawnej przecież tragedii – katastrofy lotniczej w Smoleńsku, która pochłonęła 96 ofiar. Wydarzenie to, tragiczne samo w sobie, w ciągu ośmiu lat, które upłynęły, stało się mitem założycielskim nacjonalistycznego skrajnie prawicowego ruchu politycznego Jarosława Kaczyńskiego, wehikułem jego partii aspiracyjnie nazwanej ‘Prawo i Sprawiedliwość’, i narzędziem brutalnego podziału Polaków na comiesięcznych wiecach partyjnych, które stały się zaprzeczeniem dobrego smaku, nie tylko w sensie politycznym, ale i obyczajowym – przecząc wszystkim polskim kanonom żałoby.
Dziwię się, że Kościół zgodził się uczestniczyć w wiecach, które były przecież profanacją godności procesu żałoby, zredukowanej do roli pretekstu do bezustannej agresywnej kampanii politycznej.
Pomnik Smoleński ma zamknąć ten ośmioletni etap "miesięcznic", chociaż ciągle nie wiadomo jaki przyszły użytek polityczny zrobi z niego Kaczyński, a jest pewne, że zrobi.
Pomijając wszystko inne, jest zrozumiałe, że Kaczyński pragnął dla tego właśnie pomnika (i pomnika swojego brata) miejsca najlepszego – jak by to on sam powiedział – "miejsca z górnej półki".
Myślę jednak, że stawianie pomników "smoleńskich" właśnie obok Grobu Nieznanego Żołnierza, który jest pomnikiem i symbolicznym miejscem spoczynku wszystkich polskich żołnierzy - wszystkich wojen (a spoczywają tam szczątki bezimiennego żołnierza, sprowadzone z Cmentarza Obrońców Lwowa) i pomnika Marszałka Piłsudskiego – czołowego architekta polskiej niepodległości po rozbiorach, umniejsza raczej niż nobilituje "pomniki smoleńskie" – nie ma bowiem dla tych pomników i pomników wcześniej tam wzniesionych wspólnego tła, treści i kontekstu dziejowego i tak naprawdę nie istnieje żadna rozsądna skala, która pozwoliłaby je uczciwie porównać. Kaczyński tego nie rozumie, bo dla niego wysokość półki jest ważniejsza niż rodzaj i jakość tego co się na tej półce położy.
Może nie warto dłużej zatrzymywać się nad - już teraz kwestionowaną – inspiracją i proweniencją formy nowego pomnika i pomówieniami o plagiat, ale wydaje mi się, że nie pasuje ona ani do lokacji, ani do treści tego monumentu. Ciężka czarna kanciasta bryła przeczy wdziękowi "dworku" jakim jest Grób Nieznanego Żołnierza i narzuca ponury ton miejscu, które, chociaż dostojne i poważne – jest także w jakimś sensie radosne – przecież Ona nie zginęła, żyje właśnie dzięki wszystkim naszym poległym żołnierzom.
Grób Nieznanego Żołnierza to nie jest przecież symbol naszych klęsk, to przede wszystkim miejsce naszego hołdu dla odwagi i poświęcenia naszych żołnierzy, a zatem – celebracja ich życia i ofiary jaką złożyli.
Pomnik Piłsudskiego z kolei to celebracja odzyskania naszej państwowośc po stuleciu zaborów, a zatem – znowu okazja do dumy i radości.
Zaś Krzyż Papieski to świadek zjednoczenia całego narodu – wszystko czym nowy pomnik nie jest.
Sam pomnik Smoleński – w moich oczach, powinien bardziej odzwierciedlać ducha Ikara – tragiczny upadek wyrosły z pasji i dążenia do doskonałości, jakkolwiek byłoby to przekłamaniem przyczyn samej katastrofy, ale odzwierciedlałoby historie życia wielu jej ofiar. W każdym razie – wyobrażam sobie, finezyjny, lekki, świetlisty, strzelisty i porywający pomnik.
Niestety, forma pomnika, który powstał ma dla mnie wydźwięk ciężki, toporny, pozbawiony polotu - właściwie wręcz przemysłowy, a jedyna metafizyka jakiej można się w niej dopatrzeć to mozolna wspinaczka po szczeblach kariery do miejsca skąd można już tylko spaść, i kojarzy się bardziej z bezsensownym, daremnym wysiłkiem Syzyfa niż śmiałym wzlotem Ikara.
Monument nie jest jeszcze skończony – ma być również położony czerwony dywan i zasadzony żywopłot. Czerwony dywan to biurowe korytarze i złudzenie "honorów" czyli coś bardzo w stylu Prezesa Wszystkich Prezesów, ale zamiast żywopłotu proponuję tradycyjne barierki policyjne – są bardziej "w stylu epoki" (pozłacane, oczywiście).
Pomnik który powstał ma upamiętniać ofiary katastrofy smoleńskiej, ale tak naprawdę bardziej celebruje fobie, obsesje i butę Kaczyńskiego.
Jest w jakimś sensie ten Pomnik odsłonięty na Placu Piłsudskiego wyzwaniem jakie Polsce i Polakom rzuca Kaczyński. Jest to pomnik naszej niemocy, naszego wstydu, naszych wad jako narodu, jako społeczeństwa, i jako demokracji. To nie jest pomnik Ofiar Katastrofy Smoleńskiej, to bardziej jest Pomnik Ofiar Ambicji Braci Kaczyńskich, i pomnik "Zwycięstwa Kaczyńskiego". A sam fakt, jak i gdzie powstał ten pomnik jest dowodem, że Kaczyński – współtwórca tragedii smoleńskiej – niczego się z niej nie nauczył, że nadal jest tym samym chorobliwie ambitnym, agresywnym uzurpatorem i manipulantem. Udowodnił to sam Kaczyński, jak zwykle mówiąc o "zwycięstwie", chociaż przecież ustawienie tego pomnika tam gdzie jest nie jest wynikiem śmiałej szarży ułańskiej, ale serii dość chamskich i podstępnych w swej istocie posunięć. Żeby użyć polskiej metafory – pan Kaczyński wepchnął się na Plac Piłsudskiego "bez kolejki", "na chama", i "na krzywy ryj", a pomnik wszystkich ofiar jest najwyraźniej jedynie taktycznym preludium do ustawienia tego naprawdę ważnego pomnika – jego brata.
Pomnik Smoleński jest świadectwem tego, jak bardzo jesteśmy słabi jako naród, skoro karykaturalne ucieleśnienie fikcyjnej postaci literackiej Nikodema Dyzmy może nam narzucić swoją wolę, "posortować" nas i skłócić, zanegować nasze wartości i naszych bohaterów, nasze aspiracje i prawa, wtargnąć w nasze najbardziej osobiste sprawy, zawładnąć naszą przestrzenią fizyczną, społeczną, historyczną i symboliczną – wykazując absolutne lekceważenie dla najbardziej nawet szanowanych przez nas świadectw naszej historii – przerabiać je i użytkować – jak samą zresztą historię – według swojego prywatnego widzimisię dla gloryfikacji siebie samego i swojego brata, grubo ponad jakiekolwiek rzeczywiste ich zasługi i udawaną nawet przyzwoitość. Tak zachowuje się okupant, a nie syn – lub pożal się Boże – aspirant do miana ‘Zbawcy Narodu".
Zgadzając się na wszystkie te zmiany nazw ulic, tablice i pomniki, stajemy się wspólnikami Kaczyńskiego w jego dziele prania własnego sumienia i budowania fałszywych mitów historycznych, które odbierają status rzeczywiście zasłużonym naszym bohaterom (już teraz z całego tysiąclecia), profanują miejsca o szczególnym dla nas jako wspólnoty znaczeniu, i kreują wizję polskiej historii "à la carte" – tak jak ją sobie zamówi pan Kaczyński.
Jeśli pomnik ten zostanie tam gdzie jest, to znaczy, że nie nauczyliśmy się niczego z upadku I Rzeczypospolitej kiedy byle pan Piekłasiński decydował o jej losach, wrzeszcząc "Veto!", kiedy właśnie chciwi, bezwzględni i aroganccy magnaci i rozpasana szlachta w ciągu dwustu lat roztrwonili moc Rzeczypospolitej i z największego królestwa Europy, zmienili ją w kolonię trzech państw ościennych. Będzie to zachęta dla wszystkich przyszłych panów Kaczyńskich, którym znowu zamarzy się władza absolutna.
Ale jest także ten pomnik przyczółkiem przyszłych kampanii politycznych Kaczyńskiego, zarzewiem niezgody i zawłaszczeniem przestrzeni historycznej i ceremonialnej, której godność i znaczenie dla Polski żadną miarą nie mogą być przedmiotem politycznych manipulacji, przetargów i rozgrywek, okazjonalnych przeróbek i adaptacji według czyjegoś prywatnego widzimisię.
Tak poważne zmiany tego miejsca wymagałyby autentycznej narodowej debaty i zgody, domaga się tego nasz własny szacunek dla siebie samych – szacunek, którego dla Polski i Polaków Kaczyński nie ma nawet za grosz.
POST SCRIPTUM
To co piszę w niczym nie przeczy mojemu szacunkowi i nie odbiera godności ofiarom katastrofy smoleńskiej – przeciwnie – chciałbym pomóc ocalić pamięć tych ludzi od dalszych koniunkturalnych politycznych manipulacji Jarosława Kaczyńskiego.
Tak po prostu, ani w formie ani w treści, to nie jest pomnik dla tego miejsca, tego czasu i tej motywacji, a Kaczyński nie jest człowiekiem, który miałby prawo moralne w tej sprawie decydować.
Andrzej Żukowski