Andrzej Saramonowicz
Szarpany wyrzutami sumienia, począłem się o nią okropnie martwić. I tym mocniej się martwiłem, im szczegółowiej światowy internet informował mnie, że problemy wagowe to w rodzinie pani Edyty Pazurowej sprawa - że się tak wyrażę - o kolosalnym ciężarze.
Andrzej Saramonowicz
Szarpany wyrzutami sumienia, począłem się o nią okropnie martwić. I tym mocniej się martwiłem, im szczegółowiej światowy internet informował mnie, że problemy wagowe to w rodzinie pani Edyty Pazurowej sprawa - że się tak wyrażę - o kolosalnym ciężarze.
Ze zdziwieniem przeczytałem wyznanie pani Edyty Pazurowej, że w 2017 roku mogłem stać się przyczyną jej gwałtownej śmierci.
Co pisze dokładnie pani Pazurowa?
"Do Cezarego dzwonią młodzi ludzie, którzy przygotowują katolicką akcję „Różaniec do granic”. (...) Chwilę później zaczyna się dla mojej rodziny prawdziwy horror… Jesteśmy wyzywani na każdym portalu społecznościowym. Wyśmiewa nas Saramonowicz, Korwin- Piotrowska czy Jerzy Stuhr. Każdy ich wpis wywołuje lawinę kolejnego hejtu. Ich profile społecznościowe zalewa upadlająca mieszanka wyzwisk w naszą stronę, a my zaczynamy dostawać na skrzynki mailowe groźby ataku czy śmierci…
Nie śpię przez trzy noce, nie mogę jeść i nie jestem w stanie opiekować się własnymi dziećmi. W tydzień chudnę 5 kg, a moje oczy są tak przekrwione, że ledwo widzę co się dzieje dookoła mnie. Tracę kontakt z rzeczywistością, boję się i obmyślam plan co w pierwszej kolejności będziemy musieli sprzedać, aby móc się utrzymać…".
No, nie powiem, zasromałem się. Nie jest miło być powodem tego, że ktoś chudnie, ma przekrwione oczy i zastanawia się, co sprzedać, by móc się utrzymać. Nie mogłem sobie jednak ani trochę przypomnieć owego mojego nienawistnego tekstu, który spowodował u pani Pazurowej tyle udręczeń. Zanurzyłem się tedy w odmęty własnego fejsbuka (co nie jest łatwe, kiedy się produkuje tyle tekstu co Polska Agencja Prasowa) i nie bez trudu udało mi się odnaleźć, co stało się przyczyną "prawdziwego horroru" dla rodziny pani Edyty Pazurowej.
Otóż 30 września 2017 roku zamieściłem u siebie na profilu fejsbukowym filmik, opublikowany wcześniej przez Youtube, na którym Czarek Pazura (którego notabene znam dłużej niż go zna jego obecna żona) opowiada, że weźmie udział w akcji Różaniec Do Granic. Wyznaje przy tym również, ile ma w domu różańców, jeden z nich nawet obraca w palcach, potem mówi, że różańce nie mają początku ani końca, że są bronią, ale nie do ataku, tylko do bronienia się i kończy wszystko wyznaniem, że jako katolik kocha bliźnich. I ów film skomentowałem następująco:
"Śmieszny tekst i dobrze zagrany. Zapowiada się niezła komedia. Czekam z niecierpliwością na całość."
Zadrżałem! O, matkobosko! O, kyrieelejson! O, rety! Ależ to nienawistny tekst! Aż mnie zatkało z przerażenia!
Przez dłuższą chwilę trwałem w stuporze, zalewany falami wstydu i potrzeby nagłych samobiczowań. Jąłem sobie bowiem uświadamiać, że tamtego pamiętnego 30 września 2017 roku wydobyłem z siebie prawdopodobnie najbardziej nienawistne słowa, jakie zostały napisane czy wypowiedziane w naszej ojczyźnie w całej ostatniej dekadzie ewer!
O, ja okropny i niski! Fuj, fuj, fuj!
Zaczęło do mnie docierać z całą mocą, że już nigdy nie będzie takiego lata. I zrobiło mi się podle na braku serca, zwłaszcza, kiedy jeszcze raz przeczytałem, że z powodu tekstu "śmieszny tekst i dobrze zagrany, zapowiada się niezła komedia, czekam z niecierpliwością na całość" pani Edyta Pazurowa schudła aż 5 kg!
Szarpany wyrzutami sumienia, począłem się o nią okropnie martwić. I tym mocniej się martwiłem, im szczegółowiej światowy internet informował mnie, że problemy wagowe to w rodzinie pani Edyty Pazurowej sprawa - że się tak wyrażę - o kolosalnym ciężarze.
Oto bowiem przeczytałem, że już w 2010 roku pani Pazurowa "schudła, ale to wynik wielu obowiązków na planie filmu męża i nauki do obrony pracy licencjackiej." Szczęśliwie pismo Party, w którym to znalazłem, tonowało minorowe nastroje słowami: "Edyta Pazura waży 50 kilogramów, a to zaledwie dwa kilo mniej niż normalnie."
"Dwa kilo mniej! Może się to uda jeszcze odrobić!", pomyślałem z nadzieją i zacząłem grzebać w internecie mocniej.
Niestety, rabunkowy trend się nie odwrócił. I w styczniu 2014 roku pani Pazurowa wyznała Gali, że przez pięć ostatnich lat schudła aż 12 kilogramów.
Bardzo się zmartwiłem. Ojojojojoj!
Na szczęście po dwóch latach, w kwietniu 2016 roku, pani Edyta Pazurowa zdawała się nie widzieć swoich problemów wagowych w sposób dramatycznie dramatyczny: "Zawsze byłam bardzo szczupła. Nigdy nie byłam na żadnej diecie. Nigdy, naprawdę!" - uspokajała wówczas zaniepokojone media kolorowe.
A po pięciu miesiącach, w październiku 2016, nawet się pochwaliła: "Mam chyba figurę taką na razie faktycznie nieskazitelną."
Bogu niech będą dzięki, pomyślałem!
Niestety, po dobrym roku 2016 przyszedł krytyczny 2017.
26 września (a więc na cztery dni przed moim haniebnym tekstem) pani Pazurowa poskarżyła się "Faktowi", że coś niedobrego dzieje się z jej mężem: "Czarek do roli schudł 15 kilogramów. Teraz nie może wrócić do swojej poprzedniej wagi. Mówi, że bardzo źle się czuje z tym, że jest taki szczupły".
A potem pojawiłem się ja z moją morderczą nienawiścią. Czego efektem - nigdy dość przypominania bolesnych faktów! - było te nieszczęsne pięć kilogramów na minusie. Plus przekrwione oczy. Plus troska, co sprzedać.
Żyjemy w tygodniu "dość nienawiści!", więc mówię "Andrzeju, dość nienawiści" i za wszelkie krzywdy panią Pazurową bardzo, ale to bardzo przepraszam. Na swoją obronę nie mam nic, naprawdę nic.
Może jedynie powiem, że Bóg mnie za moje zło ukarał srodze, bo sam nie mogę za cholerę schudnąć i figury nie mam nieskazitelnej. Ani faktycznie, ani nawet teoretycznie.
Pocieszam się też - na podstawie najświeższych enuncjacji medialnych - że najgorsze jest już chyba za panią Edytą Pazurową. Tak przynajmniej rozumiem jej wpis noworoczny (do którego dołączono zdjęcie wagi łazienkowej), w którym informuje, że waży 53,4 kg. I że jest to jej ciężar idealny.
A więc wszystko dobre, co się dobrze kończy, amen.
Andrzej Saramonowicz