Rozmawiała Laura Döing
Głodówka Ołeha nie dotyczy wyłącznie jego, tylko wszystkich ukraińskich więźniów politycznych. Ołeh chce być z nimi solidarny, wiedząc, że nie jest anonimowym więźniem - mówi Agnieszka Holland.
Deutsche Welle: Ukraiński reżyser Ołeh Sencow od ponad 4 lat siedzi w rosyjskim więzieniu. Moskwa oskarża go o utworzenie na Krymie organizacji terrorystycznej i próbę przeprowadzenia zamachów. Skazano go na 20 lat pozbawienia wolności. Od 14 maja Ołeh Sencow prowadzi głodówkę. Czy ma pani jakieś nowe informacje o jego stanie zdrowia?
Agnieszka Holland: Nie, nie mam. Liczyliśmy na to, że po sobotnim spotkaniu Angeli Merkel z Władimirem Putinem nastąpi jakaś reakcja. Nie wiemy jednak niczego nowego o stanie jego zdrowia.
Wszyscy starają się coś wskórać: Unia Europejska, rząd Niemiec, Emmanuel Macron. Jednak wygląda na to, że Władimir Putin zdecydował, że nie jest konieczne pokazanie przyjaznej twarzy. On chce, żeby Ołeh się ugiął, ukorzył. A jeśli Ołeh tego nie zrobi, nie będzie chciał się ukorzyć i przepraszać za czyny, których wcale nie popełnił, to wtedy Putin pozwoli mu umrzeć.
DW: W ubiegłym tygodniu Kreml odrzucił prośbę o ułaskawienie Sencowa złożoną przez jego matkę…
Agnieszka Holland: Dokładnie. Kreml stwierdził, że Ołeh powinien sam poprosić o łaskę, bo takie są reguły. Ale to nieprawda. W sprawie Pussy Riot albo Chodorkowskiego zdarzało się, że o łaskę prosili za nich inni. Prośba o ułaskawienie oznacza też przyznanie się do winy, a Ołeh zawsze powtarzał, że jest niewinny. Dzięki Amnesty International i innym organizacjom wiemy, że nigdy nie dopuścił się zarzucanych mu czynów. To błędne koło. Ołeh z pewnością nie poprosi o łaskę i nie zgodzi się na zwolnienie, jeśli nie zostaną zwolnieni także jego współwięźniowie. Putin nie uważa jednak, że potrzebny jest symboliczny gest pokazujący światu, że nie jest brutalnym i okrutnym władcą. A skoro uważa, że tego nie potrzeba, to nic się nie wydarzy. Wszystkie jego działania bazują na politycznych interesach. Putin ma świadomość, że Zachód nie jest dostatecznie silny, aby ukarać go za jego działania. Dlatego w sprawie Ołeha Sencowa jestem pesymistką. Wszystko spoczywa teraz w rękach jednego, nieobliczalnego człowieka. Musimy mieć nadzieję, że jego nieobliczalność tym razem będzie miała pozytywne skutki.
DW: Wspomniała pani, że Sencow domaga się zwolnienia wszystkich więźniów politycznych z Ukrainy.
Agnieszka Holland: Tak. Głodówka Ołeha nie dotyczy wyłącznie jego, lecz wszystkich ukraińskich więźniów politycznych. Większość z nich to zakładnicy obecnej sytuacji politycznej. Nie popełnili czynów, o które ich się oskarża. Ołeh chce być z nimi solidarny, wiedząc, że nie jest anonimowym więźniem. Jest reżyserem, ma przyjaciół w różnych krajach. Nie umrze w ciszy. Dlatego poświęca się dla tych nieznanych. W ten sposób ma nadzieję, naświetlić sytuację więźniów politycznych z Ukrainy, uprowadzonych do Rosji albo tam zatrzymanych.
DW: Europejska Akademia Filmowa wielokrotnie apelowała o uwolnienie Sencowa. Akademia zbiera też pieniądze na pokrycie kosztów pracy prawników oraz dla dzieci Sencowa, którymi obecnie opiekuje się babcia. Planujecie kolejne akcje?
Agnieszka Holland: Na razie czekamy. Nasze pole manewru jest ograniczone. Możemy pisać listy otwarte i planować protesty – co robiliśmy już zresztą na wielu festiwalach filmowych i naszych imprezach.
Jako Europejska Akademia Filmowa mamy kontakty, także z rządami różnych państw. Próbujemy wykorzystywać nasze wpływy na politykę.
Zbieramy pieniądze, używamy mediów społecznościowych, aby jak najszerzej informować o tym, jaki jest stan Ołeha. To wszystko, co możemy zrobić. Nie możemy zmienić zdania tyrana. Więc musimy się modlić, aby wszystko to przyniosło skutek i żeby nie było już za późno.
DW: Wciąż uważa Pani, że publiczne wywieranie nacisku pomoże?
Agnieszka Holland: Nie wiem, jakie miałoby być inne wyjście. Najlepsza jest mieszanka publicznej i dyplomatycznej presji. Już wcześniej okazywała się ona skuteczna. Poza tym to ważne dla samego Ołeha, żeby wiedział, że o nim nie zapomnieliśmy, że ludzie w różnych krajach o nim pamiętają i starają się mu pomóc. To taki moralny komunikat, że nie zapominamy naszego kolegi, który jest w potrzebie i jest bezprawnie więziony. Robimy to także dla nas samych. Dzięki temu nie czujemy się całkowicie bezsilni.
REDAKCJA POLECA