Adam Kochanowski
Większość z nas (przypuszczam, że niemal wszyscy) domagających się utrzymania obecnego lub liberalizacji prawa antyaborcyjnego, zdecydowanie nie jest zwolennikiem aborcji. Nikt nie domaga się aborcji, chcemy tylko prawa do niej.
W związku z gorącym tematem przewija się co jakiś czas określenie 'zwolennicy aborcji'. Otóż nie.
Zapewne większość z nas (przypuszczam, że niemal wszyscy) domagających się utrzymania obecnego lub liberalizacji prawa antyaborcyjnego, zdecydowanie nie jest zwolennikiem aborcji.
Nikt nie domaga się aborcji, chcemy tylko prawa do niej. W związku z tym (słowa mają swoją moc) wydaje mi się, że obie strony powinny operować określeniem 'ZWOLENNICY PRAWA DO ABORCJI'. Drobna różnica, ale zupełnie inny wydźwięk.
Dla zawziętych zwolenników zaostrzenia prawa, którzy tej różnicy dostrzec nie chcą, lub celowo używają gorszej formy, by zakłamywać rzeczywistość dam odniesienie: to różnica jak polskie i niemieckie/nazistowskie obozy koncentracyjne.
Nie przypuszczam, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś z nas traktował aborcję jak 'bułkę z masłem'. Jestem przekonany, że osoby, które takie decyzje podejmują, podejmują je z wielkimi rozterkami.
Osobiście jestem przekonany, że zaostrzenie prawa, a nawet obecne prawo nijak się ma do skali problemu. Jeśli kobieta podejmie decyzję o usunięciu ciąży, to zrobi to, albo zgodnie z prawem, albo poza granicami kraju, albo w kraju nielegalnie, eskalując zagrożenia.
Spójrzmy prawdzie w oczy: jedyne skuteczne działanie antyaborcyjne, to pewność, że bez względu na sytuację życiową oraz stan zdrowia dziecka, kobieta dostanie ZAWSZE przyzwoite wsparcie od nas (społeczeństwa, czasem błędnie określonego państwem), a jeśli okaże się, że nie chce być matką, będzie miała pewność, że dziecko nadal będzie mogło liczyć na świetną opiekę i dobrą przyszłość, a jej nikt za to nie będzie linczował. Co mamy dziś?
Rodziny z dziećmi niepełnosprawnymi skazane na walkę o przetrwanie, z często absurdalnie fikcyjnym wsparciem, które zazwyczaj trzeba wyżebrać. Pozostawionych sobie samotne matki i ojców z dziećmi, którzy z różnych powodów nie mają żadnej pomocy ze strony drugiego rodzica.W wielu przypadkach walczących z urzędami (bo dzieciom czegoś brakuje, a nie ma szans ogarnąć wszystkiego, bo społeczeństwo ich stygmatyzuje itp). Brak sprawnego systemu opieki nad sierotami. I do tego, osobiście mam wrażenie, że wciąż się cofamy.
Niby jest 500+, niby ma być lepiej, jednak w moim przekonaniu, to budowanie iluzji. Bo gdzieś na samym końcu tego propagandowego wonderlandu są rodzice walczący o każdy następny dzień, przełykający po cichu łzy.
Nawet najbardziej restrykcyjna ustawa antyaborcyjna nie zmniejszy znacząco ilości aborcji. Zamiecie tylko sprawy jeszcze bardziej pod dywan i doprowadzi do jeszcze większej ilości nieszczęść.
Przestańmy tworzyć kraj zamordyzmu. Traktujmy się jak ludzie. Bądźmy dla siebie życzliwi i wspierający. Gdzie tylko to możliwe, trzymajmy się nauki i faktów, zostawiając osobiste, również religijne poglądy dla siebie, bo wierzę, że są one w życiu potrzebne, ale też są one dla niemalże każdego człowieka inne. Jeśli będziemy potrafili sprawić, że ludzie uwierzą w życzliwość i wsparcie, jestem przekonany, że desperackich kroków (jakim zapewne jest usunięcie ciąży) podejmą się tylko w akcie ostatecznej desperacji.