Dariusz Stokwiszewski
Wczoraj, jako obserwator, uczestniczyłem w warszawskich uroczystościach odsłonięcia pomnika, który ma upamiętniać ofiary wypadku lotniczego z 2010 roku. Wysłuchiwałem się z niesmakiem w to, o czym mówiono. Całe wydarzenie było według wielu żenującym widowiskiem, którego cel był tylko jeden: wyniesienie na piedestał nieżyjącego prezydenta. Reszta ofiar niejako umknęła uwadze wszystkich, no może poza ich rodzinami.
Czy jest jeszcze w kraju ktoś taki, kto myśli racjonalnie i jednocześnie może spokojnie słuchać wywodów pana J. Kaczyńskiego i jego płatnych apologetów? Tak – płatnych - bo wszystko to, co ci ludzie robią, robią z wyrachowania, a także chęci kariery. Nigdy nie wierzyłem w ich deklaracje propaństwowości i jak widać, miałem rację. Zawłaszczanie państwa, jego instytucji oraz majątku narodowego jest dziś faktem oczywistym. Widać to „jak na dłoni”, a próby tłumaczenia tego patriotyzmem jest niemiłosierną hipokryzją. Teraz nadszedł czas na zawłaszczenie pamięci narodowej.
Nie chcę polemizować, ani też nikomu niczego narzucać, bo być może są gdzieś jeszcze tacy ludzie, ale ja już nie mogę. Mam dość słuchania od ośmiu lat tych samych bredni o zamachu, o „spisku Tuska i Putina”, o dobijaniu rannych, o sztucznej mgle, o bombach od termo - barycznej do być może wkrótce – atomowej, tylko o ograniczonym zasięgu. Nie mogę i nie chcę patrzeć już dłużej na twarze obłudników, przechrztów i neofitów, którzy zamiast kultywować Boga oraz Jego religię, wchodzą w niejasne układy z hierarchami, zakonnikami i księżmi, jedynie dla korzyści politycznych, ale nie tylko. Winna jest w tym przypadku tak samo ta druga, kościelna strona.
Wczoraj, jako obserwator, uczestniczyłem w warszawskich uroczystościach odsłonięcia pomnika, który ma upamiętniać ofiary wypadku lotniczego z 2010 roku. Wysłuchiwałem się przy tej okazji z wielkim niesmakiem w to, o czym mówiono (J. Kaczyński, A. Duda). Całe wydarzenie było według wielu żenującym widowiskiem, którego cel był tylko jeden: wyniesienie na najwyższy piedestał nieżyjącego prezydenta a ci, o których wspomniałem, wygłaszali coś, na kształt hymnów pochwalnych. Reszta ofiar niejako umknęła uwadze wszystkich, no może poza ich rodzinami.
Wkrótce, nieopodal tego miejsca, stanąć ma następny z wielu już pomników prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Plac Piłsudskiego, jak zaznaczył w swoim przemówieniu prezydent Andrzej Duda, jest świętym miejscem nie tylko dla mieszkańców Warszawy, ale także dla całej Polski. Tak samo dla wszystkich święty jest Wawel. Tyle samo i to bez zbędnych wyjaśnień czy komentarzy znaczą dla nas słowa Józef Piłsudski, czy Jan Paweł II. Kiedy niedawno, do krypty, w której spoczywają Maria i Lech Kaczyńscy, przeniesiono szczątki marszałka J. Piłsudskiego, pomyślałem sobie, że to już chyba koniec, bo PiS zawłaszczył już w zasadzie wszystko to, co było do zagarnięcia.
A skoro tak, to może pójdźmy jeszcze dalej, bo sam osobiście mam wielki szacunek dla wszystkich zmarłych, zwłaszcza tych, zmarłych tragicznie. Jeśli bowiem mamy pisać od nowa naszą polską historię (a to się dzieje), to zróbmy jeszcze coś. Niech naród polski usypie na wzór kopca Kościuszki jeszcze większy kopiec - Kaczyńskiego, gdzie będziemy mogli pielgrzymować kilka razy w roku. W błędzie będzie każdy, kto odbierze ten apel, jako naigrywanie się z ludzkiego nieszczęścia. Jeśli już, to może jedynie z nadmiaru pychy u niektórych, nadal żyjących ludzi.
U podnóża kopca można by ustawić tablice upamiętniające 95 ofiar, a na jego szczycie ogromny, większy nawet niż w Świebodzinie, pomnik byłego prezydenta. Czy Kościół w przyszłości pomyśli o większym wyróżnieniu jego osoby? No cóż, będziemy czekać, a czas pokaże. Nie stawiajmy granic swojej wyobraźni i dążeniom, choćby największym i na pozór niedostępnym, bo przecież tantum possumus, quantum scimus. A wy drodzy moi potraficie, jak pokazały ostatnie trzy lata, niemal wszystko! Zbudujmy ten kopiec pamięci smoleńskiej i narodowej! Szkoda tylko, że o Smoleńsku – miejscu, gdzie 96 pasażerów TU 154 poniosło śmierć – niemal wszyscy rządzący już zapomnieli. A przecież to kluczowe miejsce dla istoty tej strasznej tragedii! Czyżby, więc strach…? Nie śmiem nawet tak myśleć, patrząc na naszych zuchów ze zjednoczonej prawicy! Bo choć nieraz i głos im się łamie, to ludzie ci odważni są… . Głos zaś się im łamie tylko w obliczu wielkości wodza!
W telewizji TVN – „służącej totalnej opozycji” padło także wczoraj przypuszczenie pana Pawła Deresza, męża zmarłej Jolanty Szymanek – Deresz, co do tego, że na Pl. Józefa Piłsudskiego powstać może w przyszłości także mauzoleum braci Kaczyńskich, ale ja już tak daleko nie idę ze względu na mniejszą wyobraźnię i mój wrodzony sceptycyzm. Myślę natomiast, jako osoba wychowana w PRL-u, gdzie trawę malowano na kolor zielony, a asfalt na czarno, że w okolicach placu mogłaby powstać makieta Gór Diamentowych, aby wyobrażenie kultu jednostki zostało w pełni ugruntowane!
A jeśli jeszcze coś można dodać, to powiem, że… nie chcę, jako przeciwnik się wymądrzać i podsuwać dobrych pomysłów moim oponentom, ale OK niech stracę! A więc myślę sobie, że gdyby PiS ogłosił „Boskość Jarosława Kaczyńskiego”, to już nie byłoby żadnych przeszkód do realizacji czegokolwiek. Boskość, dowolnie rozumianej ideologii czy też aksjomatu, a nie Katolicyzmu (uważam, że jako siewca nienawiści na to nie zasługuje)! Boskość to zawsze Boskość i to bez względu na jej proweniencję. Zaraz po wprowadzeniu kultu wodza można byłoby stworzyć oczekiwane Imperium – 1000 letnią IV RP. Polskim „kardynałem Richelieue” i jednocześnie mężem opatrznościowym mógłby zostać pewien mądry, niezwykle skromny i żyjący w ascezie zakonnik znad Wisły. W takiej konfiguracji kraj mógłby zacząć „płynąć mlekiem i miodem”, a zawistnikom pozostałoby zagryzanie paznokci z bezsilności i żalu.
Dariusz Stokwiszewski