Zwłaszcza dla ludzi starszych był to pierwszy po długim czasie, swobodny łyk powietrza. Dla mojego pokolenia to dziedzictwo jest jednoznacznie pozytywne - mówi Jan Rychlik.
DW: Panie Profesorze, jakie znaczenie ma dziś Praska Wiosna, która zresztą wcale nie zaczęła się w '68 roku, ale dużo wcześniej…
Jan Rychlik: …a jeszcze do tego nie w Pradze, lecz w Bratysławie.
Może Pan to wyjaśnić?
Jan Rychlik: Ruch reformatorski zaczął się w '63 roku w Bratysławie i był reakcją na centralistyczną konstytucję z 1960 roku. Swego rodzaju trybuną niezależnych opinii stał się wychodzący tam liberalny tygodnik „Kultúrny život” [„Życie Kulturalne”]. Dopomógł w tym także Alexander Dubczek, ówczesny I sekretarz Komunistycznej Partii Słowacji. Wprawdzie nie należał do reformatorów, ale po prostu sabotował nakazy przychodzące z Pragi.
A kiedy iskra przeskoczyła do Pragi?
Jan Rychlik: Mniej więcej rok później. To był czas, kiedy Czesi i Słowacy byli najbliżej siebie. W Czechach czytano słowackie książki, gazety i czasopisma, bo były bardziej liberalne niż to, co wychodziło w Pradze. Pamiętam, że „Kultúrny život” był towarem spod lady. Do Pragi przychodziło tak mało egzemplarzy, że ludzie przepłacali, żeby tylko go dostać.
W kolejnych latach powstał autentyczny front czesko-słowacki przeciw I sekretarzowi Komunistycznej Partii Czech i prezydentowi Czechosłowacji Antonínovi Novotnemu. W końcu go obalił na plenum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Czech z 5 stycznia 1968 roku.
A zatem jakie znaczenie dla Czechów i dla Słowaków ma ten rok ’68 dzisiaj? Może to są dwa różne znaczenia?
Jan Rychlik: Bez wątpienia ma znaczenie – i to dla obu narodów – jako próba humanizacji i demokratyzacji systemu komunistycznego. Ktoś może mieć dziś zastrzeżenia, że komunizm nie dawał się demokratyzować. Ale to jest myślenie ahistoryczne, bo o tym wiemy dzisiaj, ale wtedy się tego nie wiedziało.
Niektórzy wiedzieli.
Jan Rychlik: Mówimy oczywiście globalnie. W latach 60. wszędzie dochodziło do wielkich przesunięć na lewo, także w Europie Zachodniej.
Tak więc jest to bez wątpienia część historii obu narodów. A dla mojego pokolenia – miałem wtedy 14 lat; nie angażowałem się wprawdzie w żadnych akcjach publicznych, ale byłem już na tyle stary, żeby rozumieć, co się dzieje – a zwłaszcza dla ludzi starszych był to pierwszy po długim czasie, swobodny łyk powietrza. Dla mojego pokolenia to dziedzictwo jest jednoznacznie pozytywne.
Czy dziś, w sto lat od powstania Czechosłowacji i po ponad ćwierćwieczu od jej rozdzielenia, można powiedzieć, że Czechów i Słowaków łączą ze sobą jeszcze jakieś szczególne stosunki? Inne niż z każdym innym narodem?
Jan Rychlik: Myślę, że tak. Z całą pewnością świadomość tej bliskości nadal trwa. Szczególnie na Słowacji, gdzie zachowała się pasywna dwujęzyczność, która zanika u młodego czeskiego pokolenia.
Ponieważ na Słowacji oglądana jest czeska telewizja, a w Czechach słowacka mało kogo interesuje?
Jan Rychlik: Ależ zawsze tak było, że na Słowacji czytano czeskie książki, a w czechach słowackie tylko z rzadka, albo w ogóle nie. Gdyby się pan zapytał ludzi na praskiej ulicy o współczesnych pisarzy słowackich, to założę się, że większość żadnych nie będzie znała. Na Słowacji zaś nadal istnieje zainteresowanie czeską kulturą. Zawsze tak jest, że mniejszy naród bardziej interesuje się kulturą większego. Czesi przymierzali swoje osiągnięcia do Niemiec i Niemców.
Wytrzymają te szczególne czesko-słowackie stosunki jeszcze jakąś chwilę?
Jan Rychlik: Bez wątpienia. Co najmniej jedno pokolenie. A życzyłbym sobie, żeby przetrwały co najmniej sto lat. Ale to nie ja stanowię reguły tej gry.
prof. Jan Rychlík (rocznik 1954)
Historyk i etnograf, przewodniczący czeskiej części Czesko-Słowackiej Komisji Historyków. Specjalizuje się w czeskiej, słowackiej i czechosłowackiej historii najnowszej, a także w dziejach narodów bałkańskich. Naucza na uniwersytetach w Pradze i Libercu, wykładał również na uniwersytecie w słowackiej Trnawie. Podczas studiów doktoranckich na uniwersytecie w Sofii pracował w Instytucie Folkloru Bułgarskiej Akademii Nauk.
REDAKCJA POLECA