Roman Giertych
Publikuję list mego stryja Wojciecha Giertycha OP (za Jego zgodą) w którym opisuje on trochę życie obecne za Żelazną Bramą Watykanu i swoje refleksje na czas epidemii. Mój stryj jest dominikaninem, który pełni funkcję osiemdziesiątego siódmego Teologa Domu Papieskiego istniejącą od Średniowiecza (jest pierwszym Polakiem na tym stanowisku).
Drogi Romku,
Wyglądnąłem dzisiaj z okna na Plac św. Piotra i jeszcze nigdy nie widziałem go tak pustego. Uderzająca pustka. Nie ma pielgrzymów, turystów, nawet i bezdomnych . Przejmująca cisza tego Placu, który od wieków tętnił życie i gwarem.
W mojej pustelni nic się nie zmieniło. Jedynie korytarz obok mego mieszkania, którym każdego dnia tysiące turystów zmierzało do Kaplicy Sykstyńskiej jest pusty. Każdy więc krok na wielkim korytarzu rozbrzmiewa echem. Można powiedzieć, że od 14 lat jestem w kwarantannie :), więc dobrze się przygotowałem do obecnego lock down. Tylko przed sklepem watykańskim godzinna kolejka, gdyż wpuszczają wyłącznie po dziesięć osób. Za to można spokojnie spacerować po Ogrodach Watykańskich.
W ciszy Watykanu, mając teraz trochę więcej czasu przeczytałem powieść Newmana, Callista. Rzecz się dzieje w Afryce, a więc w dzisiejszej Tunezji w czasach św. Cypriana z Kartaginy. Uderzyła mnie uwaga bohaterki, wówczas jeszcze poganki, iż w jej instynktownym ujęciu, istotą religii to jest „odpowiedź duszy dana Temu, który pierwszy ją zauważył”. Autor w ten sposób wskazał, że inicjatywa wiary jest zawsze Boża a nie ludzka.
Mam wrażenie, że u nas i w większości krajów o tradycji katolickiej ludzie tego nie rozumieją. W okresie kontrreformacji teologowie zaczęli twierdzić, że wiara opiera się na jakiś rozumowych racjach czy też na społecznych lub narodowych tradycjach. Księża, więc starali się wymuszać na ludziach wiarę, na siłę, co spowodowało bunt ludzi myślących. Do dziś widzimy skutki tego spięcia. Newman, jako Anglik, nie był naznaczony po-trydenckim barokowym katolicyzmem, tak bardzo obecnym w Polsce. Jego droga intelektualna wiodła przez studia nad starożytnością. Przy pewnej okazji, w Oksfordzie powiedział, że „chcieć narzucać ludziom wiarę za pomocą argumentów jest taką samą niedorzecznością jak narzucanie jej za pomocą tortur”. Ludzie mają dość tych tortur, i trudno im się dziwić.
Gdzieś wyleciało dawne przekonanie Kościoła, że wiara jest darem, dawanym przez Boga według jego hojności, a więc, i nierównie. Do jednych, Bóg przystąpił bliżej, a inni pozostali dalej. I nie ma na to rady. Możność zaś trwania przy Bogu nie jest, więc, ani powinnością, ani nagrodą, ani należnością, ani też karą. Jest czystym darem. Natomiast Bóg, jak każdy dobry Ojciec cieszy się z odzewu, i wcale się nie dziwi, że on jest zróżnicowany.
My nie mamy naturalnych receptorów zdolnych do otwarcia się na Boga. One są dodatkowym narzędziem, który otrzymaliśmy przy chrzcie. Ale nie każdy o tym wie. Czasem ten dar jest jak zapomniany program w komputerze, zainstalowany, ale nigdy nieużywany. Wiara, uzdalniająca do styku z Bogiem może tkwić w duszy, bardzo głęboko, nieznana, zignorowana, przysypana niemiłymi doświadczeniami, ale to nie znaczy, że jej nie ma, choć niejednemu może się zdawać, że jest ateistą. Aby na ekranie świadomości pojawiło się zaufanie Bogu, trzeba tylko prostego kliknięcia, wyjścia umysłu poza granice, nad którymi się w pełni panuje, i zdania się na tajemniczego Boga.
Tego typu refleksje narzucają mi się, gdyż po tym okresie epidemii będą wielkie zmiany. W polityce, gospodarce, ale również w Kościele. Mam nadzieję, że wiara zostanie ludziom ukazana przez Kościół jako szansa do uchwycenia, a nie obowiązek do wypełnienia. Oby również było tak w Polsce.
Czy czas, który teraz przeżywamy, nie jest nam właśnie dany po to, aby w nas się coś nowego, niespodziewanego obudziło? Może, jak mówi papież Franciszek, nie zauważyliśmy, że wokół nas i w nas samych są ciemne sfery i okresy. A teraz mamy okazję te niepokoje a także i zasłony dymne, pod którymi się skrywaliśmy, zauważyć. Kwarantanna narzuciła nam rekolekcje – bez księży, bez tłumnych zgromadzeń, bez gadania. W ciszy własnego domu, organizując sobie po swojemu swój dzień, pomiędzy dłuższym spaniem, poczytaniem czegoś mądrzejszego, na co nie było czasu, pomiędzy rozmową z rodziną i poważniejszym sprzątaniem mieszkania, w tym dziwnym niepokoju, możemy też zatroszczyć się o chwile pełne spokoju, w których może odezwie się na ekranie duszy sygnał pochodzący od Tego, który pierwszy nas zauważył. Oby wielu ludzi ten moment wykorzystało.
Uważajcie na siebie, bo we Włoszech w początkowym okresie epidemię zlekceważono. Wiele z tych obecnych tragicznych skutków, to efekt lekceważenia rad lekarzy-epidemiologów. Nie wychodźcie z domu bez ważnej potrzeby.
Trzymajcie się zdrowo!
o. Wojciech