Redaktor DW Robert Mudge
Robert Mudge jest dziennikarzem DW, urodził się w Wielkiej Brytanii, mieszka w Niemczech i z wielkimi obawami śledzi przebieg brexitu
23 czerwca 2016 roku zrezygnowałem z porannego rytuału i przestałem ciągle sprawdzać najnowsze wiadomości. Pojechałem do pracy nieświadomy tego, co się wydarzyło – pisze Robert Mudge. KOMENTARZ
Na ten dzień miałem przygotowane dwa komentarze. Jeden – na wypadek wysoce nieprawdopodobnego wydarzenia, jakim jest głosowanie Brytyjczyków za wyjściem z Unii Europejskiej, drugi zaś o tym, że – oczywiście – zostajemy.
Nie przepadam za nadużywaniem tego sformułowania, ale naprawdę byłem w szoku, gdy wszedłem do newsroomu. Moi niemieccy koledzy powiedzieli mi potem, że wyglądałem, jakbym zobaczył ducha.
Przez ostatnich kilka lat widmo brexitu przybierało na sile. Nawet wtedy – naiwnie, jak się okazało – trzymałem się nadziei, że kraj pójdzie po rozum do głowy i odwoła tę decyzję. Podczas gdy przyjaciele i koledzy wokół mnie ubiegali się o niemieckie obywatelstwo, ja odwlekałem to mniej więcej do ostatniej chwili.
Imperium kontratakuje
Choć całkowicie akceptuję wynik demokratycznego głosowania, wciąż jednak odmawiam przyjęcia do wiadomości procesu, który nas do tego doprowadził: intryga zbudowana na błędnych wyobrażeniach, kłamstwach i dezinformacji.
Wielu z tych, którym oczy zamydlili solipsystyczni i kierowani prywatą przywódcy, począwszy od architekta brexitu Davida Camerona na obecnym premierze Borisie Johnsonie skończywszy, to orędownicy tego, by Zjednoczone Królestwo tkwiło w przeszłości. Niedorzeczne jest wyobrażenie, że naród, który sam niegdyś szczycił się stworzeniem imperium z uciemiężonych kolonii, teraz sam musi wyzwolić się z kajdan Unii Europejskiej.
Te zasady i regulacje, tak pogardzane przez kolejne rządy niegdyś i teraz, zostały przecież uformowane, tak czy inaczej, przez Zjednoczone Królestwo. Żaden inny członek UE nie otrzymał tak wielu zwolnień i ulg.
Unia Europejska nie jest doskonała, daleko jej do tego. Błędne jednak jest myślenie, że Zjednoczone Królestwo bardziej skorzysta na umowach z poszczególnymi krajami unijnymi oraz innymi poważnymi kontrahentami. Jak na razie podpisano tak zwane umowy kontynuacyjne z państwami takimi, jak Lichtenstein, Wyspy Owcze, Gruzja i Liban, by wymienić tu kilka z nich.
Z całym szacunkiem, ale nie są to potęgi gospodarcze. Na razie jednak nie ma powodów do paniki. Były minister handlu międzynarodowego Liam Fox twierdził wówczas, że „umowa handlowa z Unią Europejską powinna być jedną z najprostszych w historii ludzkości”. I dalej: że ma 40 umów czekających w kolejce do podpisania w „sekundę” po brexicie.
W jakim stopniu atrakcyjny dla zewnętrznych inwestorów jest kraj, który w wyniku brexitu wykańcza swój kluczowy przemysł i usługi?
Nie trzeba być Einsteinem, by zrozumieć, dlaczego najważniejsi producenci samochodów zamykają fabryki i przenoszą się do Europy kontynentalnej, lub dlaczego najważniejsze instytucje finansowe przeprowadzają się do Paryża i Amsterdamu. Nie wspomnę o stratach powstałych, gdy pochodzący z krajów Unii naukowcy oraz nauczyciele pakują manatki i wyjeżdżają.
In vino veritas?
Nie lękajcie się jednak jest jeszcze nadzieja. Jednym z rządowych brexitowców żyjących w równoległej rzeczywistości jest Steve Barclay, minister ds. wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Ostatnio powiedział, że 99 proc. wina spożywanego na Wyspach pochodzi z importu. Gdy Zjednoczone Królestwo opuści Unię, ów „istotny sektor” mimo wszystko będzie kwitł. Nie zmyślam, poważnie. Dwie rzeczy: Czy kiedykolwiek zatrzymał się na chwilę i zastanowił, dlaczego całe to wino się importuje? I od kiedy w Wielkiej Brytanii produkcja wina jest „istotnym sektorem”?
Wejdźmy na kolejny stopień ignorancji. Znowu, tego nie da się wymyślić. Opowiadająca się za brexitem eurodeputowana June Mummery ostatnio miała objawienie. Wysłała tweeta, że gdy Zjednoczone Królestwo opuści Unię, nie będzie miało przedstawiciela w Brukseli podczas ustalania polityki rybołówstwa. I jakby tego jeszcze było mało, będzie to dla niego oznaczać podzwonne (zawsze jednak mogłaby sprawdzić, czy Johnson nie chowa wędzonych śledzi gdzieś w swojej lodówce).
Wielka Brytania po brexicie będzie rozbitym, podzielonym królestwem. Geograficznie zawsze była poza Europą kontynentalną. Odległość ta stanie się o wiele bardziej odczuwalna politycznie, gospodarczo i społecznie.
Możliwe, że już tego nie zobaczę (w pewnym sensie ma to i dobre, i złe strony), ale przewiduję, że w ciągu kolejnych 20 lat Wielka Brytania będzie błagać z podkulonym ogonem o ponowne przyjęcie do Unii Europejskiej. Warunki wówczas będą jednak nieskończenie gorsze niż te, którymi cieszyła się tak długo.
Źródło: DW
REDAKCJA POLECA