Roman Giertych
Widzimy dzisiaj różnych działaczy lewicy, którzy krytykują PO, że jest słabą opozycją, a po cichu grzecznie zabiegają o uznanie w oczach PiS. Tak robi Leszek Miller, Magda Ogórek, Włodzimierz Czarzasty. Tak też można interpretować ataki Roberta Biedronia na PO, a jednocześnie deklarację, że współpracowałby z PiS w „święceniu” 550 polskiego parlamentaryzmu i przychodził w wraz z nimi do kompromitującego namiotu.
Często ludzie zachodzą w głowę jak to możliwe, że PiS, który zachowuje się od przejęcia władzy jak banda okupantów: łamie Konstytucje, podważa prawa i wolności, pozwala na kradzieże dokonywane w biały dzień, wspiera bezkarność swoich działaczy, posługuje się postkomunistycznymi aparatczykami itd.itp., a nadal utrzymuje wysokie poparcie społeczne.
Jedni wskazują na wpływ TVP w tym obszarze. Inni mówią o słabości opozycji. Mam jednak jeszcze inną teorię, która moim zdaniem najlepiej wyjaśnia przyczynę tego stanu rzeczy.
Już George Weigel w swej doskonałej biografii Jana Pawła II wyjaśnił, że bronią, którą pobił komunistów w Polsce papież była kultura. Kultura rozumiana jako całokształt dóbr niematerialnych narodu, stanowiąca syntezę zarówno dorobku katolickiej części Polski, jak i pozakatolickiej, a nawet częściowo antykatolickiej. Tak zbudował Wielki Papież przewagę moralną nad komunistami, a konsekwencją tej przewagi moralnej było zwycięstwo. Istotą tej syntezy był szacunek okazywany przez osoby z różnych skrzydeł narodowej kultury. Szacunek, który zakładał również konsensus co do tego, że nie budujemy w Polsce rewolucji obyczajowej na wzór wielu krajów Europy Zachodniej. W pewien sposób ten wzór Moralnego Zwycięstwa zaszczepiony w Polsce przez papieża jest potrzebny, od czasu upadku komunistów, do wygrania każdych wyborów.
W Polsce nie wygrywa się sprawną polityką gospodarczą, zagraniczną, a nawet społeczną. Wygrywa się wykazaniem, że moralnie: partia, sojusz, koalicja etc. stoi wyżej niż jego przeciwnicy. Oczywiście ten aspekt moralnej przewagi nie musi opierać się na rzeczywistej przewadze moralnej, czasem bowiem wystarczają pozory tej przewagi.
Niestety PiS uzyskał takie pozory przewagi etycznej nad PO w roku 2015 i nadal pozory te kształtują głowy Polaków. Jedną z zasadniczych przyczyn tego stanu rzeczy jest fakt, że PO zrezygnowała w drugiej kadencji z walki o wyższość moralną. I skręciła w lewo. W stronę środowisk, które nigdy żadnej przewagi moralnej w Polsce nie uzyskają. Ten skręt był związany ze słabością SLD i pokusą zepchnięcia lewicy do ściany (zrealizowanej, ale ze zgubnym skutkiem w 2015).
Niestety ten ruch w lewo spowodował odsłonięcie środka. Tego środka, które pozwalało Platformie zdobywać głosy osób, które nie chciały głosować na PiS, ale swoje poglądy określały jako prawicowe lub centroprawicowe. Takich wyborców w roku 2007 PO miała ponad 30%, a w 2015 ok. 10%. To odpadnięcie tej grupy elektoratu zadecydowało o przesunięciu PiS w stronę centrum. I zadecydowało o klęsce Bronisława Komorowskiego, a w konsekwencji PO w wyborach powszechnych. Oddając głosy centroprawicy Platforma zyskała wyborców lewicowych, ale ich liczba nie zrekompensowała utraty środka.
Przekładając to jednak na język kultury. Co spowodowało to wielkie przesunięcie? Forsowanie różnych projektów (głównie przez premier Ewę Kopacz) o charakterze lewicowym lub skrajnie lewicowym. Symbolem tego była ustawa o ułatwianiu w zmiany płci, która stanowiła sztandar w kampanii wyborczej PO w wyborach powszechnych. Ustawa, którą zawetował jako pierwszą prezydent Duda.
Symbolem jeśli chodzi o kampanię prezydenta Komorowskiego była Konwencja Antyprzemocowa, której media (niesłusznie) nadały lewicowy wymiar. Podpisanie tej konwencji zostało uznane przez środowiska lewicowe jako swój wielki sukces i skłonienie prawicowego Prezydenta do przejścia na ich stronę. Konsekwencją jednak była utrata środka. A wybory prezydenckie wygrywa się środkiem! Przez wyborców centroprawicowych ruch prezydenta Komorowskiego został potraktowany jako zdrada (pomimo tego, że Konwencja nic lewicowego nie zawierała!). I dlatego wygrał Andrzej Duda.
Jak sytuację odwrócić? Platforma powinna wrócić do swoich, zapisanych w programie, korzeni centroprawicowych. To nic, że prawdopodobnie ułatwi to budowanie w przyszłości lewicy. Nie można jednocześnie być prawicą i lewicą.
Jeżeli PO w wyborach 2019 i 2020 będzie znowu się koncentrować na wyborcach lewicy, to przegrają środek, który jest potrzebny do zwycięstwa.
Platforma nie powinna forsować żadnych rewolucji obyczajowych, a najchętniej powinna zakazać w ogóle tematów ideologicznych. I odciąć się zdecydowanie od postaw skrajnej lewicy.
Widzimy dzisiaj różnych działaczy lewicy, którzy krytykują PO, że jest słabą opozycją, a po cichu grzecznie zabiegają o uznanie w oczach PiS. Tak robi Leszek Miller, Magda Ogórek, Włodzimierz Czarzasty.
Czasami te zabiegi o względu PiS wyglądają jak zwasalizowanie. Tak też można interpretować ataki Roberta Biedronia na PO, a jednocześnie deklarację, że współpracowałby z PiS w „święceniu” 550 polskiego parlamentaryzmu i przychodził w wraz z nimi do kompromitującego namiotu.
Takie ataki trzeba potraktować jako okazję do odbicia się od lewicowej ściany i wyznaczenia jasnej różnicy dla wyborców pomiędzy skrajną lewicą a PO. Ustawiłoby to Platformę w centrum politycznym i umożliwiłoby zbieranie głosów elektoratu niezadowolonego z PiS. Barierą, która dzisiaj to uniemożliwia jest fakt, że większość tych wyborców, których do PiS mogłoby zrazić np. przejmowanie sądownictwa, to wyborcy o poglądach centroprawicowych (dawni wyborcy PO). A dzisiaj PO z centroprawicą się nie kojarzy. Trzeba to koniecznie zmienić.
Roman Giertych