Po ostatnim kryzysie, kiedy agencje ratingowe skompromitowały się, przyznając wysokie oceny śmieciowym papierom opartym na kredytach hipotecznych, rola ratingów nieco spadła. Dla inwestorów ciągle są one jednak podstawą decyzji, państwa nie mogą więc ich ignorować.
Znaczenie ratingu odczuliśmy w styczniu tego roku, kiedy agencja Standard&Poor's niespodziewanie obniżyła rating Polski. W efekcie złoty gwałtownie stracił, a rentowności polskich obligacji wzrosły, co podniosło koszty obsługi długu.
Agencje ratingowe publikując swoje opinie, niejako wyręczają inwestorów w badaniu, na ile bezpieczne są papiery, w które lokują swoje pieniądze. Z jednej strony inwestor chce wiedzieć, czy emitent ureguluje swoje zobowiązanie, natomiast temu drugiemu zależy na pokazaniu, że nie będzie z tym problemu. Im wyższy rating, czyli ocena, tym inwestycja bezpieczniejsza, ale i zwykle mniej opłacalna. Emitenci, którzy dostają gorsze ratingi, są mniej wiarygodni, aby przyciągnąć inwestorów muszą im dawać dodatkowe premie za ryzyko - płacą wyższe odsetki.
Główny Analityk Domu Inwestycyjnego Xelion Piotr Kuczyński tłumaczył w rozmowie z PAP, że pierwsze agencje ratingowe powołano na początku ubiegłego stulecia - miały oceniać zdolność do spłaty zadłużenia przez inne firmy, banki, rządy. Obecnie największe znaczeniem mają trzy: S&P, Moody's i Fitch. Zatrudniają rzesze analityków, badają bilanse i rachunki instytucji i państw, starając się nadać odpowiedni poziom ich wiarygodności kredytowej.
- Przez kilkadziesiąt lat utrwaliło się, że głównie ich opinie są brane pod uwagę przez inwestorów, którzy chcą kupić papiery wartościowe, ale także przez instytucje, które w swoich statutach mają zapisaną konieczność inwestowania w aktywa o najwyższych ratingach, czyli np. fundusze emerytalne - wyjaśnił Kuczyński.
Zaznaczył, że do niedawna siła oddziaływania ratingów była olbrzymia, najwyższą ocenę AAA traktowano jako świętość; papiery oznaczone tym ratingiem kupowano "w ciemno". - To się jednak - przypomniał - trochę zmieniło, gdy okazało się, że obligacje oparte na kredytach hipotecznych, które dla inwestorów okazały się "minami", cieszyły się najwyższymi ocenami agencji ratingowych.
Także prof. Leokadia Oręziak z SGH przyznała, że ratingi służą inwestorom - bez nich sami musieliby analizować sytuację np. danego kraju, rozpoznawać ewentualne zagrożenia, czy ich perspektywy. Niektóre fundusze nie mogą inwestować w papiery nie posiadające odpowiedniego ratingu, co napędza rynek dla agencji ratingowych.
- Nic innego nie wymyślono. Musimy je brać pod uwagę, taka jest obiektywna sytuacja. Rating rzutuje na koszty pożyczek, które Polska zaciąga na rynku - powiedziała ekonomistka.
Zaznaczyła, że już teraz Polska jest wśród kilku spośród 28 krajów UE, które płacą najwyższe odsetki od długu.
- Jeśli nasz rating zostanie obniżony, to na pewno lepiej nie będzie, raczej gorzej. Agencje ratingowe rządzą, to rzeczywistość, której nie można ignorować. Jedyne co możemy zrobić, to nie dać agencjom powodu do wystawienia złych ocen - radzi prof. Oręziak.